Miłość. Jedni mają jej pod dostatkiem i zdają się nie zauważać, a inni gonią za nią całe życie nigdy jej nie łapiąc. Jedni piszą o niej rozprawy doktorskie, a inni wiersze. Jedni ją wielbią, a inni w nią nie wierzą. Kim byłam? Do jakiej grupy się zaliczałam? Sama nie wiem. Nigdy nie zastanawiałam się czym jest, ani ile waży i czy jest czymś zdeterminowana. Nie wypatrywałam jej, nie wzdychałam czytając romantyczne powieści. Czasem się o nią potykałam, czasem chyba przechodziła obok mnie niezauważona. Kiedy wreszcie zarzuciła na mnie sieci -wpadłam jak ta syrena. Po sam czubek nosa…

PLUS I MINUS:-)

Przeciwieństwa się przyciągają, mówili. Los wsadził mnie właśnie w taką historię. Ja – zakręcona, wolna dusza pełna radości życia, beztroska i ufna. Ja-przyjaciel świata, miłośnik psów, kotów, jeży i całej reszty. I on. Stonowany, zachowawczy, spięty, konsekwentny i wyprasowany idealnie. Bez zagnieceń i kancików. Konkretny. Zasadniczy. Czym mnie ujął? Nie mam bladego pojęcia. Innością? Sarkazmem i ironią? Złośliwym poczuciem humoru? Oschłością? A może tym, że wcale nie próbował mnie zdobywać. Albo robił to na opak. Pozornie zniechęcając, lekko odsuwając i grając mi na nerwach…

KOBIETO, OSZALAŁAŚ?

Tak, czy siak los nas ze sobą zetknął na dobre. Koleżanki stukały się w czoło. Dziwiły, że wybrałam takiego człowieka. Domatora. Zamkniętego w swoim świecie. Bały się, że utknę z nim na tej welurowej kanapie do końca świata i o jeden dzień dłużej. A mnie to nie przeszkadzało. Od początku każde z nas miało swój świat w który to drugie nie ingerowało. Taka niepisana zasada. Nie kontrolowaliśmy się wzajemnie, nie tropiliśmy i nie robiliśmy wyrzutów kiedy czasem okazywało się, że te plany ze sobą kolidują.

NASZ ŚWIAT

Śmiałam się dużo. On patrzył na mnie z zachwytem mówiąc, że wprawdzie życie nie jest tak zabawne, ale fajnie, że dostrzegam pozytywy. Był zasępiony i zasklepiony, ale mój donośny skrzekot -zawsze lekko unosił jego kąciki ust. Bardzo ciężko pracował na bardzo odpowiedzialnym stanowisku. Ja robiłam rzeczy mniej poważne, albo po prostu nadawałam im inną rangę. Wstawał bladym świtem, kiedy ja przekręcałam się na drugi bok. Szłam spać, kiedy on przechodził z jednej fazy snu w drugą. Trochę się mijaliśmy. Ja jadłam mięso, a on nie. Ja uwielbiałam prowadzić samochód, a on wprost przeciwnie. On był oszczędny, a mnie świat materialny czasem wkręcał po kokardkę.

Wzruszał mnie, byłam dumna. Tak świetnie zarządzał swoimi pracownikami. Był sprawiedliwy,  uczciwy i głodny wiedzy. I dbał o porządek stale trącając mnie łokciem żebym dołączyła. długo miał dużo cierpliwości do artystycznego nieładu, który tworzyłam wokół. Uśmiechał się kiedy gubiłam dwunastą parę kluczy i zakładałam dwa różne buty. Też go wzruszałam.

TEORIA WIELKIEGO WYBUCHU

To trwało lata. A potem nagle – trach! Jakaś nieznana siła spowodowała, że odsunęliśmy się od siebie za daleko. On popłynął w lewo, a ja w prawo. On zasklepił się w sobie, a ja zamotałam w swoich kwestiach. On zaczął się czepiać, że brudno, że rozrzutnie, że nie w porę, że zbyt hałaśliwie, że bez wyczucia. Zrobiło się nieznośnie. Emocje skrzyły jak śnieg w ostrym świetle. Bo i on nagle przestał mnie wzruszać. Drażnił, wkurzał, irytował. Czułam, że zabiera mi powietrze, rujnuje spokój, zatruwa życie. Skończyło się na terapii par, bo byliśmy krok od rozstania. Tak, jakbyśmy nagle dostali na siebie ostrego uczulenia i niezbędna miała okazać się interwencja dobrego alergologa.

ZAPSUTE-NAPRAW!

Było ciężko, ale podjęliśmy rękawicę. Boksowaliśmy się usiłując zrobić porządek, wypielić chwasty, odzyskać równowagę, odnaleźć siebie i znowu dać wolność. To była próba ogniowa. wiele razy wydawało się, że nic już nie może uratować tego popękanego związku, a jednak… W pocie czoła zakasaliśmy rękawy i wygraliśmy ten bój. Wygraliśmy choć znowu mało kto dawał nam szanse, a koleżanki namawiały na rozwód, bo po co mi TAKI upierdliwy facet?!

SZANSA, SZANSA, SZANSA

Daliśmy sobie szansę, dojrzeliśmy, wypracowaliśmy kompromis i nauczyliśmy się dochodzić ze sobą do ładu. Bardzo skłamałabym mówiąc, że jest idealnie. Że podziwiam go i zachwycam się nim jak kiedyś. Nie, myśleć tak byłoby dziecinne. Czasem sama zastanawiałam się dlaczego wybrałam człowieka, który jest tak różny ode mnie. Ale teraz wiem. Dlatego, że łączą nas podobne, w gruncie reczy, wartości. Że choć całkiem inaczej postrzegamy świat -oboje jesteśmy uczciwi i uparci. Nie odpuszczamy, kiedy na czymś nam zależy.

Z NADZIEJĄ W NOWY DZIEŃ

Dziś wstałam znowu po dziewiątej. Popatrzył na mnie z ukosa i zapytał czy pamiętam, że mieliśmy jechać na długi spacer rano. Zrobił tę swoją srogą mine. Przytuliłam się do niego i powiedziałam, to co zwykłam mówić kiedy zaczynał zrzędzić -luzik, arbuzik, kochanie. Uśmiechnął się choć czułam, że sporo go to kosztowało. -Dobra, odpowiedział, zatem masz mało czasu na pindrzenie się, Arbuziku! Podrywaj się do lotu za dwa kwadranse jesteśmy w samochodzie…

Związek to praca. To wysiłki, próby i kompromisy. Jeśli jednak jest miłość, cień miłości choćby,  są zobowiązania i nikt nas nie krzywdzi -warto o nią walczyć. Zawsze. Walczyć i słuchać głos własnego serca, a nie podszeptów innych!  Miłość zmienia się, to prawda, ale czy my sami nie ulegamy ciągłym aktualizacjom?!

 

Słowa rzucane na wiatr!

Photo by Azamat Zhanisov on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.