W poprzedniej części Anna zorientowała się (kolejny raz?), że przez umizgi Arnoldzie straciła nie tylko głowę, ale także pamięć. Po niepokojących telefonach od mamy wyruszyła w podróż do rodziców. Była na siebie bardziej niż zła!

Te kilkadziesiąt kilometrów pokonałam w rekordowym tempie. Niesiona złymi przeczuciami bezwolnie dociskałam pedał gazu do samej podłogi, a samochodzik zwijał się jak bum-cyk-cyk. Dawał radę. Wchodząc z piskiem w kolejny zakręt zastanawiałam się coraz intensywniej, co takiego się ze mną stało. Jak to możliwe, że doznałam tak nagłego uszkodzenia zwojów, hiperwentylacji i rozchwiania pracy serca. Kardiowersja będzie niezbędna, przeszło mi przez głowę i zaczęłam się śmiać. Po chwili dopadł mnie szloch. Jestem podstarzałą, głupią babą, której pomieszało się we łbie i tyle.

Już jakiś czas temu przestałam liczyć zmarszczki. Pierwsze były kurze łapki, potem te łapki zaczęły rozprzestrzeniać się na potęgę. Coraz częściej, mimo pitej litrami wody, dobrych kremów i pomocy kosmetyczki wstawałam pomięta i pognieciona. I skóra już nie ta sama co kiedyś, i przemiana materii niegdysiejsza. No, stara głupia baba, której zachciało się amorów. Tę nieprzyjemną konstatację przerwał mi dobrzez znany dom przed którym zatrzymało się moje auto. Tak, właśnie zatrzymało. Droga, którą pokonałam była jakby nierealna. Nic nie pamiętałam. Wsiadłam pod domem i wysiadłam pod domem. Chyba powinnam zacząć się siebie bać! A co jak przejechałam na czerwonym, albo jak kogoś potrąciłam.

Na miękkich nogach wysiadłam z auta. Zanim skierowałam się w stronę domu obeszłam samochód dookoła sprawdzając czy nie ma na nim jakiś śladów wskazujących na dramaty, które całkiem poza mną mogły rozegrać się w trakcie przeprawy między punktem A, a punktem B. Na szczęście wgnieceń nie było, karoseria lśniła, szyby były całe. Znowu ofuknęłam się w myślach. Dzień świra i tyle…

W domu zastałam roztrzęsioną mamę. Tatę w nocy zabrała karetka. Coś niepokojącego działo się z jego sercem. Teraz właśnie robili mu badania, a ją odesłali do domu. Wieczorem planowała odwiedzić tatę… taksówką. Przyszło mi do głowy, że całe szczęście, że nie zapomniałam o szczoteczce i innych niezbędnych akcesoriach. No! Nie zapomniałam o niczym z wyjątkiem…. – Zaraz, zaraz, a gdzie ja mam telefon, wykrzyknęłam jak oparzona?! Mama patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Patrzyła tak, jakby mnie nie poznawała. Jakby ktoś mnie podmienił. – Anno, czy u ciebie na pewno wszystko w porządku, bo zaczynam się niepokoić, posumowała.

A u mnie w porządku nie było. Gdyby nie znak zaptania w kwestii stanu zdrowia taty pewnie mknęłabym już z powrotem tylko po to żeby zabrać z domu telefon. W ten oto sposób zostałam odcięta od Arnolda, Ewy i dobrej kawy z ekspresu. Została mi ta po turecku lub rozpuszczalna. Ech… Dobra, niech się dzieje wola nieba. W końcu  w życiu nie ma przypadków!

Tymczasem rozgościłam się w pokoju gościnnym, suczydło zajęło najwygodniejszy fotel w salonie, a mama nerwowo kręciła się po domu gotując i sprzątając jednocześnie dodatkowo marudząc pod nosem. Na mnie. Na mój pośpiech, roztrzepanie. Sama zadawała sobie pytanie w stylu – i co się z nią porobiło?!

Po wizycie w szpitalu wróciłyśmy prosto przed telewizor. Do obszernego pokoju z dębowymi meblami w stylu retro, ciężkimi krzesłami, ogromnym, masywnym stołem. Zanim się spostrzegłam siedziałam okryta kocem, z solidnym kawałkiem ciasta na talerzu, a obok parowała gorąca herbata. Mama wyciągnęła albumy ze zdjęciami i postanowiła przypomnieć mi jak to dawniej bywało. Może chciała żebym wróciła pamięcią do samej siebie?

Na pierwszych zdjęciach byłam bardzo malutka. W haftowanej czapeczce. Potem rosłam w postępie geometrycznym. Przedszkole, podstawówka, liceum, studia. Zdjęcia z moimi kolejnymi chłopakami, których przyprowadzałam na święta i ostatnie zdjęcia w towarzystwie ciotek i suczydła.

-Matko, pomyślałam, nie mogę dopuścić żeby dalsze zdjęcia utrzymane były w tym tonie! Ja plus inne starsze, samotne, zawiedzione życiem, zgorzkniałe i smutne kobiety? Nie! Co to, to nie! Moja przyszłość miała być malowana pastelami. I jednym z elementów obrazu był Arnold. Byłam tego teraz niemal pewna!

 

Arnold i Spółka (cz. 20)

 

Photo by John Salzarulo on Unsplash

 

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.