W poprzedniej części Anna otrzymała od Arnolda propozycję nie do odrzucenia. Propozycję założenia rodziny. Jej marzenia zdawały się realizować w przyśpieszonym tempie. Tylko im było bliżej, tym było dalej… Tym ilość wątpliwość w głowie Anny zdawała się kiełkować w postępie geometrycznym.

Kurza twarz! Morze, romantyczne chwile, rzewne wyznania, plany zakupu wspólnego domu, wyprodukowania wspólnego dziecka i zrealizowania projektu WSPÓLNE życie, sporo tych nowinek jak na jeden raz. I do tego jeszcze te listy jako przerywnik. A może refren? W momencie kiedy planowałam wreszcie zapoznać się z treścią tajemniczej korespondencji zostałam wezwana do recepcji. Poszliśmy razem. Wędrując po schodach zdałam Arnoldowi relację z tej historii. Opowiedziałam o niebieskich kopertach i lęku jaki we mnie wzbudza ten ktoś… Mój ukochany był wyraźnie poruszony i zły. W końcu ktoś śmiał polować na jego kobietę, a to NIEDOPUSZCZALNE! Zapewnił mnie, że przy nim nic mi nie grozi. Uwierzyłam na słowo! No jak mogłam inaczej?!

W recepcji uprzejma Pani przekazała mi… kolejny list w niebieskiej kopercie. Pobladłam. Usiadłam na fotelu, a Arnold wypytywał tę kobietę o każdy szczegół dostarczenia tej przesyłki, o osobę, która go przywiozła i całą resztę. Wyłączyłam się. Uciekłam w świat fantazji. Nie chciałam czuć się jak zwierzyna łowna! Tymczasem Arnold był wyraźnie wytrącony z równowagi i poruszony. Bardzo, ale to bardzo zdenerwowany. Choć starał się pokryć ten niepokój sztucznym luzem i żarcikami – widziałam, że bardzo to mocno przeżywa. Nie zastanawiałam się dlaczego aż TAK BARDZO…

W pokoju otworzyliśmy te listy grozy. Nie, nie były pisane odręcznie. Komuś zależało żeby zachować maksymalna anonimowość. Były wyznaniem miłosnym i jednocześnie ostrzeżeniem. Ktoś usilnie chciał mnie nastraszyć i co gorsza, udało mu się to. Po przeczytaniu listów miałam gęsią skórkę mimo, że obok był Arnold. Zacytuję Ci jeden z nich.

 

Szanowna Pani,

Miłości nie da się kupić. Nie jest na sprzedaż mimo, że ma swoją wagę. Waży dokładnie tyle, ile ludzkie życie. Kocham Panią już drugi raz mimo, że zmieniło się wszystko. I czas, i okoliczności i pora roku. Już nigdy pani nie zostawię. Jestem wierny jak pies. I groźny jak lew. Będę Pani strzegł, będę Panią tropił i chronił przed samą sobą. Już raz to zrobiłem. Pora na powtórkę. Czas miłosnej chwały stoi pod Pani drzwiami. Proszę się na nią otworzyć…

Z poważaniem,

Czarny Rycerz

 

List nie brzmiał przyjaźnie. Żaden. Każdy był niepokojący. Usiłowałam zastanowić się kto to mógł być. Może ten raptus Witold, który nazywał mnie babą i stale się awanturował? Ale nie, może i był groźny jak lew w połogu, ale nie był aż takim świrem. Potrzebował po prostu uległej kobiety i tyle!

Andrzej również nie był zdolny do pisania takich paskudztw. No i był za leniwy żeby jeździć za mną po Polsce. Gdyby wysyłam do mnie listy robiłby to hurtem- sześć na raz, w jednej ubabranej olejem z ryby, kopercie. Albo torebce foliowej:-) żeby było po taniości.

Jakub, syn koleżanki mojej mamy, najbardziej pasował mi do tych anonimów. Był cwaniakiem i typem spod ciemnej gwiazdy. Może spostrzegł, że spotykam się z bogatym facetem i chce teraz jakiś pieniędzy, albo czegoś innego? Jednak listy nie cuchnęły papierosami – może rzucił palenie?

Ignacy, ten, który miał firmę cateringowa i pogonił mnie ze swojego życia dla tancerki brzucha odpadał całkowicie. Choć może porobiło mu się tak po oglądaniu amerykańskiego kina? Kto wie. Nie, nie pasował mi do tej tandety napuszonej banałami!

A może to Zbysiu, który zrobił ze mnie kołowrotek i wrzucił mnie na karuzelę nastrojów? To on sprawił, że przestałam szukać dalej. Dał mi popalić, zatruł radość życia i pozbawił złudzeń dotyczących gatunku męskiego. Może to jemu coś odbiło?!

Postanowiłam do nich wszystkich zadzwonić… Arnold nie był przekonany do tego pomysłu. Miałam wrażenie, że coś wie. I że martwi go to bardzo. Zarzuciliśmy temat dziecka, domu i skupiliśmy się na szukaniu spokoju. I rozwiązania tej sytuacji…

Czułam się jak w potrzasku. Jakby ktoś systematycznie nakłuwał moje serce igiełkami lęku…

Arnold i Spółka (cz. 30)

Photo by Lisa Woakes by Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.