
Życie to podróż. Setki osób, plątania ścieżek, przypływy i odpływy, ciągłe zmiany, litry wypitej kawy i tony powietrza, które przetoczyło się przez nasze płuca. Życie to wieczne korki, przeciągi, rozczarowania. To dążenia, marzenia, plany. Niepowodzenia, rozczarowania i nadzieje. To miłość, radość i rozstania. Życie. W każdym momencie jesteśmy w centrum naszego wszechświata. Czasem wali nam się wszystko na głowę, a czasem podążamy w kierunku, który wieńczy ślepa uliczka. Nic dziwnego, że w pewnym momencie dopada nas ZMĘCZENIE…
W dzieciństwie i wczesnej młodości czas płynie inaczej. Wolniej. Więcej go na przystanki, zaczerpnięcie świeżego powietrza, głęboki oddech. Z czasem przyśpiesza, kurczy się i skraca nam ten oddech. Jednak od zawsze życie, niezależnie od tempa w jakim pędzi, wystawia nas na próby, obsadza w dziwnych rolach (czasem wbrew naszym warunkom)), wciska na ring i obija nam facjatę. Czasem niemiłosiernie. Potem bywa coraz trudniej, bo i zmartwienia mają inną wagę, rangę, ciężar gatunkowy. Komplikacje się wzmagają. Zmęczenie się kumuluje i czasem udaje mu się rozłożyć nas na barki.
„Ludziom przydałby się czasem jeden dzień wolny od życia…” Św Augustyn z Hippony
Zapętlenie totalne?
Znasz to? Kiedy brakuje Ci rąk by zrobić wszystko, co na Ciebie czeka. Kiedy odkrywasz, że jesteś zmęczona udawaniem, wspinaczką na szczyty, których wcale nie chcesz zdobywać. Kiedy tracisz siły tuż przed metą, która okazuje się być kolejnym startem? Kiedy nie pomaga ani systematyczność, ani pracowitość, ani nawet plan? Obowiązków, zmartwień przyrasta, a czasu ubywa. Urywasz więc sen, kradniesz czas potrzebny na relaks, odprężenie czy zwykły wypoczynek. Zapętlasz się w myślach. Robisz osiem rzeczy na raz denerwując się i gubiąc to, co naprawdę ważne. Jeszcze tylko -zakupy, obiad, pranie, prasowanie, opróżnienie zmywarki, poukładanie rzeczy, wytarcie kurzu, umycie podłóg, sprzątnięcie toalety, przykręcenie rączki od patelni, wbicie gwoździa, rozmrożenie zamrażarki, wypastowanie butów i umycie okien. Dodasz coś do tej listy? Z całą pewnością…
Czasem robiąc kolejne rzeczy pragniesz uciec, zapomnieć o innych kłopotach, ale tak to nie działa, prawda?
Halo, tu ziemia!
Też się na tym łapię. Jestem niezastąpiona, więc sama najlepiej zrobię wszystko. I najszybciej. Najskuteczniej, najsmaczniej. I dopiero kiedy czuję, że zbliża się katastrofa, że brak mi już sił do czegokolwiek przypominam sobie, że czas wziąć L4 od wszystkich obowiązków.
Czasem też miewam chandry wynikające z zapętlenia. Zastanawiam się czy jestem tu, gdzie być powinnam. Czy robię to, co czuję, że chciałabym. A może komuś sprawiam ty przykrość, albo daję za mało z siebie?
Symptomy wyczerpania baterii
- nieadekwatne reakcje na bodźce, które zwykle mnie nie irytują lub czynią to w stopniu nieznacznym
- płaczliwość lub krzykliwość czyli rozdrażnienie przez duże ER
- całkowity brak dystansu
- ból głowy, osłabiona koncentracja
- kompletny brak sił (zaczynam marzyć o śnie, o cholernym kwadrancie drzemki-nawet na stojąco!)
- nieułożone włosy, niepomalowane paznokcie, wory pod oczami
- desperackie próby zrobienia wszystkiego w jednej chwili, byle mieć z głowy
Zastanów się czego Ci potrzeba
Czasem nie wystarczy kubek kawy i miękki fotel. Czasem trzeba zrobić dla siebie coś więcej! Dać sobie czas! Mieć do siebie cierpliwość i duże pokłady życzliwości.
U mnie zaczyna się od snu. Musze go nadrobić niezależnie od powodów zmęczenia. Zwykle to jego brakuje mi najbardziej, a jego niedobory sprawiają ból, rujnują radość. Kiedy trochę nadgonię chwytam za książkę, włączam konkretny film, urządzam sobie salon kosmetyczny w łazience ostrzegając domowników, że wejście do niej -grozi chwilowym wybuchem gniewu. Mówię osobom bliskim sercu, że jestem na granicy, że potrzebują ich pomocy i ciszy, albo ostrzegam, że musze się wypłakać. I wyłączam się szukając ukojenia. Sporządzam mapy mysli, listy zalet i wad, plusów i minusów – jeśli mam jakiś problem do rozwiązania, ale robię to kiedy już nieco odpocznę. A ty? Wiesz co sprawia Ci przyjemność, wycisza, odpręża, pomaga złapać dystans? Wiesz jak się zresetować?
Zastopuj poczucie winy
Zanim jednak nauczyłam się resetować na dobre i zrozumiałam, że nikogo tym nie krzywdzę (a wprost przeciwnie!) miałam epizodyczne napady poczucia winy. Włączałam tryb ładowania baterii i cyk, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dopadały mnie wyrzuty sumienia. Były bezlitosne, ogromne i piekielnie uciążliwe. Miałam wizję. Czułam, że czegoś nie zdążyłam, że powinnam, że muszę, że nie dałam rady, że kogoś rozczarowuję. Porównywałam się z innymi i zawsze wychodziło mi, że jestem gorsza. Bo podłoga niezbyt czysta, firanki nieuprane od kilku miesięcy, obiad w powijakach i nawet nowego filmu Allena nie zdążyłam obejrzeć… Kiedy przyznałam sobie prawo do bycia nieidealną poczucie winy zelżało!
I co dalej?
A Ty co robisz tracąc siły? Może teraz właśnie jest czas, by się nad tym zastanowić. I trochę odpocząć…
Photo by Erii Gutierrez on Unsplash
4 komentarze
Ja też nie umiem się zatrzymać. Stale mam wrażenie, że coś musze, bo to mój obowiązek, bo ktoś będzie niezadowolony, bo kogoś zawiodę. Nie umiem odpuszczać, ale próbuję się tego uczyć. Dziękuję za ten tekst.
Alla, powodzenia. Trzymam kciuki! Z autopsji wiem, że to nie jest łatwe, ale osiągalne!
Ciepło pozdrawiam,
Kasia
Ja ostatnio tak mam chce zrobić kilka rzeczy na raz, a gdy już mi się trafia chwila czasu dla siebie to tracę ją na bezsensowne rzeczy i tu znów frustracja… Chyba najlepszy dla mnie jest spacer przewietrzenie głowy i zresetowanie myśli ?
Happy Books, dobrze to znam. U mnie w takich sytuacjach sprawdza się też spacer z psem, albo bieganie:-).
Miłego dnia,
Kasia