Kiedy dorośli walczą dzieci cierpią milcząc. Karolina i Zuzka już dawno zorientowały się, że w małżeństwie rodziców, coś nie gra. Postanowiły przeczekać, jednak sytuacja stawała się coraz bardziej nieznośna…

Czternastoletnia Karolina i dwunastoletnia Zuza przyglądały się tej walce w klatce, tym miotającym się rodzicom. Komu kibicowały? Trudno powiedzieć choć matka zawsze była im bliższa. Teraz z przerażeniem patrzyły na ten bokserski pojedynek na ringu ich życia. Było coraz gorzej! Dziś punkt widzenia starszej córki naszej skonfliktowanej pary! Czemu i ona nie miałaby zabrać głosu?

Karolina nie spodziewała się, że sprawy zajdą tak daleko. Od dnia tej felernej rocznicy w domu nie było ani chwili spokoju. Ojciec znikał, zamiast normalnie mówić burczał, wrzeszczał na mamę i kompletnie brakowało mu cierpliwości. Przestał żartować, pytać co u niej i interesować się jej światem. Nie oszukujmy się, nigdy nie mogła na to specjalnie liczyć, ale zwykle  starał się chociaż zachowywać pozory. Teraz nawet już nie próbował.

Trudno było jej nieść na plecach cały ten bagaż. Do tego dochodziła szkoła. Całkiem nowi ludzie, bardzo wymagający nauczyciele, przepychanki, budowanie pozycji i udowadnianie sobie na wzajem kto jest górą. Nie, nie dawała sobie w kasze dmuchać, ale było jej bardzo ciężko. Koleżanki rywalizowały ze sobą walcząc o pryszczatych kolegów z klasy. Kilka z nich paliło, inne prześcigały się w wulgarnych odzywkach. -Prestiżowa szkoła, dobre sobie, myślała Karolina usiłując jakoś się w tym wszystkim odnaleźć.

Mama zawsze jej powtarzała, że to mężczyzna powinien biegać za kobietą, że nie oceny są ważne, a wiedza, ambicje i plan na siebie. Wreszcie, że kobieta powinna się cenić, szanować i nie płynąć z rzeką tylko pod prąd. Jak ona miała się do tego wszystkiego dopasować? Płynąć pod prąd – czyli przeciwstawić się wszystkim tylko po to, żeby udowodnić mamie, że jest coś warta? I tak była odszczepieńcem, bo od samego początku świetnie się uczyła i uprawiała sport. Tych piątek i szóstek koleżanki nie mogły jej darować. Była kujonem. Dziwadłem. Ilez razy drwiły z niej i podkpiwały. Ileż razy upokarzały ją publicznie, wytykając palcami i przezywając. Ileż razy, mówiła im, że ma w poważaniu ich opinie… Tak, czy siak słabła z każdym dniem.

Całe życie starała się zadowolić mamę. Chciała, żeby była z niej dumna, zadowolona. Całe życie miała być chodzącym wzorem dla młodszej siostry. Miała jej pomagać, wspierać i ochraniać przed światem. – Zabierz ją tam, pokaż jej tamto, pomóż jej w tym, czy w tamtym. To Twoja siostra. Będzie z Tobą, kiedy nas zabraknie, powtarzała stale mama wbijając ją jednocześnie w poczucie obowiązku i winy. Bo Zuzia była młodsza. Nie kapowała wszystkiego, zachowywała się dziecinnie, słuchała rapu i szalała bez umiaru. Podkradała jej dezodorant, bransoletki i w tajemnicy grzebała w telefonie. Była jej przeciwieństwem. Trudno zrozumieć kogoś, kto nadaje na całkiem innych falach.

Zresztą czy ktoś ja kiedyś pytał czy chce mieć siostrę? Czy to jej marzenie? Dlaczego musiała ponosić konsekwencje rodzicielskich decyzji. Mają dwie córki i nie powinni zwalać na jedną z nich częściowej odpowiedzialności za drugą. To zwyczajnie nie było w porządku. I to oczekiwanie, że podporządkuje swój plan dnia żeby siostrę gdzieś zabrać czy skądś czasem odebrać. Że będzie zawsze pomocna, wyrozumiała, rozsądna i odpowiedzialna. Miała tego po dziurki w nosie.

Buzowały w niej silne emocje. Rodzice dawali popalić nie tylko teraz, kiedy coś im odbiło, ale i na co dzień. Mama miała swoja wizję świata, którą katowała ją chyba nieświadomie. Tata sprawdzał oceny i krytykował kiedy nie miała piątek od góry do dołu. Krytykował mimo karcącego spojrzenia mamy, która potem wpadała do pokoju i mówiła żeby nie brać do serca tych tacinych komentarzy. A ona zawsze była między młotem i kowadłem. Chciała zadowolić wszystkich. Tymczasem czuła, że wszystkich …zawodzi po całości. Do tego jeszcze ten Kuba.

Kubę poznała całkiem niedawno na jednej z imprez klasowych. Był starszym bratem koleżanki. Miał dziewiętnaście lat. -No fajny był. Studiował zarządzanie, palił e-papierosy i dużo czytał. Nosił glany, ćwiczył na siłowni i był pioruńsko przystojny. Taki niezależny, dorosły facet z własnym zdaniem na każdy temat. Silny. Troskliwy. Zainteresowany. Po imprezie odprowadził ją do domu. Na pożegnanie pogładził po policzku. Ujęło ją to. Było czułe, niewymuszone i miłe. Odkąd się poznali trochę ją nękał na facebooku, komentował jej zdjęcia na Instagramie i wysyłam zabawne smsy namawiając na spotkanie. Normalnie, pogadałaby z mamą, poradziła się, a teraz? Co ma zrobić?

Mama była świetna. Kochała ją nad życie mimo, że stale mówiła jej co ma robić pozornie zostawiając mnóstwo wolności. Podziwiała ją i szanowała. Była piękną kobietą, mądrą i dzielną. Zawsze wiedziała co zrobić, jak się zachować, co na siebie włożyć. Do tego świetnie gotowała i znajdowała tysiąc rozwiązań na każdy problem. Gdyby tylko ona mogła być taka jak ona.

A teraz działy się sceny dantejskie. Mama się pogubiła. Wracała w nocy pijana, tata wrzeszczał, rzucał, wyjeżdżał i tłukł porcelanę. Zuzka tuliła się do niej pochlipując bez przerwy w kącie pokoju. Koleżanki wykluczyły ją ze swojego grona, bo chciała więcej niż one, miała jakieś aspiracje. Kuba usiłował ją poderwać. O co mu chodziło? Czego od niej chciał? Czuła się kompletnie rozbita, Nie wiedziała, co ma zrobić, ani kto jest po jej stronie, a kto nie. Myślała czy nie przeprowadzić się do babci? Ale co z Zuzką? Chciała uciekać jak najdalej. Była na skraju wyczerpania psychicznego. Nikt się nią jednak nie interesował. Ten dom przestał być cichą przystanią, zaczął być tratwą dryfującą po wzburzonym oceanie życia.

Na zawsze razem (cz. 20b)

 

Photo by Gianandrea Villa on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.