Tego było już za wiele. Kłopoty w szkole, burzliwa miłość, ciągła zawierucha w domu i niepewność, która towarzyszyła jej niemal na każdym kroku. Jeśli jeszcze dodać młodszą siostrę dla której stała się ostatnią deską ratunku, wszystko zaczynało wyglądać niemal abstrakcyjnie. Tyle problemów i tyle trudnych decyzji. Zbyt wiele jak na głowę jednej, drobnej i bardzo zagubionej nastolatki.

Karolina była bardzo zmęczona. Od dłuższego czasu uwikłana w konflikt między rodzicami, a teraz siłą wciśniętą w udawaną rekonstrukcję rodzinnej idylli. Po tym wszystkim miała nagle uwierzyć, że uczucie między matką i ojcem jest szczere i trwałe. Jeszcze nie tak dawno skakali sobie do oczu prowadząc jakieś przedziwne gry podjazdowe. Tata nie wracał na noce, mama znikała na długie godziny nie odbierając telefonu. Była bardziej niż przekonana, że lada moment ta cała układanka rozpadnie się jak domek z kart, a ona będzie musiała decydować z kim chce mieszkać. Czy z niestabilną, pokręcona i rozsypaną na sto kawałków matką, czy może z ojcem poważnym i statecznym bawidamkiem. Szczerze powiedziawszy, nastawiła się już na taki obrót spraw. Usiłowała nawet znaleźć w tym coś dobrego. I znalazła.  Rozwód był dla niej wizją spokoju, równowagi, swobodnego oddechu. Braku trzaśnięć drzwiami, nocy wyczekiwania czy pan chirurg zaszczyci dom swoją obecnością czy rozpłynie się w niebycie. Bo przecież, chcąc nie chcąc, uczestniczyła w tym ich tangu na cienkiej linie.

Mama opłaciła jej spotkania z panią psycholog. Chodzili na nie właściwie wszyscy, w różnych konstelacjach. Prowadząca była miła, więc Karolina jeździła tam bez poczucia straty czasu. Dużo mówiła. Skarżyła się na swój pochrzaniony los oczekując ulgi. Uczyła się oddychać, medytować, skupiać się na rzeczach na które ma wpływ i ignorować inne sprawy, których zmienić nie miała jak. Pani Zofia sprawiła, że zaczęła nabierać dystansu do wielu spraw. Lepiej radziła sobie w szkole i przestałą podkulać uszy albo za wszelką cenę unikać konfliktów. Wchodziła w nie jak w masło przeprowadzając swoją grę. Mówiła, gdy coś ją męczyło, kiedy nie miała na coś ochoty lub gdy kto przekraczał jej granicę. Tupała, Pozwalała sobie wyrażać emocje. Wiedział, że nie, to nie.

Ćwiczyła także na Kubie. To on jako pierwszy usłyszał zasadnicze NIE, kiedy zaproponował żeby spędzili wspólną noc u niego na działce. Powiedziała, że nie chce, nie jest gotowa i nie zamierza robić niczego wbrew sobie. Powiedziała to NAPRAWDĘ! No i, że jeśli mu to nie pasuje to droga wolna. Tylko ona wiedziała ile ją to kosztowało. Zadurzyła się w tym chłopaku po same uszy. Gdyby i on ją zostawił nie dałaby rady. Chyba by nie dała. Bo w swojej piekielnej słabości czuła się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Kuba jednak najwyraźniej również czuł do niej jednak coś więcej, bo przeprosił, że ją naciska i obiecał czekać na TEN moment. Przy okazji podarował jej wiele czułości, ciepła i zrozumienia. Przytulał, głaskał po włosach i całował w szyje. No i jak zwykle uważnie słuchał zmuszając ja do wyciągania własnych wniosków. Był jej jedynym przyjacielem. Kimś, kto umiał pokolorować jej bury świat.

W szkole ćwiczyła asertywność na pełen etat. Była wściekła na koleżanki, z którymi nie umiała znaleźć wspólnego języka. No może z małymi wyjątkami. Próbowały się na niej wyżywać i jako, że kiedyś całkiem im to dobrze szło próbowały usilniej. Tym razem jednak spotykały na swojej drodze wojownika, a nie ofiarę. Liceum, do którego poszła, było wysoko w rankingach. Uczniowie znaczyli tyle, co numer na liście obecności i wynik klasówki. Jak podwijała im się noga, nie mogli liczyć na cokolwiek innego, niż wydalenie z placówki z wilczym biletem. Przecież zaniżali średnią. Karolina nienawidziła tej presji, tego reżimu, rygoru i rywalizacji. Zbuntowała się, kiedy wychowawczyni kazała jej donieść na koleżankę, która ściągała. Powiedziała -nie, którego konsekwencje cały czas się za nią ciągnęły.

Wiedziała, że ma prawo, że wolno jej czegoś nie chcieć. Teraz tak bardzo nie chciała tego domu na zadupiu. Miałaby daleko do Kuby, dojazdy do szkoły zajmowałyby jej wieczność, gdyby jeszcze doliczyć podróże na treningi – nie miałaby czasu już na nic. Nie chciała rezygnować z obecnego życia. Kochała to swoje Śródmieście. Znała tu każdy kąt. Tu się wychowała i tu planowała spędzić młodość. Teraz, zupełnie nie biorąc jej pod uwagę, postanowili zmienić jej życie o 180 stopni.

Wściekła wybiegła z domu. Zadzwoniła do Kuby, że musi się z nim pilnie widzieć. Czuła, że tylko on ją zrozumie, tylko na niego może liczyć, tylko z nim może podzielić się każdym swoim nieszczęściem. Pędząc Tamką w dół wpadła na szatański pomysł. Postanowiła dać popalić rodzicom. Postanowiła, że zrobi coś nieszablonowego. Może wtedy do nich dotrze? Może kiedy zrobi coś głupiego zaczną brać ja pod uwagę? Dostrzegą, że ona również ma prawo głosu?!

Na zawsze razem (cz. 70a1)

 

Photo by Keenan Constance on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.