Za kilka dni miała skończyć piętnaście lat, a czasami czuła się jak dorosła kobieta po przejściach. Tak, życie dało jej w kość mimo, że zboku wyglądało jakby los był dla niej szczególnie łaskawy. Zastanawiała się, jak to możliwe, że wszystkim wokół wydaje się, że wiedzą o innych dość, by ich oceniać. Rozważała to odkąd przypadkiem spotkana na Chmielnej koleżanka mamy z dzieciństwa, powiedziała jej, że mając TYLE, zapewne jest najszczęśliwszą osobą na świecie. Stwierdziła, że Karolina jest nie tylko ładna, zgrabna i ma sporo wdzięku, ale także, dzięki udanym rodzicom, stać ją na wszystko o czym tylko mogłaby zamarzyć. Niezłe, pomyślała. Była pewna, że spokoju, poczucia bezpieczeństwa i przewidywalności – nie widziała w żadnym sklepie. Były bezcenne, ale ciotka widocznie jeszcze o tym nie wiedziała. Miała, być może, sporo szczęścia w życiu…

Im była starsza, tym bardziej wkurzało ją wystawianie ocen. Zdawało jej się, że przez to, ludzie nie potrafią być naprawdę zadowoleni z siebie, bo paliwem napełniającym ich wiarę we własne możliwości, stały się pochlebna bądź krytyczna uwaga. Komplement, na chwilę, budował zadowolenia z siebie, a nieprzychylna ocena sprawiała, że tracili grunt pod nogami zapadając się w sobie. To się zaczynało w domu od tekstów w stylu – jakie masz piękne włosy ale fajnie czytasz, jesteś mistrzynią jazdy konnej, nikt jak ty nie umie zrobić tak pysznej zapiekanki, stale coś tłuczesz, jesteś taka fajtłapowata, a kończyło w szkole na cyferce wystawianej koło twojego nazwiska. Byłeś prymusem, rokującym, albo niezgułą. Dostawałeś pięć lub dwa, albo jeden. Siedziałeś w szufladce z przytroczoną naklejką -pracuś, leń, kombinator…

Podobnie było z jej związkiem. Też często lądowali w szufladkach. Widziała jak patrzą na nich ludzie, ona nastolatka, licealistka, a on student. Różnice wieku było widać, bo nie starała się jej maskować makijażem czy strojem sugerującym, że jest starsza. Z czasem przyzwyczaiła się do tych cmoknięć i ciekawskich spojrzeń. Oswoiła również kolegów chłopaka, którzy początkowo nie traktowali jej poważnie. Kuba stanął na głowie, żeby ją szanowali, sam zresztą zachowywał się wobec niej bardzo delikatnie, ale nie traktując jej jak małolaty. Liczył się z jej zdaniem, akceptował wybory i nie musiała mu tłumaczyć, że NIE, to nie, a nie zawoalowane TAK. Wiedział to i nie przekraczał granic.

Chyba tylko on rozumiał ją bez słowa. Wiedział co czuje, czego pragnie, o czym myśli i nie próbował  zmieniać jej ani na milimetr. Umiał czekać, był cierpliwy. Nie wkurzał się bez powodu i mówił o tym, co go dręczy. Zachęcał ją żeby się dużo uczyła, namawiał na dodatkowe zajęcia rozwijające i ani myślał kontrolować. Dawał jej sto procent swobody, która była jednocześnie najciaśniejsza klatką z możliwych. Dlaczego? Zdawała sobie dobrze sprawę, ze takiego faceta ze świecą szukać i robiła wszystko, by go nie stracić. Wszystko, a jednocześnie tak niewiele. Wszystko to, czego pragnęła, a pragnęła niemal tego samego, co on. To było jednocześnie i wyjątkowo proste, i cholernie skomplikowane.

Kiedy patrzyła na perturbacje jakie jej koleżanki mają ze swoimi rówieśnikami – trochę ich żałowała, koleżanek znaczy się. Nie była skłonna aż tak świrować jak one. Aż tyle przełknąć i iść na tak makabrycznie zgniłe kompromisy. I jeszcze te głupie odzywki, potrzeba udowadniania, wszem i wobec tego, że są niemal dorośli, te chamskie teksty, poklepywanie po pośladkach i seksitowskie żarciki. Mierziło ją to bardzo. Była wdzięczna losowi, że jakiś czas temu postawił na jej drodze Kubę, z którym od wielu miesięcy obchodzili kolejne miesięcznice ich związku. I było coraz lepiej.

Lepiej nie było w domu, choć pozornie było bajecznie. Nowe lokum okazało się wspaniałym miejscem o przyjaznej atmosferze. Rodzice cudnie je wykończyli i nadali niezwykłego charakteru. Przyciągało i sprawiało, że chciało się w nim być. Pragnęło się w nim spędzać czas w każdą sobotę i niedzielę, bo w pozostałe dni katastrofą były kilometry dzielące domostwo od szkoły i zajęć pozalekcyjnych. Dojazdy były najsłabszym elementem tej układanki, zwłaszcza dla niej, przyzwyczajonej, że wszędzie chodzi się właściwie wyłącznie na piechotę. Tu trzeba było korzystać z podwózki samochodowej organizowanej przez ojca lub mamę. Dlatego, przewidując taką sytuację, umówiła się z babcią, że w tygodniu będzie mieszkała z nią, a babcia, zmieniając nagle miejsce zamieszkania, zrobiła ją w bambuko, wystawiła ją do wiatru. Takiego czegoś nie spodziewała się. Maria bardzo ją rozczarowała sprawiając, że przez chwilę straciła nadzieję i popadła w czarną rozpacz. Potem co prawda, próbujący chyba naprawić, to co schrzaniła – babcia ponowiła propozycję, zapraszając ją żeby wprowadziła się do niej i Jana, ale ten pomysł to była prawdziwa katastrofa. Przecież można się było domyślić jak zareaguje w takiej sytuacji. Nie dość, że była zła na oboje, to jeszcze miała nocować u pary  zakochanych jak sztubaki staruszków, którym nagłe porywy uczucia odebrały rozum. Na szczęście pojawił się pomysł ulokowania jej z babcią Basią i to był chyba strzał w dziesiątkę. Ucieszyły się obie, choć nigdy nie miały specjalnie bliskich relacji. Każda coś zyskiwała, Karolina spokój, dobrą lokalizację i pyszne jedzenie, a babcia towarzystwo i odebrany jej przez dziadka sens…

Powoli wszystko zaczynało się układać, myślała nieśmiało. Życie ją rozbujało, zwaliło brutalnie z huśtawki i to kilka razy z rzędu, a teraz podarowało jej kolejną szansę na spokój. Liczyła, że z Kubą będzie dobrze, bo będą blisko i każde będzie mogło się realizować bez ograniczeń. Znowu wrócą spacery po Dynasy, Chmielnej, Wareckiej czy Kubusia Puchatka. Znowu wieczorem, w tygodniu pomaszerują do Parku Saskiego i siądą na ulubionej ławeczce. Będzie miejsce dla nich. Nawet parę chwil wczesną nocą, ale zawsze.

Kochała, marzyła i pragnęła. Liczyła, że tym razem los podaruje jej równowagę. Wariactwa miała dosyć. Jedynym szaleństwem była miłość, która burzyła jej krew w żyłach. Miłość pełna wiary i troski, ciepła, zrozumienia i szacunku. Jedna na milion.

Na zawsze razem (cz. 93b)

 

Photo by Anastasia Sklyar on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.