Matka Joanny miała ogromne wyrzuty sumienia. Czuła, że nie sprawdziła się jako matka decydując się na karierę i pozwalając, by Aśkę wychowywał jej nieodpowiedzialny i rozedrgany emocjonalnie mąż fajtłapa. Czego on mógł ją nauczyć, co pokazać, jakie wartości wpoić? Sam przecież miotał się bezustannie między pasją, brakiem weny i płonnymi nadziejami, że kiedyś, ktoś się na nim pozna…
Joanna była wpadką, która zmieniła jej świat wiążąc losy z człowiekiem bez przyszłości. Świadomie jednak zdecydowała, że skoro już tak się stało, to poniesie konsekwencje. Tak ją wychowano. Tej decyzji pożałowała niemal natychmiast. Nigdy nie była z mężem szczęśliwa i zawsze żyli osobno trochę nawet uprzykrzając sobie to życie.
Kiedy tylko nie pracowała, nie uczyła się i nie realizowała jakiś innych, szalenie istotnych planów -starała się Joannę wychowywać. W żołnierskich słowach objaśniała jej świat i stawiała do pionu. Bez dwóch zdań, przez większość czasu była tym złym policjantem, który wymagał i egzekwował, każąc. Nagród za wiele nie było. Bonusem były jej czas i uwaga. Tyle musiało wystarczyć Asiuni. Takie były reguły. Kropka.
Chyba kilka razy jej się przysłużyła. Raz, pozwalając jej jechać na wymarzony obóz konny, po tym jak ojciec nagle i całkiem wbrew jakiejkolwiek logice, zabronił. Kilkakrotnie ratowała ją jeszcze z jakiś mniejszych bądź większych opresji życiowych, mając nadzieję, że zmądrzeje z wiekiem. Łowiła ją zanim córka zaczynała tonąć. Matczyna wędka wyposażona była jednak w ostry haczyk. Każda pomoc miała swoją cenę. Wysoką. Zwykle to była pogadanka, jakaś nieprzyjemna kara albo chociaż tylko milcząca, ale bardzo przykra, dezaprobata.
Wiedziała jak nią potrząsnąć, jak ustawić do pionu, jak skorygować. Może gdyby zaangażowała się w to wychowanie intensywniej, teraz Aśka byłaby rozsądniejsza? Nie ładowała się w jakieś dziwne układy i nie demolowała życia swoim dzieciom?
Pewnie wiele razy dała odczuć swojej jedynaczce, że związek z jej ojcem to ogromne poświęcenie. Może Joanna czuła, że to jej wina? Nie wiedziała tego jednak, nie miała pewności jak jej latorośl oceniała tę sytuację. Jedno było pewne – dała jej pełen dom. Matkę i ojca, którzy mimo braku miłości trwali razem dla jej dobra. Zapłaciła bardzo wysoką cenę za to stworzenie córce normalnej rodziny. Tylko czy ona była normalna? A może każda rodzina jest trochę powichrowana, męcząca i nieskładna? Tak, myślała, że tak właśnie jest…
Córka bardzo, ostatnimi czasy, ją rozczarowywała. Nie tylko bawiła się swoim, bądź, co bądź, dość udanym małżeństwem, ale również zawiesiła na kołek wychowanie córek ładując się w jakieś afery. Jakby tego wszystkiego było mało najwyraźniej oczekiwała, że Karo i Zu dopasują się do każdego jej pomysłu, a nawet jeśli nie -zmusi je do zaakceptowania najgłupszych swoich decyzji -siłą.
Co myślała o tej nagłej przeprowadzce do domu marzeń? Jej zdaniem pomysł był niedorzeczny, żeby nie powiedzieć, głupi. Po jaką cholerę był im ten dom -skoro mieli tak piękne, nowoczesne mieszkanie urządzone ze smakiem i dbałością o każdy szczegół. Po co, skoro wnuczki miały tu szkoły, przyjaciół, zajęcia dodatkowe? Mogli przecież z tym poczekać do emerytury. Widać nie mogli, ale nie mieściło jej się to wszystko w głowie.
Jaka miała perspektywę? Szykowała jej się opieka nad starszą, zbuntowaną wnuczką, która przeżywała burzliwie pierwszą miłość do starszego, choć bardzo sympatycznego chłopaka. Do tego jej mąż chyba zakochał się w kimś na dobre, bo stale mijała się w domu z jakąś kobietą, która byłą ponoć jego modelką. Nie przypominała sobie, żeby wcześniej tak długo kimś się fascynował, ale do jego pracowni, na wszelki wypadek, nie zaglądała. Kto wie, może z czasem niechciany mąż sam zechce się wypisać z tej wieloletniej relacji? Liczyła się z tym, że lada chwila również ona będzie musiała od nowa meblować swój bardzo dorosły już, bo pełen zmarszczek i rys na sercu, świat.
Wracając z długiego spaceru z Zuzanką postanowiła, że w najbliższym czasie skonstatuje się z Janem, ojcem Igora. Koniecznie. Bardzo go ceniła i szanowała, poza tym, że podobał jej się jako mężczyzna. Miał charyzmę i klasę. Chciała poznać jego zdanie na temat tego całego zamieszania, ale też wygadać się, bo zawsze się doskonale rozumieli. A może liczyła na coś jeszcze?
Photo by Jon Tyson on Unsplash
2 komentarze
Babka wariatka. Powinna dawno męża popędzić i zacząć żyć. Córka zresztą też.
Zoyu, babka podjęła własna, świdomą decyzję. Chciała dać, w swoim pojęciu, spokojne dzieciństwo córce:-). Córka chyba kombinuje podobnie -czy to słuszne? Nie mam bladego pojęcia.
Pozdraiwma Cię ciepło,
Kasia