
Mówisz – SOBOTA i myślisz – LUZ! Wyśpisz się za wszystkie czasy, zrobisz sobie domowe spa, spędzisz czas na miłych pogaduszkach z najbliższymi, pójdziesz do kina, wreszcie skończysz czytać książkę i pomedytujesz. Tak wygląda TWOJA sobota? Naprawdę?!
Kiedy czytam radosne wpisy dotyczące tego, że oto i mamy już: piątek, piąteczek, piątunio – od razu myślę o sobocie. Praniu, sprzątaniu, gotowaniu, zajęciach dodatkowych na które trzeba dotransportować małoletnich członków rodziny i całej reszcie krzątaniny z którą kojarzy mi się ten dzień. Bo wolna sobota w zapracowanym świecie zagonionych kobiet jest MITYCZNA!
A jednak zawsze na nią czekam. BEZ WYJATKU! Bo wreszcie będziemy razem. Mimo wszystko. Coś wybuchnie, coś się stłucze, komuś opadnie szczęka, a jeszcze innemu strzeli korba. Będzie radośnie i wściekle, głośno i głośniej. Czasem komuś przegrzeją się zwoje nerwowe, ktoś inny się zagotuje. Inny wpadnie w odrętwienie zwalniające go na jakiś czas z domowych obowiązków. Czasem też zagości katar, kaszel i inne uprzykrzostki, które usprawiedliwią niemoc twórczą. Odrobinę zastopują pęd sobotniego zegara. Jest jeszcze coś, co skutecznie osłabia jego regularne tykanie, ale o tym za chwile…
A, KUKU!
Sobota nie znosi próżni. Pachnie płynem do mycia umywalki, ciastem śliwkowym, kawą pitą w trakcie obierania ziemniaków, zakupami w dzikim tłumie i wieczornym oddechem. I to na ten oddech czekam niecierpliwie (odpuszczając sobie w trakcie dnia wiele, wiele razy!). Kiedy wszystko to, co miało być zrobione – jest na miejscu (albo prawie na miejscu i niemal wszystko), kiedy każdy może powiedzieć, że zrobił co musiał (bądź chciał!) i wreszcie może odpocząć.
TERE, FERE
Bo sobota to także herbata z mlekiem pita pod kocem, pałaszowanie ciepłego jeszcze (wiem, wiem -to niezdrowe!) ciasta, połykana książka, dobry film, spotkanie z przyjaciółmi, rozmowy do białego świtu, gry w planszówki z dziećmi, długie wyprawy z psem, wino, poszukiwanie kasztanów, lepienie bałwanów, sanki, opalanie, wycieczki w poszukiwaniu luzu, spokoju, słońca, towarzystwa. Wszystko zależy od pory roku.
SOBOTA SOBOCIE NIERÓWNA
Latem i wiosną soboty spędzam wśród szumu drzew i śpiewu ptaków. Rozkładam obowiązki na inne dni tygodnia (lub upycham je wszystkie na dnie szafy) czasem podpierając się nosem (ale zamykając oczy!). Sobota to kajaki, kąpiele w rzece, spacery po lesie i oddech w pełnym tego słowa znaczeniu.
Jesienią i zimą soboty pełne są roboty, bo i wymówki w postaci ptaków i drzew brak:-). Dzień jest krótszy, częściej pada więc i nastroje mniej entuzjastyczne. Chciałoby się dłużej pospać, otulić puchową kołderką, a tu zwykle figa z makiem! Obowiązki gonią! Bo zaraz święta, bo przecież jeszcze prezenty, ferie, lekcje do sprawdzenia i tak dalej i tak dalej…
KOBIECE SOBOTY
Odnoszę wrażenie, że kobiece soboty są czymś innym od męskich sobót. Takie dwa, całkiem inne dni. Dwie rzeczywistości w jednej czasoprzestrzeni. Dlaczego? Bo nie umiemy tak łatwo przełączyć się w tryb offline. Panowie, a przynajmniej znaczna ich część, resetują się szybciej. Odpoczywają intensywniej -potrafią wyhamować. Mówią – dość i nie sprzątają łazienki czesząc włosy. Nie wieszają prania, prasują – oglądając serial. Nie myją podłogi jednocześnie rozmawiając przez telefon. Nie są tak wielofunkcyjni. I to ich ratuje! I dzięki temu lepiej odpoczywają…
POSŁODŹ SOBIE SOBOTĘ
A co by się stało, gdyby tę sobotę odtłuścić z obowiązków? Zrobić, w uzgodnieniu z innymi domownikami, jakiś solidny harmonogram prac i się go trzymać? Wmontować w część zadań dzieci (jakże często zapominamy, że szybko rosną i już mogą nam zacząć pomagać!), zachęcić męża by wsparł w tym, czy w tamtym (przecież jest ekspertem w wielu dziedzinach i jego pomoc jest wprost nieoceniona)?!
ZDEJMIJ Z GŁOWY NADMIAR OBOWIĄZKÓW
Ja się czasem buntuję i zachęcam do tego także Ciebie. Może zechcesz zbuntować się ze mną? Oczywiście bez przesady i stopniowo (niezbyt zauważalnie – może zmiana wejdzie w życie niemal niezauważona przez współtowarzyszy niedoli). Metodą drobnych kroczków. Wbrew upływowi czasu nie rwę włosów z głowy. Rano piję kawę i ogłaszam światu, że mam kwadrans dla siebie, a za złamanie tej ciszy przedwyborczej grozi surowy wzrok zmęczonej matki. Działa (nie zawsze!). Odkąd nauczyłam się sygnalizować, że potrzebuję, chcę, albo wprost przeciwnie teraz nie mogę – domownicy zaczęli zmieniać front. Nic nie dzieje się z dnia na dzień, ale systematyczny trening – czyni mistrza.
BĄDŹ ELASTYCZNA, CZASEM ODPUŚĆ
Kiedy czujesz, że padasz z nóg – zarządź przerwę i może spróbuj dać sobie do niej prawo bez wyrzutów sumienia. Wiem, że to boli. Taki zatrzymany nagle bieg potrafi nieźle człowieka zdezorientować i wybić z rytmu. Jak to zrobić kiedy gary zerkają na ciebie krzywo, podłoga wzywa na pomoc, pisklęta wrzeszczą z głodu, a kurze równo zasnuły wszelkie powierzchnie gładkie? A może czas zarządzić właśnie zmianę warty. Przekazać dowództwo, choć na jakiś czas, w inne ręce albo zwiać na moment z posterunku?! To od nas i umowy z naszymi bliskimi zależy czy soboty będą utrapieniem czy może jednak miłym dniem o którym myśli się z rozrzewnieniem.
CHWILA LUZU
Życzę Ci żeby ta sobota była świetna. Pełna gwaru, ruchu lub spędzona tak jak TY lubisz! Byś znalazła dziś chwilkę dla siebie. Może zamiast dwudaniowego obiadu i deseru zaserwujesz najbliższym coś prostszego? Może dziś wyjątkowo wystarczą kanapki? A może ugotuje mąż wspólnie z dziećmi (bawiąc się przy ty setnie), a Ty zrobisz w tym czasie coś z myślą o sobie? Spróbuj. Wypoczęta będziesz szczęśliwsza i spokojniejsza! I tego Ci dziś życzę!
Photo by alex-blajan on Unsplash
2 komentarze
Ja też czekam z niecierpliwością na sobotę. Bo to taki dzień, kiedy fakt masz roboty w pip, ale też i świadomość, że jutro jest niedziela i nie trzeba już myśleć o nadchodzącym nowym tygodniu i stresu z tym związanym. To taki psychiczny luz, sobota daje mi oddech?
Renatko, cudownej soboty!
Ściskam ciepło,
Kasia