Jeszcze zanim odwiedziła Igora w szpitalu poszła na umówioną wizytę do pani psycholog, którą mieli odwiedzić razem. To spotkanie napełniło ją dziwnym spokojem. Dawno nie zastanawiała się tyle nad sobą i nie zadawała sobie tylu pytań. Teraz sięgnęła głębiej i poczuła, że już wie od czego zacząć. Igor, Igorem, a ona powinna teraz popracowac równiez nad sobą. A może przede wszystkim. I dać szansę. Sobie…

Po spotkaniu z terapeutką postanowiła kontynuować te spotkania choćby nie wiem co. Od razu zaklepała sobie kolejny termin zaznaczając, że chce mocno popracować, że tego bardzo potrzebuje.Nie, nikt jej tam nie głaskał po główce, nikt nie słodził, nie dawał gotowców, ani nie podpowiadał rozwiązań. To było jak praca w kopalni. Takie mozolne dogrzebywanie się do swoich potrzeb, lęków, frustracji. Połykanie łez. Bez znaczenia było dla niej to czy Igor dołączy, czy nie. Być może zaproponuje taki miting również córkom. Być może okaże się, że dzięki pracy nad sobą wszystkie lepiej odnajdą się w tej trudnej sytuacji. Być może dziewczynki wybiorą lepiej niż ona, bo będą miały większą wiedzę o sobie…

Była zadowolona, bo miała przekonanie, że wreszcie ktoś jej pomoże bez oceniania, dawania gotowych recept, besztania i robienia wielkich oczu. Ktoś będzie jak latarnia morska, dzięki której trafi wreszcie do siebie samej. Rozprawi się z dzieciństwem, zrozumie czego jej zawsze brakowało i dlaczego władowała się w ten dziwny układ z Igorem. Z całą pewnością zrobiła to z własnej woli. Kiedyś, po prostu, nie przeszkadzały jej pewne zachowania, które teraz przyprawiają o gęsią skórkę. Przecież nigdy nie był ani wylewny, ani tym bardziej czuły. Zawsze skupiony na sobie, pracy i rozwoju. Nastawiony na siebie. Zatem czego chciała teraz? Co ją dziwiło. Tak zachłystywała się tym, że jest męski, zdecydowany, że jest pełen energii, lubi seks i bywa rozkosznie dziki. Czyż nie mogła się spodziewać tego, co nastąpiło? Nie znała ojca Igora? Nie dostrzegała relacji w jakich wrastał. Stosunku ojca do matki, podejścia do kobiet. Masakra. Jakoś jej to chyba umknęło, albo była na tyle zaślepiona, że nie zwracała uwagi na te, zdawałoby się, detale. Poza tym czuła, że on dla niej jednak przełamuje swoje bariery i delikatnie przesuwa granice. Jednak za nią biegał. Jednak ją zdobywał. Jednak bywał szarmancki. Czasami, ale to było coś.

Nigdy nie chciała go zmieniać i chyba nawet nieszczególnie próbowała. Wolała nie zauważać, przymykać oko, szukać problemu jedynie w sobie, a przecież tyle ją to kosztowało. Śmiała się z jego bratem, że związek z nim to jazda bez trzymanki, balansowanie na krawędzi, ale nie dlatego, że był jakoś specjalnie nieprzewidywalny czy kochał ryzyko. Dlatego tylko, że testował jej wytrzymałość do granic możliwości często wcale nie mając tego świadomości. Tak samo było z Piotrem. Igor nie zastanawiając się nad tym co robi i co wygaduje, zawsze wbijał go w ziemię triumfując z przytupem. Kiedy Piter nie dostał się za pierwszym razem na medycynę powiedział mu, że to dobrze, bo nie poradziłby sobie. Zero zrozumienia. Zero wsparcia. Zero chęci pomocy. Jakiejkolwiek. I nie czuł, że sprawił mu ból. Miał chyba cholerną pewność, tego że powiedział coś szczerze, od serca. Ot tak.

Czy prawił jej komplementy? A czy miał taki obowiązek? Czy musiał? Nie oczekiwała tego po nim. Znała swoją wartość. Czuła, że ją akceptuje, że mu się bardzo podoba. Przecież widziała jak na nią patrzy, z jakim uporem ją zdobywa, a potem obserwowała jak odpływa w siną dal. Port za portem. Ten zapach damskich perfum na koszulach, te kwitki z hoteli i cała reszta dowodów, że też była taka głupia.

Kiedy dojechała do szpitala towarzyszył jej jednak już tylko spokój. Przekonanie, że to nie wojna, że obędzie się bez ofiar i, że w końcu jakoś musi być. Tak albo inaczej. A przecież na wstępie mogło być gorzej. Gdyby umarł na przykład. Los dał jej szanse, by sama podjęła decyzje, by się przekonała czego pragnie i zamierzała ją wykorzystać. Ubrana w pozytywne myśli dotarła na kardiologię. W pokoju lekarskim od razu znalazła lekarkę, która znała sytuację Igora, a jak się później okazało, miała z nim nawet kiedyś przelotny romans o czym poinformowała ją niemal na wstępie rozmowy, bez zbędnych ceregieli. To był chichot losu, bo jak twierdziła Igor jej nie poznał. Śmiała się, że dla kobiety to prawdziwa potwarz, ale co tam. Złapały wspólny język wbrew tej pokręconej sytuacji. Tamta powiedziała jej jaki jest jego stan i przekazała instrukcję obsługi zawałowca. Joanna ją znała nader dobrze, ale wysłuchała cierpliwie podkpiwając z męża. Odrobinę sobie z niego pośmiały sadząc, że śpi. Tymczasem on chyba wszystko słyszał,  a może tak jej się tylko wydawało?

Przywitała się z nim nader miło, jak na panująca w ich relacjach pogodę, i zdała mu relację z rozmowy z doktor Martyną. Nie omieszkała wypomnieć mu romansu, który łączył ich kiedyś, a o którym jakimś cudem ponoć zapomniał. Był chyba zdumiony, bo nader szybko porzucił ten temat. Zamiast tego  zrobił jej wykład o grubej kresce, którą chce przekreślić wszystko to, co było. Wszystko, nawet rogi, które jego zdaniem przyprawiła mu romansując z Pawłem. Mówił jeszcze o swoich potrzebach, nowych regułach i tym podobne. Rozgadał się, rozkręcił. Jak na osłabionego miał sporo energii. Miał też alternatywny plan, gdyby jednak pragnęła się rozstać. Nie chciał już więcej udawania, podgrywania i życia na pół gwizdka. Obiecał zaakceptować jej decyzję. Słuchała tego w milczeniu. Nie do końca była pewna czy powinna się śmieć czy płakać. Jednak pod koniec wywodu zrobiło jej się przykro i chyba on to dostrzegł. Przygryzając wargę podziękowała mu za ten gest i obiecała się zastanowić. Poprosiła żeby teraz myślał przede wszystkim  o sobie myśląc równocześnie, że jest to coś, co zawsze świetnie mu się udawało. Chwile jeszcze posiedziała prowadząc z nim jakąś kurtuazyjną wymianę myśli i wyszła stukając obcasami o podłogę. Nie, nie pocałował go, nie przytuliła. Wykonała gest ręką i przesłała w powietrzu całusa. Umówili się, że przyjdzie następnego dnia.

Po wyjściu ze szpitala zadzwoniła do Karoliny, Zuzy i swojej matki-informując je o jego stanie zdrowia i o tym, że planuje być w domu za jakieś dwie-trzy godziny, bo ma coś jeszcze do załatwienia.  Potem wykręciła numer młodszego brata swojego męża i umówiła się z nim na kawę. Potrzebowała rozmowy z jakąś życzliwą duszą, a Piotr z cała pewnością zaliczał się do tego grona. Zaproponował małą czarną w kawiarni z widokiem na Pałac Kultury-oboje lubili to miejsce. Kiedy weszła- już czekał. Nie był jednak sam…

 

Na zawsze razem (cz. 58)

 

Photo by Luis Quintero on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.