Był słaby. Prawie stale spał i bezustannie śnił. Rzeczywistość zlewała mu się z tymi sennymi filmami i przelatywała między palcami. Nie wiedział jaka jest pora dnia, jak przez mgłę rejestrował, że robili mu jakies  badania, mierzyli temeperaturę. Życie w cieniu choroby. Choroba w cieniu życia. Momentami miał wszystkego dość.

Kiedy dotarło do niego, że wróci do pracy co najmniej półtora miesiąca poczuł smutek. To praca była czymś, co trzymało go w pionie w każdej sytuacji. Miał swoich pacjentów, pilne zabiegi i grafik ustawiony na kilka miesięcy do przodu. Co teraz będzie? Wiedział, że niektórzy chcieli żeby to on operował. On i tylko on, wyłącznie on. Sporo było takich ludzi. Liczyli na niego, a on… dał plamę. Jego serce nie wyrobiło. Zbuntowało się choć prowadził dość zdrowy tryb życia. To wszystko pewnie przez te stresy, których ostatnimi czasy miał zdecydowania ze dużo, ale sam był sobie winien.

Doktor Martyna dbała o niego bardzo troskliwie nie wracając już, na szczęście, do rozmów o przeszłości. Pielęgniarki były sympatyczne i niezwykle pomocne, został przeniesiony do jedynki i miał jak pączek w maśle, ale mimo wszystko najbardziej marzył mu się święty spokój. Tymczasem zrobiło się wokół niego gwarnie. Najpierw przyjechał w odwiedziny profesor, jego bezpośredni i jedyny szef. Zorientował się w sytuacji i kazał mu brać się za dupę i jak tylko wróci do formy wracać do szpitala, bo tam bunt. Śmiał się, że chyba nawet powinien być zazdrosny, bo personel płci damskiej nie daje mu już żyć stale dopytując o stan zdrowia poszkodowanego doktora Igora. Pacjenci również nerwowo przytupywali nóżkami. Kiedy profesor wyszedł -zaczął zastanawiać się co z kobietą, z która spędził noc tuż przed wypadkiem. Liczył, że nie przyjdzie jej do głowy robić mu niespodzianek. To była ostatnia rzecz na którą miał ochotę…  Ona zresztą powinna była o tym wiedzieć. Przecież już raz to przerabiali. Zdążył zasnąć, kiedy do pokoju wparowały jego córki budząc go radosnym szczebiotem. Była z nimi jej matka. Zu, wtopiła się w jego włosy, całowała, dotykała i trajkotała jak katarynka. Uwielbiał ją za ta radość życia, entuzjazm, energię. Miał cichą nadzieje, że pójdzie w jego ślady. Karola była mniej wylewna, ale też miała serce na dłoni. I byłą piękną , zgrabną dziewczyną. Łakomym kąskiem. Tak się bał, by żaden dupek jej nie skrzywdził. Teraz nagle przypomiał sobie o tym rosłym gościu z którym jego córka prowadzała się ostatnimi czasy. Poprosił zdumioną teściowa i Zuzkę, by na chwile zostawiły go samego z Karoliną. Widzał, że jego prośba zaskoczyła wszystkie trzy. Najbardziej chyba właśnie Karolę.

Nie lubił mówić, kiedy nic nie było do powiedzenia. Nie mógł jednak sobie przypomnieć czy w końcu rozmawiał z Karoliną o tym mężczyźnie, a ta kwestia nie dawała mu spokoju. Nie był pewien też czy Joanna, która zwyczajowo przeprowadzała tego typu rozmowy, ma teraz do tego głowę, więc postanowił nieco wyjść przed szereg. -Raz kozie śmierć pomyślał i powiedział starszej córce dlaczego związek ze starszym chłopakiem jest ryzykowny. Otworzył się przed nią -może nawet za bardzo, ale czuł, że to właśnie ten moment. Stwierdził, ze jako facet może z pełnym przekonaniem stwierdzić, że młodzi mężczyźni szukają u dziewczyn czegoś całkiem innego niż same dziewczyny. Szukają ekscytacji i seksu całkiem bez zobowiązań. Interesuje ich głównie własna przyjemność i spełnienie, a partnerka służy właściwie tylko do zaspakajania potrzeb rozbuchanego libido. A potem odchodzą szukać kolejnych, mocnych wrażeń. I nie zastanawiają się nad uczuciami tej porzuconej, potraktowanej instrumentalnie dziewczyny. Młodej kobietki, dla której ten seks był czymś niezwykle ważnym, delikatnym, intymnym. Dziewczyny, która miała nadzieje, być tą jedyną, kochaną i noszoną na rękach. Karola, słuchała tych wywodów spokojnie, a kiedy skończył najspokojniej w świecie stwierdziła, że nie ma jeszcze potrzeby chodzić do łóżka z kimkolwiek i zapytała go jak sądzi, kiedy to podejście mija, bo z tego co zdążyła się zorientować on nadal funkcjonuje w ten właśnie sposób…

Cisza, która nastała między nimi ważyła tonę, albo i więcej. Zastanawiał się co powinien teraz zrobić. Bronić się, powiedzieć jej, że jeszcze nic nie wie o życiu, zaprzeczyć, oburzyć się czy zezłościć. Wybrał neutralną, choć pośpieszną, zmianę tematu i zakończenie rozmowy. Pogładził ją po głowie i szepnął, że jedyną rzeczą jakiej teraz pragnie to jej szczęście. Chciała coś dodać, otworzyła już nawet usta ale w tym momencie do pokoju weszła pielęgniarka brutalnie przerywając ich bardzo osobistą wymianę myśli. Kiedy wyszła, do sali wpadła Zuzanna patrząc na nich wyczekująco jednak ani ona, ani on nie mieli ochoty niczego komentować, wyjaśniać ani tłumaczyć. Radykalnie zmienili temat.

Karolina go zszokowała. Czyli ona też wiedziała? Skąd wiedziała? Jak się domyśliła? Czyżby to Joanna puściła parę z ust? Nie, to nie było w jej stylu. To nie było możliwe. Bardzo surowo go oceniła przyrównując do napalonego, niedojrzałego i egoistycznego chłopaka. A może taki właśnie był? Nie pierwszy raz córka otworzyła mu oczy. Kilka tygodni temu od obu latorośli usłyszał, że nie dziwią się matce, bo on przegina. Wtedy uznał ich racje. Teraz tez postanowił głębiej się nad sobą zastanowić.

Kiedy poszły poczuł ulgę i niemal natychmiast usnął. Obudzono go na kolację. Pielęgniarka poinformowała go, że godzinę temu była u niego jakaś pani. Chwile posiedziała i poszła. Uznał, że jeśli to była Ona, to trzeba przyznać, ze ma niezły tupet. Trochę obawiał się, że tak jak poprzednim razem zakończenie tego romansu, który trwał jedną noc, może wcale nie być takie łatwe. Przeklął w myślach ze złością. Nie tego się spodziewał…

Na zawsze razem (cz.58a)

Photo by Nathan Dumlao on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.