Odkąd odkryłam swoją kobiecość zrozumiałam, że nie chcę zadowolić się byle czym. Byle kim. Szukałam, selekcjonowałam, wybierałam. Mój mężczyzna miał sprostać wyśrubowanym oczekiwaniom, co nie było proste, ale byłam przekonana, że w końcu znajdę takiego, który mnie nie rozczaruje. Który zasłuży na mnie. Który mnie rozbroi!
Wiedziałam jak na nich działam odkąd skończyłam siedemnaście lat. Przyglądali mi się, odwracali za mną na ulicy, zaczepiali, zapraszali na randki, podrywali i usiłowali zdobyć z większą lub mniejszą finezją. Czasem w sposób chamski, grubiański lub wyjątkowo niesmaczny. Czasem kulturalnie, rycersko i z fantazją. Najpierw mnie to drażniło, potem złościło, bawiło, a na koniec… postanowiłam to wykorzystać. Ta męska atencja sprawiła, że poczułam swoją siłę, uwierzyłam w siebie i wyrosłam na kobietę zadowoloną z tego, kim jestem i jak wyglądam. Dobra, żebyś sobie nie myślała – nie jestem kretynką. Zawsze miałam świadomość, że sam seksapil w życiu nie wystarczy. Wygląd wyglądem. Wszystko rzecz gustu. Poza tym gwoli ścisłości – nie byłam posągową pięknością z nogami do szyi, ale miałam w sobie najwyraźniej „to coś”, a poza tym…. chrapkę na fajne, ciekawe życie. Inwestowałam więc w siebie. Uczyłam się, miałam pasje, mnóstwo zajęć, byłam ambitna, ciekawa świata i brakowało mi czasu na bzdury. Każdemu facetowi trochę się wymykałam. Kalkulowałam głową zamykając serce w klatce rozsądku.
NIEPOSKROMIONY APETYT NA ŻYCIE
Mój pierwszy partner nachodził się solidnie zanim udało mu się przekonać mnie, że chcę żeby to właśnie on był tym pierwszym. Tym, który wszystkiego mnie nauczy, nie zniechęci, a raczej wprost przeciwnie. Pokaże, zapozna i zarazi radością z seksu. Takie miałam oczekiwania. Nie śpieszyłam się z tym pragnąc żeby ten ważny moment był świętem, rodzajem misterium, odkrywania kobiecości. Słuchałam opowieści koleżanek które robiły to byle gdzie, bez przekonania, z poczucia obowiązku lub lęku przed utratą swojego zwariowanego rówieśnika. Nie wyobrażałam sobie, że można być tak zdesperowaną. Zresztą widziałam w domu stosunek ojca do matki. Ona też zawsze miała wyższe wymagania co do mężczyzn, więc tatko chodził jak w zegarku! Mówiła, że intymność u kobiety rodzi się inaczej niż u mężczyzny i może być pasjonującą podróżą. Wiele razy powtarzał mi, że w związku z samcem trzeba ZAWSZE myśleć najpierw o sobie, bo inaczej stajemy się dla nich nudnymi „mamuśkami”.
Jak już wspomniałam mój pierwszy chłopak nie miał lekko, ale kręciło go to. Sam mi to powiedział. Cenił sobie to, że jestem trudnym przypadkiem. Był pięć lat starszy, studiował architekturę i miał poukładane w głowie. Deklarował, że już się wyszumiał i szuka trwałego związku. Imponowało mu, że tak go wodzę za nos, że jestem niedostępna jednocześnie wiedział, że nie miałam żadnych doświadczeń z innymi chłopakami i chyba czuł ciężar odpowiedzialności. Dużo o tym rozmawialiśmy. On pozornie nie naciskał, ale czułam, że lada moment zwariuje. Jednak ten pierwszy raz zaplanowaliśmy sobie bardzo dokładnie i nie było mowy żeby przytrafił się on nam przypadkowo. Był spokój, klimatyczna muzyka, lampka wina i całkowity brak pośpiechu. Mieliśmy dużo czasu – cały weekend w uroczym drewnianym domku należącym do rodziców mojego chłopaka. I co? Było ekscytująco choć nie tak do końca, ale czułość i troska partnera sprawiły, że w sumie wyszło na plus. Byłam w siódmym niebie…
W SIDŁACH NAMIĘTNOŚCI
Jak można się było domyślić związek rozpadł się po jakimś czasie. Dlaczego? Byłam coraz bardziej ciekawa jak to jest z innymi mężczyznami, tym bardziej, że mój pierwszy facet był piekielnie zazdrosny i zaborczy, co tylko dolewało oliwy do ognia. Usiłował mnie kontrolować i na każdym kroku sprawdzał co robię i gdzie jestem. Wolność tymczasem była dla mnie zawsze niezwykle istotna, a on to widział inaczej. Nie potrzebowałam „hamulcowego”. Wszyscy moi kolejni partnerzy byli starsi, dobrze ustawieni” wyselekcjonowani” i bez żon -takie miałam założenie. I nie myśl sobie, że byłam łatwa – jak to się zwykle określa młode dziewczyny, które mają inną wizję życia niż ich rówieśnice. Zamiast sypiać z nieopierzonymi gówniarzami na łóżku polowym w akademiku – miałam partnerów którzy mieli coś do powiedzenia, zainteresowania, byli w czymś mistrzami i doskonałymi kochankami. Szanowałam ich, a oni rozpieszczali mnie. Sprawili, że rozsmakowałam się w intymności na dobre.
DOLCE VITAE
Skończyłam z wyróżnieniem świetny kierunek studiów na renomowanej uczelni z miejsca dostając intratną posadę. Po znajomości, powiesz? Nie miniesz się z prawdą. Ale wiesz co, zasłużyłam na to! Prezes firmy, w której zostałam zatrudniona od razu na wysokim stanowisku, był moim dawnym kochankiem, który cenił moją umiejętność twardych negocjacji, ambicję, kompetencje i żyłkę do interesów. Zatrudnił mnie, bo wiedział, że mam wiedzę i umiejętności, a poza tym mógł mieć do mnie pełne zaufanie. Zdawał sobie sprawę, bo nie ukrywałam tego przed nim, że docelowo sama chcę otworzyć podobny biznes. Uczciwość zawsze dla mnie dużo znaczyła. Nie znosiłam niejasnych sytuacji i krętactwa. Dużo pracowałam, dokształcałam się, sporo oszczędzałam i bardzo szczegółowo planowałam swoją przyszłość czekając aż na mojej drodze stanie kawaler z fantazją gotów do ożenku. Byłam pewna, że prędzej czy później takiego spotkam.
DOMKI NA PIASKU
Miałam już wizje tego, jak chcę żyć. Marzyłam o budowie domu, założeniu z czasem własnej firmy, dziecku i człowieku, z którym będzie mi fajnie i intensywnie. Szukałam kogoś takiego jak ja. Ambitnego, pracowitego i z fantazją. Nie, nie kogoś kto pozwoli mi leżeć i pachnieć – jeśli tak pomyślałaś jesteś w ogromnym błędzie. Nie czekałam, że ktoś mi coś da. Pragnęłam mieć obok człowieka pełnego temperamentu i wiary, że wszystko w życiu jest możliwe. Franciszek spełniał wszystkie te oczekiwania. I pewnie udałoby nam się wspólne jutro, bo było naprawdę dobrze, gdyby nie „życzliwa koleżanka ze studiów”, która okazała się być również jego znajomą. Spotkaliśmy ją na premierze w teatrze i w kilka chwil udało jej się rozwalić to, co zbudowaliśmy. No może nie do końca rozwalić, ale nadwątlić łączącą nas nić. Zasiać niepewność. Ta przeciętniaczka, zazdrośnica powiedziała Frankowi, że całe studia zmieniałam mężczyzn jak rękawiczki i żeby lepiej na mnie uważał, i jeszcze że zawsze prowadzałam się z majętnymi, starszymi facetami. Kiedy zapytał mnie czy to prawda powiedziałam, że tak było. Może nie jak rękawiczki, ale szukałam. Szukałam przyjemności i kogoś takiego jak on… Tylko czy coś w tym złego skoro nikogo nie oszukiwałam i nie krzywdziłam?!
CZARNE CHMURY
Od czasu wizyty w teatrze moje marzenia o założeniu rodziny z Frankiem zaczęły się sypać. Sceny zazdrości, prowadzenie dochodzenia, grzebanie w telefonie i bezustanne, niekończące się rozmowy skutecznie zabiły we mnie miłość do niego. Nagle zaczął mi wyrzucać, że byłam w stosunku do niego taka wymagająca i trudna do zdobycia, a tu nagle taka informacja… Że niby tylko tak udawałam. Tak sądził. Nie umiałam już z nim być. Nie chciałam. Czułam, że mnie upokarza, ocenia, nie rozumie i wkłada do jednego wora z jakimiś napalonymi panienkami, które chcą się jedynie wygodnie ustawić w życiu. A ja przecież od zawsze ciężko pracowałam na to, co mam. W końcu rozstaliśmy się z hukiem na trzy miesiące przed planowanym ślubem.
HAPPY END?
Nic z tych rzeczy, pokiwałaś głową oceniając mnie? Jeśli tak – przykro mi, ale chyba nie zasłużyłam. Życie bywa brutalne, masakruje nasze plany i oczekiwania choćbyśmy stawali na głowie. Od roku jestem sama. Wokół nie ma ani jednego mężczyzny, który czymś by mnie zaintrygował, a przelotne romanse mnie nie interesują. Skończyłam szukać i nie reaguję już na męskie zaczepki choć bliskości bardzo mi brak. Buduję swój wymarzony dom, jestem wiceprezesem firmy, w której zaczęłam pracować zaraz po skończeniu studiów. Franek próbował do mnie wracać, kolejną szanse chciał dostać także mój pierwszy chłopak na którego kiedyś przypadkiem wpadłam. Ja jednak mam swoje zasady. Wychodzę z założenia, że jak coś się kiedyś zepsuło i nie udało się wtedy tego naprawić – to szkoda na to czasu. A mój czas jest cenny i nie zmarnuję go na nic nieznaczące tańce godowe. Może jeszcze kiedyś spotkam mężczyznę, który będzie jak ja – chciał być przede wszystkim sobą i czerpać z życia ile się da! Jak myślisz -mam szansę żeby odnaleźć szczęście?
Photo by Jonathan Borba on Unsplash
2 komentarze
I co jej po tym uporze? Jest sama i czeka, a mogla sie dogadac z tym człowirkirm i wiesc szczesliwe zycie. Upor to nie najlepszy doradca moim zdaniem.
Lillu, niektórzy nie lubią powtórek :-). Ja też uważam, że nie ma w nich nic złego jeśli nie są ucieczką do bezpiecznego, ale toksycznego piekiełka!
Ciepło pozdrawiam,
Kasia