Nie widział tego. Odkąd odkrył, że Joanna zdradza jego syna nie umiał sobie wyobrazić, że tych dwoje nadal będzie razem. Po jego trupie…

Cholerna szopka, myślał, kiedy dowiedział się od matki Joanny, że zakochane gołąbeczki planują wić sobie nowe gniazdko w jakimś drogim domu na przedmieściach. Masakra. Nie dość, że pewnie wydadzą oszczędności życia, to jeszcze przeniosą się na jakąś wieś, z której jego syn, będzie telepał się do pracy godzinami tkwiąc w korku. I po co to wszystko? Igor powinien teraz dużo odpoczywać, zdrowo jeść, wysypiać się i relaksować żeby dojść do siebie, a nie wywracać życie do góry nogami. Myślał, że przynajmniej jego syn ma łeb na karku, ale chyba się mylił.

Kiedy zadzwoniła do niego Maria -ucieszył się. Synowej nie trawił, ale jej matka to była już całkiem inna para kaloszy. Zawsze miał do niej słabość. Przez chwilę nawet kłębiły mu się w głowie włochate myśli o jakimś romansiku z tą seksowną, pewną siebie kobietą, ale w trosce o relacje rodzinne porzucił tę opcję. Co jakiś czas żałował. Maria była w jego typie nawet bardziej niż bardzo. Teraz jednak czuł, że kobieta szuka pretekstu do kontaktu i strasznie mu to schlebiało. Powodem telefonu miała być troska o wnuczkę, która planowała przeprowadzić się na stałe do niej. Maria chciała spotkać się z Janem i zrobić burzę mózgów. Zastanowić się wspólnie jak przekonać nastolatkę żeby jednak, wraz z rodzicami, przeniosła się na te obrzeża stolicy. Nie, nie dlatego, że dla niej sytuacja była kłopotliwa, czy chciała pozbyć się problemu. Matka Joanny była przekonana, że tak będzie lepiej dla wszystkich. Postanowili się spotkać. Był bardzo podekscytowany. Nawet nie sądził, że jeszcze tak się kiedykolwiek poczuje.

Umówili się popołudniu, po jego pracy. W dniu poprzedzającym spotkanie przyłożył się szczególnie do wyboru ubrania. Kazał Basi uprasować swoją ulubioną koszulę. Zrobiła to, jak zwykle bez szemrania. Nie zadawała również zbędnych pytań, kiedy poinformował ją, że wróci późno i nawet nie wie o której. Przytaknęła głową spisując listę piątkowych zakupów. Przed wyjściem do pracy dała mu buziaka w policzek i życzyła miłego dnia. To miał być zwykły dzień, więc i zachowywali się zwyczajnie. Jak zawsze.

W pracy godziny mu się dłużyły. Miał dwa planowe zabiegi i jednego zawałowca, któremu jakimś cudem uratował życie, choć było to niemal nieprawdopodobne. Był zadowolony. Wszystko szło jak z płatka. Wyszedł ze szpitala z kilkuminutowym opóźnieniem, jednak mimo tego udało mu się dojechać na Podwale i zaparować samochód w takim czasie, że nie spóźnił się ani minuty. Zdążył nawet kupić bukiecik róż i  wygodnie klapnąć na wygodnym, restauracyjnym fotelu. Kiedy przeglądał menu poczuł znajomy zapach…

Maria zjawiła się kilka chwil po czasie, ale spodziewał się tego. Kobieca zagrywka, pomyślał. Wyglądała olśniewająco w eleganckim kostiumie podkreślającym jej dobrą figurę. Była dyskretnie umalowana, uczesana i przyozdobiona w szeroki uśmiech i rozkoszną pewność siebie, która zawsze działała na niego jak magnes. Zanim usiadła do stolika podała mu dłoń, którą ucałował i spojrzała głęboko w oczy. No cóż, kusiła…

Rozmawiało im się świetnie choć kwestia wnuczki okazała się być, jak zresztą podejrzewał, jedynie tematem pobocznym. Szybko ustalili, że właściwie nie będą się wtrącać. Jan zwierzył się Marii, że jest przeciwny całej tej przeprowadzce i ma podejrzenia jakoby jej córka zdradzała Igora. To wyznanie nie zrobiło na towarzyszce kolacji – żadnego wrażenia. Trochę go to zmieszało. Uśmiechnęła się tylko stwierdzając, że krew nie woda i przecież oni sami byli kiedyś młodsi. Zdawało mu się, że wypowiadając te słowa musnęła stopą jego łydkę. Poczuł, że po całym ciele przechodzą mu dreszcze. No, no – Maria pogrywała coraz śmielej, pomyślał wyraźnie zadowolony z obrotu sprawy.

Po pełnej niedopowiedzeń, kokieterii i czarów kolacji, przeszli się jeszcze  na spacer. Trochę kręcili się po Starówce, by na koniec wylądować na Bulwarach. Mówili, słuchali, śmiali się i wygłupiali jak nastolatkowie. Jan czuł, że dawno nie bawił się tak doskonale. Dawno nikt go tak nie rozumiał i nie intrygował równocześnie. Odprowadził Marię niemal pod bramę wejściową. W ciemnym zaułku chwycił ją za ręce i pocałował. Odwzajemniła jego pocałunek z namiętnością. Był niczym bilecik z zaproszeniem na kolejne spotkanie. Nie mogli przestać. Gdyby tylko ktoś ich zobaczył – dwoje staruchów, których poniosła ułańska fantazja. A może dwoje ludzi, którzy od zawsze powinni stanowić duet? Splotli ręce nie mogąc i nie chcąc się rozstać, w zawieszeniu i właśnie wtedy zadzwonił jej telefon. Zerknęła na ekran, zachmurzyła się, przeprosiła go prosząc żeby zadzwonił jak kiedyś znajdzie jeszcze czas, po czym, jakby nigdy nic, odebrała. Odeszła machając mu na pożegnanie.

Kiedy zniknęła za rogiem uświadomił sobie, że chyba postradał zmysły. Nie dość, że wikła się w romans z matką żony własnego syna, ale jeszcze całkiem traci głowę. Gdzie podziały się jego kalkulacje i zdrowy rozsądek? Na dokłądkę zostawił samochód pod knajpą. Zapomniał o nim, jasna cholera! Żeby w tym wieku stracić rozum do tego stopnia? Powolnym krokiem szedł nocnymi, warszawskimi uliczkami w kierunku Starówki. W głowie miał setkę ciężkich myśli i całą chmarę myślątek lekkich, niczym piórko i wesołych jak świergot ptaków o poranku. Nie był pewien, które wiodły prym, które przeważały. Czuł zachwyt i lęk. Miał jednak pewność, że tym razem nie odpuści. Ani sobie ani Marii… Kto wie jak długo będzie jeszcze żył. I czy jemu się nie należy odrobina przyjemności?!

Kwestia syna i synowej, wnuczek i ich nowego domu zeszły na plan dalszy. Własciwie to, można powiedzieć, że całkiem o tym wszystkim zapomniał. A niech robią sobie co chcą, myślał rozbawiony. Teraz liczyło się to, że znowu poczuł jak pulsuje mu krew w żyłach. Znowu odzyskał wigor i chęć do  życia. I wszystko to za sprawą Marii. Życie było przewrotne…

Na zawsze razem (cz. 82b)

 

Photo by raza ali on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.