Ja to mam farta. Jedna na milion, normalnie. Bo TAKA przyjaźń się nie zdarza. Nie każdy może mieć kogoś przed kim nie trzeba niczego ukrywać, ściemniać, udawać!
Przyjaźniłyśmy się od przedszkola. Bez przerwy. No może nie bez konfliktów i drobnych rys na szkle, ale nieustannie. Ona mogła liczyć na mnie, a ja na nią. Pomagałyśmy sobie, wspierałyśmy się i byłyśmy nierozłączne. Mieszkałyśmy w jednym bloku i nawet do liceum poszłyśmy tego samego. Ona wybrała profil ogólny, a ja biol-chem.
Nasz przyjaźń nie pozostawiała wątpliwości. Razem jeździłyśmy na obozy, nocowałyśmy u siebie, wymieniałyśmy się ubraniami, mówiłyśmy do rodziców tej drugiej-wujku i ciociu. Byłyśmy niczym siostry. Razem łaziłyśmy po drzewach, kinach, a potem imprezach.
Ada zakochała się pierwsza. Miałyśmy wtedy po szesnaście lat. Jej chłopak był studentem drugiego roku politechniki warszawskiej, bratem naszej wspólnej koleżanki ze szkoły. Trochę jej zazdrościłam, bo Piotrek była świetnym gościem. Poważny, ale zabawny, troskliwy i opiekuńczy. Opowiadała mi ze wszystkimi szczegółami o ich spotkaniach, pocałunkach, czułych słówkach. Trzymałam kciuki żeby dobrze im się wiodło i miałam nadzieję, że Piotr nie złamie serca mojej przyjaciółce.
Kilka miesięcy później, na dyskotece walentynkowej w szkole poznałam Franka. Równolatka z mat-fizu. To prawda, kojarzyłam go z widzenia, ale nigdy wcześniej nie było okazji żeby porozmawiać. Fajny był. Zabawny, zwariowany. Słuchał rapu, jeździł na deskorolce, miał całą masę luzu i… znajomych. Wpadł mi w oko, a ja jemu. Teraz każda z nas miłą swojego adoratora tyle, że obaj nijak nie pasowali do siebie. O wspólnych wypadach na miasto raczej musiałyśmy zapomnieć. Franek był przy Piotrku gówniarzem. Każdy z nich był ulepiony z całkiem innej gliny.
Nadal często spotykałyśmy się z Adą, razem jeździłyśmy do szkoły, plotkowałyśmy, łaziłyśmy na spacery z psami. Ja doradzałam jej, ona mnie. Każda z nas miała chłopaka, ale nie wpłynęło to negatywnie na nasze relacje. Poukładało się. Było serdecznie, miło i jak zwykle.
Tuż przed wakacjami Ada rzuciła Piotra dla poznanego na kursie szybkiego czytania -Marka. Potem jeszcze był Eryk, Mateusz, Filip, Marek, kolejni dwaj Piotrowie, Artur, Michał, Olaf… Starsi, młodsi, w tym samym wieku. Pełen przekrój charakterów, cała gama wad i zalet i paleta wyglądu- od rudego piegusa, po bruneta wieczorową porą. Śmiałam się z niej, że szaleje. Ją to najwyraźniej bawiło. Ekscytujaca zabawa! Ja byłam wierna Frankowi. Nadal było nam razem fajnie. Bawiło nas to samo. Dogadywaliśmy się coraz lepiej. U mnie był constans, u Ady stałe zmiany.
Skończyłam weterynarię, Franek informatykę, a Ada anglistykę. Po studiach zaręczyliśmy się z Franiem, potem zamieszkaliśmy razem i wzięliśmy ślub. Ada nadal zmieniała, szukała, nęciła, wabiła i czarowała. A oni? Ci faceci? Nie dorastali jej do pięt! Jeden był zbyt pasywny, inny za energiczny, kolejny skąpy, jeszcze inny nudny jak flaki z olejem. Kibicowałam jej, przeżywałam porażki, swatałam, pocieszałam, ocierałam łzy. Franek stał obok. Czasem tłumaczył mi, że przejmuję się Adą za bardzo, że ona zawsze sobie poradzi, że jest kuta na cztery łapy. Lubił ją, ale miał dystans. Zauważał wady. Nigdy jednak nie zabraniał mi kontaktu z nią, nie zniechęcał.
Ada była naszą świadkową na ślubie (na naszym weselu uwiodła świadka rozwalając całkiem fajny związek!) i matką chrzestną pierwszego syna. Była też niemal kolejnym domownikiem. Wiedziała o większości rzeczy, które rozgrywały się w naszym domu. Uczestniczyła w wychowaniu dzieci, doradzała mi kiedy miałam konflikty z Frankiem, przychodziła na święta i czasem zostawała z dziećmi kiedy gdzieś musieliśmy wyjść razem. Byłam tak szczęśliwa, że ją mam! Wdzięczna losowi, że postawił ją na mojej drodze!
Nie mogłam zrozumieć dlaczego moja ładna, zgrabna, atrakcyjna, ambitna i niegłupia przyjaciółka ma takiego ogromnego pecha w miłości. Stale natrafiała na jakiś popaprańców, nieudaczników życiowych, albo sadystów. W pracy odnosiła sukcesy, dobrze zarabiała, pięła się po szczeblach kariery w dużej korporacji, a uczucia znaleźć nie mogła. Pocieszałam ją, że kiedyś wreszcie trafi na właściwego mężczyznę, że jeszcze wszystko przed nią. Radziłam żeby się nie poddawała, próbowała, szukała. Jest przecież taką fantastyczną babką…
Pewnego lata pojechałam na wakacje z dziećmi sama. Franio miał urwanie głowy w pracy i musiał niespodziewanie przełożyć urlop. Kiedy wróciłam do domu po dwóch tygodniach, pozornie wszystko było tak samo, ale jednak nie do końca. Wyczuwałam u mojego męża jakiś dystans, a Ada jakby zapadła się pod ziemię. Nie odbierała telefonów i tylko lakonicznie odpisywała na smsy. Nie wiedziałam co się dzieje, ale miałam najgorsze przeczucia. I nie myliłam się.
Kilka dni później Franek odstawił dzieci do moich rodziców i zabrał mnie na spacer. Chciał pogadać. Powiedział, że kiedy wyjechałam odwiedziła do Ada. Zdołowana po jakimś kolejnym rozczarowaniu miłosnym chciała się wygadać, ale mnie nie było, więc opowiedziała jemu. Współczuł jej, bo facet okazał się skończonym draniem. Gadali, pili wino do północy, a potem… jakoś tak wyszło. I on nie ma nic na swoje usprawiedliwienie, bo przecież nikt go nie zmuszał. Jest dorosły, teoretycznie odpowiedzialny i wie co robi. I to było takie podłe w stosunku do mnie. I takie rozczarowujące. Nigdy nie przypuszczałby, że jest tak słaby, że wskoczy do łóżka najlepszej przyjaciółce swojej żony. A jednak. I że nie będzie obwiniał Ady, bo miał przecież wybór…
Rozpłakałam się. Było mi tak przykro. Czułam się oszukana. Nie spodziewałam się, że dwoje najbliższych ludzi zafunduje mi taką emocjonalną karuzelę. Porozmawiałam z Frankiem i wybaczyłam mu. Rozumiałam, że jest facetem, nie miał nigdy innej dziewczyny niż ja, Ada jest atrakcyjna. Rozumiałam, że mogło mu odbić. Żałował, przepraszał i przysięgał, że nigdy więcej.Postanowiłam mu uwierzyć i dać kredyt zaufania. Tylko co z Adą…
Kilka dni później spotkałam Adę przed blokiem u rodziców. Chciała uciec, ale poprosiłam żeby chwilę ze mną pogadała. Zapytałam tylko dlaczego to zrobiła. Dlaczego MNIE to zrobiła? Czym sobie zasłużyłam i na co liczyła?! Wzruszyła ramionami. Powiedziała, że Franek bardzo jej się zawsze podobał, bo był inny niż każdy jej chłopak. Zdawało jej się, że jest odpowiedzialny, zabawny i seksowny. Wypiła wino, zaszumiało jej w głowie i chciała się przekonać czy naprawdę może mieć każdego faceta. I może! Ot cała prawda. No i że to trochę było bez sensu, ale przecież sportowy seks powinien nie mieć znaczenia. No i że nieprawda jest to co mówiłam, że Franek jest bez fantazji choć ogłady rzeczywiście mu brakuje…
Byłam w szoku. Czułam jakby ktoś dał mi w twarz. Przełknęłam ślinę i zapytałam ją jak się teraz czuje? Co z naszą przyjaźnią? Odparła, że chyba koniec. Franek zachowała się w stosunku do niej jak cham. Wyprosił ją nad ranem z domu i stwierdził, ze nigdy więcej nie chce jej już widzieć. Przecież nie będzie się napraszała. Potraktował ją jak byle szmatę, jak puszczalską i że ona mu tego nie daruje.
Oniemiałam. Powiedziałam tylko, że teraz już rozumiem dlaczego stale jest sama. Dlaczego nie umie sobie ułożyć życia. Jest bezwzględna i zainteresowana wyłącznie sobą. Jak mogłam tego nie zauważyć wcześniej? Jak to możliwe, że przez tyle lat byłam ślepa?
Moje małżeństwo przetrwało te burzę. Wyszliśmy z niej mocniejsi niż kiedykolwiek wcześniej. To wydarzenie paradoksalnie zbliżyło nas do siebie. Choć straciłam przyjaciółkę zyskałam przekonanie, że mam jednak fajnego męża. Mimo wszystko. Wybaczyłam mu, bo kto z nas czasem nie błądzi…?
Z tego co wiem Ada ma się dobrze. Awansowała w pracy i jest już poważnym dyrektorem, który dużo może. Od kilku miesięcy spotyka się z Prezesem swojej firmy i podobno wygląda kwitnąco – tak przynajmniej twierdzi moja mama, która czasem ją spotyka.
A ja? Otrząsnęłam się już trochę, wyszłam szoku. Trochę mi brak przyjaciółki, ploteczek i wspólnych wypadów do kina, ale przywyknę. Czas leczy rany. Chyba nie umiałabym już zaufać żadnej kobiecie… Nie po czymś takim!
Photo by Nathan Dumlao on Unsplash
1 komentarz
Ja bym sobie dała spokój z tą przyjaciółką i z mężem. I nigdy już się w żadne przyjaźnie nie angażowała.