Dopiął sprawy związane z przeprowadzką, odbył poważna rozmowę z szefem kliniki w której pracował ustalając wiążący termin powrotu do pracy i zaplanował harmonogram załatwiania pozostałych formalności niezbędnych do zamknięcia etapu zmiany miejsca życia. Był bardzo zadowolony. W tak krótkim czasie – zrobił tak wiele.
Bał się powrotu Joanny do pracy, ale chyba bezzasadnie. Chodziła tam teraz bez entuzjazmu i przestała nawet brać nadgodziny. To znaczy nadgodzin nie brała nigdy, o ile dobrze kojarzył, ale zwykle wracała dużo później niż wynikałoby to z czterdziestogodzinnego tygodnia pracy. Także relacje z Pawłem chyba uległy znacznemu ochłodzeniu, bo kiedy zapytał co u niego – skwasiła się nawet, bąkając pod nosem, że nie chce jej się po godzinach rozmawiać na tematy związane z obowiązkami. Ciszę, która nastała po tym stwierdzeniu pokryła niewyraźnym śmiechem i zmieniła natychmiast temat. Na tapecie znowu zakrólowały lampy do salonu, łóżko do sypialni i zasłony – czyli to, co ich nieco różniło. On wolał stonowaną klasykę, a ona niespodziewanie wybierała rozwiązania awangardowe, zazwyczaj niezwykle kosztowne.
Ostatnimi czasy zamienił się w bankiera. Dużo wydali na ten dom. Trochę go to stresowało. W końcu przeszedł zawał, nie miał pewności czy będzie mógł nadal pracować w takim wymiarze godzin jak wcześniej. Aśka zarabiała świetnie, ale jej pensja zawsze stanowiła wsparcie jego apanaży, a nie odwrotnie. Tonował więc jej pomysły, szukał tańszych zamienników, namawiał na inne, to znaczy mniej kosztowne, rozwiązania. Nieoczekiwanie stał się kimś w rodzaju strażnika budżetu domowego i trochę go to wyprowadzało z równowagi. Decydując się na dom – miał wszystko dobrze skalkulowane. Nie wziął jednak pod uwagę faktu, że żona nagle wpadnie w jakiś szał zakupowy, rozhula się. A tymczasem nieoczekiwanie koniecznie stały się rzeczy ekskluzywne – najnowocześniejszy sprzęt do kuchni – najlepiej samoczyszczący, bajeranckie i awangardowe dodatki sygnowane znanymi nazwiskami, meble na zamówienie i takie tam. Nawet lustra do łazienek miały być najpierw projektowane, a potem zamawiane w zakładzie. Na takie coś się nie pisał…
Joanna podnosiła mu ostatnio ciśnienie wielokrotnie w ciągu dnia – na szczęście równie skutecznie robiła to również w nocy, co chyba pozwalało mu zachować pewną równowagę. Odkąd mógł już cieszyć się intymnością – ich relacja nabrała rumieńców. Aśka nagle odzyskała ochotę i fantazję. Zaskakiwała go na każdym kroku. Inicjowała seks i była bardzo aktywna. Poza tym bardzo o siebie dbała. Chyba nawet bardziej niż zwykle. Zauważył, że miała nową, ekskluzywną bieliznę, znowu zmieniła perfumy na jakieś inne i skróciła włosy. Wyraźnie przechodziła jakąś metamorfozę. Nie wiedział do końca o co chodzi, ale poza tymi dzikimi, nieuzasadnionymi wydatkami -wyraźnie mu się to podobało. Zastanawiał się tylko jakby tu jej subtelnie zwrócić uwagę, że powinna zacząć trochę bardziej oszczędzać …
W tak zwanym międzyczasie poznał trochę lepiej Jakuba, który stał się częstym gościem w ich mieszkaniu. Miał o nim dobre zdanie. Chłopak był ambitny, miał zainteresowania i twardy, męski charakter, a co najważniejsze rzeczywiście szalał na puncie jego córki. Parę razy rozmawiali nawet dłużej i było o czym. Mieli podobne poglądy polityczne i podejście do życia. Trudno mu było przełknąć jedynie fakt zamykanych drzwi w pokoju Karoliny, kiedy przychodził na dłużej. Bał się, że ten młody mężczyzna skrzywdzi jego córeczkę, że będzie nie dość subtelny, delikatny, że zabraknie mu odpowiedzialności, albo zdrowego rozsądku. Zdrowego rozsądku, chyba padł na głowę. Jaki młody chłopak ma zdrowy rozsądek?!
Czas spędzony na zwolnieniu spożytkował także na przywrócenie dobrych relacji z Zu. Zuzanna kilkakrotnie ograła go w szachy. Trochę, co prawda, jej pomógł, ale kogo to obchodzi. Wynik, to wynik. Zachęcał młodszą latorośl, do zajęcia się jakimś sportem, ale szło mu to kulawo. Zuzka coraz bardziej wkręcała się w malarstwo, rysunek i inne działania artystyczne. Miała to chyba po dziadku. Trudno, myślał, tłumacząc jej kolejny raz, że zdrowy tryb życia wymaga wysiłku fizycznego. Liczył, że może to jego gadanie, kiedyś padnie na podatny grunt… No mogłaby chociaż zabierać psa na dłuższe spacery.
Tymczasem spacerował sam. Dużo i dość intensywnie zważywszy jego przypadłości. Liczył, że to łażenie uda mu się płynnie zmienić w bieganie. Na jednym z tych pseudo treningów zobaczył coś, czego wolałaby nie widzieć. W ciemnym zaułku, przy małej, alejce, pod kasztanowcem w Łazienkach dostrzegł dwie przytulone do siebie postaci, które jako żywo przypominały mu własnego ojca i… matkę Joanny. Zwolnił, zmienił trasę i wstrzymał oddech. Z oddali widział jak ta dwójka namiętnie się całuje. To było niewiarygodne. I obrzydliwe. Ohydne. Niepojęte. Przez chwile rozważał, że podejdzie, jakby nigdy nic, i zapyta w co oni grają, ale zrezygnował. Był zbyt zszokowany, żeby zrobić cokolwiek. Nie zrobił więc nic. Oddalił się, co jakiś czas odwracając głowę jakby pragnąc się przekonać, że to były tylko omamy. Zdruzgotany, patrzył na tych dwojga, aż zniknęli mu z oczu. Całą powrotną drogę do domu nie mógł dojść do siebie. Zastawiał się co powinien zrobić w tej sytuacji. A może najrozsądniej byłoby nie robić nic? Udać, że niczego nie widział?!
Photo by Jamie Fenn on Unsplash