Stale kiedy wydawało mi się, że jestem coraz bliżej dokonania wyboru, zdecydowania się na jedną z dziewczyn – zawsze zaczynałem mieć mnóstwo wątpliwości. Karciłem się za to, choć to niczego nie zmieniało. Byłem na siebie wściekły -też na próżno. Zacząłem się nawet obawiać, że nie zostałem stworzony do poważnego związku. Myślałem, że to ze mną jest coś nie tak!
Kolejne dni wypełnione były sesją egzaminacyjną. Rozterki miłosne zdecydowanie zeszły na plan dalszy. Uczułem się jak szalony, olałem treningi, ustaliłem w pracy, że tym razem na miesiąc odpuszczam. Szkoda, w knajpie ruch był ogromny, a napiwki solidne. Trochę się martwiłem, że w tym roku nie będzie mnie stać na krótki nawet wyjazd wakacyjny.
Spotykaliśmy się z Magdą regularnie i zakuwaliśmy do wczesnych godzin porannych. Nic nad to. Ona nocowała u mnie, ja u niej. Babcia stała obok. Przyglądała się, a może tylko tak to interpretowałem. W każdym razie nie zabierała głosu. Chyba polubiła tę skromną dziewczynę, bo troszczyła się o nią jak o mnie. Dużo rozmawiały. Babcia zaproponowała nawet, że może pomóc mamie Magdy w przezwyciężeniu załamania nerwowego, które przechodziła.
Oboje zaliczaliśmy kolejne kolokwia, zdawaliśmy egzaminy i przyjaźniliśmy się coraz bardziej. Czasem miałem wrażenie, że czytam w myślach Magdy. Zdawało mi się, że jesteśmy sobie tak bliscy jak mało kto. Bliscy, mimo odległości i dystansu. Mimo braku dotyku i czułości. Czasem się zastanawiałem do czego to wszystko zmierza…
Któregoś dnia Magda poinformowała mnie, że dziś się nie uczymy, bo umówiła się na naukę z Markiem. Tym MARKIEM. Gościem, który podrywał ją bezskutecznie (tak mi się przynajmniej wydawało) od kilku miesięcy. Wiele mi się jak widać wydawało. Miałem wrażenie, że nie ma ze mną szans, że puściła go kantem, poszedł w zapomnienie a tu nagle taki news. Byłem oszołomiony i dotknięty? Serio, poczułem się zdradzony. Jak mogłem nie zauważyć? Jak mogła nic nie wspomnieć? Moja męska duma stanęła w płomieniach.
Wróciłem do domu i powiedziałem babci, że proszę byśmy więcej o Magdzie nie rozmawiali. Nie chciałem mieć z nią nic wspólnego. Czułem, że coś przegapiłem, czegoś nie zauważyłem, coś straciłem. Czułem się jak debil, kretyn, pierwszy naiwny.
Wyszedłem z domu i długo snułem się po ulicach i uliczkach szukając zagubionego szczęścia. Krążyłem wokół jej domu mając nadzieję, że PRZYPADKIEM ją spotkam. Pogubiłem się. Teraz byłem tego pewien. Nigdy wcześniej nie przychodziło mi nawet do głowy żeby na kogoś wyczekiwać, czaić się w krzakach licząc na fart. Łut szczęścia.
Tej nocy nie spałem. Nie mogłem. Zastanawiałem się gdzie jest i co robi. Szlag mnie trafiał.
Rano spotkałem ją na wydziale. Przytuliła się do mnie i wyszeptała, że chyba znalazła miłość. Że nigdy jeszcze nie czuła się taka szczęśliwa. Wiedziałem, że nie mówi o mnie, ale jak to się stało? Kiedy? Jak mogłem nie zauważyć symptomów nadciągającego kataklizmu? Jak mogłem ją stracić?! Chyba ja straciłem. Ale czy można stracić kogoś, kogo nigdy się nie miało?
Byłem niczym Superman, Spiderman czy King Kong zaczytany w poezji. A może jeździec bez głowy? Nieistotne! Zamiast działać, ratować świat i siebie -ja karmiłem się własnymi wizjami i nierealnymi marzeniami. I zdawało mi się, że to ja rozdaję karty. O jak się bardzo myliłem…
Photo by Raj Eiamworakul on Unsplash