Wracała do domu z silnym przekonaniem, że przegrała życie, że wiele lat temu dokonała niewłaściwego wyboru, którego konsekwencje ponoszą także jej córki. Była na siebie bardziej niż wściekła jednak wreszcie podjęła decyzję…

Konsekwencja była jedną z jej mocniejszych stron. Zawsze kończyła, to co zaczęła choćby miało ją to dużo kosztować, choćby miała pracować po nocach. Zawsze też dotrzymywała obietnice. Kiedy się do czegoś zobowiązała nie było siły, żeby postąpiła inaczej. Słowo, było słowem. Miało swoją wagę i znaczenie. Było niczym zaklęcie. Miało swoją moc. Przysięga, stanowiła coś na kształt dożywotniego zobowiązania. Była nierozwiązywalna, nierozerwalna. Choćby nie wiem co.

Czuła się parszywie, choć pierwszy raz od lat, przez chwilę, była naprawdę szczęśliwa. Każdym kawałkiem siebie, każdym fragmentem serca i ciała.  Poczuła jak radosna może być bliskość, jak fascynujący może być dotyk. Zatraciła się w tym wyrwanym z kontekstu fragmencie życie. Był ulotny, jedyny w swoim rodzaju, uzależniający, pełen wrażeń, emocji i uczucia.

Zachłystnęła się nim, zamroczył ją, zachwycił. Był obietnicą słońca, rozkoszy, akceptacji i… zrozumienia czyli tego wszystkiego, czego najbardziej jej brakowało. Od dawna zdawała sobie sprawę, że Paweł jest kimś, kto czuje jak ona, podobnie myśli, ma zbliżone wartości. Czas z nim spędzony był tym, co nakręcało ją do dalszego życia. Dawało siłę, napełniało radością, beztroską. Nawet trudne negocjacje, z nim u boku, z jego wsparciem, były jak bułka z masłem. Ileż to razy wyobrażała sobie, że z nim jest, że trzymają się za ręce i wygłupiają jak dzieciaki. Przy nim mogła się wreszcie głośno śmiać, gadać co jej ślina na język przyniesie, być niedorzeczna, śmieszna i mało poważna. Przy nim mogła być sobą. W stu, w czterystu procentach. On nigdy jej nie ograniczał, nie oczekiwał, że będzie taka, czy inna. Uwielbiał ją całą -z wszystkimi zaletami i wadami. Wiedziała to, czuła.

Pamiętała dobrze, jak kiedyś dała ciała. Straciła bardzo ważny wówczas kontrakt, bo pozwoliła sobie na chwile słabości, za bardzo otworzyła się przed klientem. Nie była w formie, miała słabszy dzień, zawiesiła się i popsuła wielomiesięczną pracę kilku osób. Gdyby był tam wtedy z nią, na bank, uratowałby sytuację. Była jednak sama. Bardzo to przeżyła. Wróciła do biura z hiobowymi wieściami i nosem spuszczonym na kwintę. Samobiczowała się jadąc taksówką, a potem już w windzie rozpłakała się jak dziecko. Tak jej było głupio. Rozważała nawet złożenie wypowiedzenia.

Kiedy weszła do firmy wszystkie oczy były skierowane na nią. Część osób czekała na to, co powie, żeby bić jej brawo. Paweł wyszedł z pokoju i od razu wiedział co jest grane. Nie czekając na dalszy rozwój sytuacji zgarnął ją do swojego gabinetu i powiedział, że przegrane batalie to tylko drobny element wygranej wojny. Nic więcej. Pamiętała to dobrze. Nie był wściekły, nie miał żalu i pretensji mimo, że koło nosa przeleciało im mnóstwo pieniędzy. A nawet jeśli miał, nie dał jej tego odczuć. Wyszedł do zespołu i poinformował, że klient się wycofał z negocjacji. Jakże wtedy była mu wdzięczna. Opuszczając gabinet szepnęła, że jest jego dłużnikiem…

Otwierając drzwi od mieszkania usiłowała ubrać się w uśmiech, przegonić chmury gradowe, które zawisły w jej głowie. Nie chciała żeby ktoś z domowników się domyślił, że jest jej tak bardzo źle, że jest tak okrutnie nieszczęśliwa. Weszła do środka, zrzuciła buty z nóg, nalała sobie wody z cytryną do której dorzuciła dużo lodu i omiotła spojrzeniem mieszkanie. Na stole stał bukiet kwiatów. Czerwone róże, kolorowe goździki, jakieś zielone trawki i kwiatki, których nazw nie znała. Były piękne. Efektowne. Pełne klasy i wdzięku. Ona dziś tę klasę utraciła. Na zawsze. Zdradziła męża. Zdradziła siebie…

W mieszkaniu nikogo nie było. Odetchnęła z ulgą. Zrzuciła ubranie i poszła się wykąpać. Wcale nie chciała zmywać z siebie tej rozkoszy. Nie chciała, ale nie widziała innego rozwiązania. Usiadła pod prysznicem i zaczęła szlochać…

Na zawsze razem (cz. 36)

Photo by Jairo Alzate on Unsplash

 

 

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.