Czasem coś, co miało być zbawieniem staje się ku zaskoczeniu… utrapieniem. Obóz, na który czekałem od kilku miesięcy niespodziewanie stał się dla mnie niezwykle przykrym obowiązkiem i karą. A wszystko przez NIĄ!
Podróż autokarem dłużyła się w nieskończoność. Rysiek nie odzywał się, ale wiedział chyba co mnie gryzie. Powiedział tylko, że oboje będziemy mieć dłuższy urlop od dziewczyn, że zdążymy wszyscy do siebie zatęsknić. Nie odpowiedziałem nic. Nie miałem ochoty. Ja już odczuwałem brak Julki. Rano napisała mi smsa, ze życzy cudnego wypoczynku i już tęskni za moim sześciopakiem. Plus uśmieszek i tyle. Odpisałem, że odkąd jesteśmy razem mój sześciopak podupadł, więc teraz będę nad nim ciężko pracował. Uśmieszek. Tak zaplanowałem. Skupić się na katorżniczych treningach i przestać rozpamiętywać. Inaczej miałem wizje totalnego odlotu i kompletnego szaleństwa, ale nie zamierzałem się do tego przyznawać nikomu. Nawet sobie.
Dni wypełniały mi: poranny rozruch, popołudniowy, ostry trening i wieczorne biegi. Plus posiłki, pogaduchy z chłopakami, skrytobójcze ucieczki z pokoju pod osłoną nocy i karne pompki, kiedy trener orientował się, że nie jesteśmy w łóżkach. Śmieszne to było. Dorośli faceci i rygor kompletny. Musieliśmy ukrywać się przed Marianem, bo inaczej był wycisk. W każdym razie sześciopak się rzeźbił, a ja powoli przyzwyczajałem się do tej tęsknoty. Były smsy, czasem rozmawialiśmy, ale nie lubiłem tych gadek, bo potem czułem smutek, który psuł mi nastrój.
Rysiek częściej rozmawiał z Zuzą. Byli na innym etapie znajomości. Zuzka zaczynała nakręcać się na ślub i dziecko czym doprowadzała mojego przyjaciela do szewskiej pasji. No nie żeby nie planował w przyszłości, ale teraz? Co to, to nie. Teraz chciał zwiedzać, studiować, trenować, i dobrze się bawić. Potem dostać pracę, wspinać się po drabince, odkładać kasę, wziąć kredyt i kupić mieszkanie na Tarchominie. Nawet, z grubsza, wybrał sobie już lokalizację. A ślub? No jakoś przed trzydziestką, kiedy zrobi wszystko, co sobie zaplanował. Nie czuł parcia na dziecko. Nie lubił dzieci. Wrzeszczały, były czasochłonne i forsochłonne. Nie, z cała pewnością nie czuł jeszcze klimatu. Był za to coraz bardziej podminowany tymi nierealnymi oczekiwaniami swojej dziewczyny.
Dziewiątego dnia dostaliśmy wolny wieczór. Trener pozwolił nam – trzydziestu umięśnionym chłopom- wybrać się do tutejszego baru. Mieliśmy wychodne i wolny czas do 23. Wszyscy skwapliwie skorzystaliśmy z tej propozycji Mariana. Oddech był tym czymś, co było wręcz wskazane po kilku dniach ostrej, sportowej harówki. Bawiliśmy się świetnie. W knajpie był tłum. Mnóstwo ludzi. Usiedliśmy z Ryśkiem przy barze, po kilku chwilach przysiadła się do nas śliczna dziewczyna. Na oko w naszym wieku lub odrobinę młodsza. Filigranowa brunetka, o pięknych piwnych oczach i śniadej karnacji. Spławiłem ją grzecznie, wypiłem ostatnie piwo i wróciłem sam do pokoju. Było przed 22. Rysiek wciągnął się w rozmowę z nią i… wrócił wyraźnie nie w sosie przed 24. Skwaszony robił karne pompki i nie chciał gadać. Chłopaki robili sobie z niego jaja, ale tylko burczał w odpowiedzi. Nie ciągnąłem go za język, ale czułem, że odwalił jakiś głupi numer z powodu którego wcale nie był dumny.
Kolejne dni mijały szybko. Odliczałem. Julka słała rzewne smsy i przesyłała mi swoje cudne zdjęcia. W końcu pojechała na obóz konny z Zuzką. One tam, a my tu -powiedziałem Ryśkowi, ale zamiast odpowiedzi usłyszałem tylko bulgot. Rysiek gotował się. Dosłownie. Rzadziej rozmawiał ze swoja dziewczyną i wkurzał mnie strasznie, bo zaczął stroić fochy. Obrażał się, czepiał, wściekał. W końcu zapytałem go czy przeleciał tę dziewczynę z baru i stąd ten jego podły nastrój? W sumie to walnąłem ten tekst dla żartu… A on? Nie zaprzeczył. Przytkała mnie. Wszyscy, ale nie on! Nie Rysiek. Wyobrażałem sobie co czuje. Był najprzyzwoitszym człowiekiem na kuli ziemskiej. Byłem pewien, że nie umie spojrzeć sobie w twarz. I miałem rację. Ryszard oznajmił mi, długo się zastanawiał i że w tej sytuacji będzie musiał opowiedzieć o wszystkim Zuzannie, bo nie zamierza tworzyć związku opartego na kłamstwie. A tak generalnie to nie ma pojęcia jak do tego mogło dojść i najchętniej wymazałby ten wieczór z pamięci.
Zuzka miała pecha. Taka fajna dziewczyna… Najpierw ja zostawiłem ją nagle, szybko i w fatalnym stylu, a teraz jeszcze to. Planowała z Ryśkiem przyszłość. Szalała na jego punkcie. Trochę ją zresztą winiłem za tą całą sytuację. Byłem przekonany, że gdyby nie wywierała takiej presji na Ryszardzie -nie poszedłby w tango. zdawało mi się, że podświadomie udowodnił sobie, że nadal jeszcze może sam decydować o sobie i nie musi się deklarować aż tak! Zastanawiałem się jednak jak wyperswadować przyjacielowi ten szalony pomysł związany z wyłożeniem kawy na ławę. Byłem pewien, że ich związek się rozpadnie. Szkoda mi było obojga. Wiedziałem, że ze strony Ryśka to była nic nie znacząca wtopa. Głupota.
Pokręcone to wszystko. Tymczasem nasz obóz dobiegał końca. Dziewczyny słały piękne zdjęcia na koniach. Ja nie mogłem się doczekać żeby uściskać moją amazonkę osobiście, a Ryszard coraz bardziej zasklepiał się w sobie. Miałem nadzieje, że jak trochę ochłonie, w Warszawie uda mi się wybić mu z głowy ten głupi plan. Nie rozumiałem PO CO chciał powiedzieć Zuzce o tej dziewczynie skoro ONA nic nie znaczyła. Nie była nawet wakacyjnym romansem, a więc po co to wszystko…
Photo by Belinda Fewings on Unslash