Wrócił do domu nad ranem doskonale zdając sobie sprawę z tego, co go czeka. Ojciec nie znosił takich niespodzianek. Zanim Kuba zaczął studia uprzedził go, że dopóki mieszka w jego domu ma się dostosować się do reguł w nim panujących.

Odkąd wydało się, że spotyka się z małolatą, nie miał spokoju. Pan generał wszelkimi metodami usiłował wymusić na nim zakończenie tego związku. Mówił, wrzeszczał, szantażował i wściekał się. Nie chciał zaakceptować faktu, że jego syn prowadza się z dziewczyną w wieku młodszej siostry. Straszna to był kicha i rysa na honorze. Wiele razy powtarzał mu, że to wstyd, że będąc na miejscu rodziców Karoliny- pogoniłby go gdzie pieprz rośnie, bo do czego to, kurcze blade, podobne.

Sytuacja spędzała sen z powiek także jego mamie. Martwiła się i próbowała po kobiecemu załatwić sprawę. Robiła dziwne wtręty, o prawie i nieletnich, snuła także opowieści jak to ciężko tak wcześnie mieć dzieci i na okrętkę przemycając mu jakieś antykoncepcyjne gadki, które były potwornie żenujące. Skończyły się, kiedy jej powiedział, że uprawia seks od trzech lat. Regularnie i z różnymi dziewczynami. Zawsze ma przy sobie gumki. Zamilkła. Pytała jednak nadal, ale już o co innego. Jak by to było, gdyby Irena umawiała się z jakimś jego kolegą, co by czuł. Co by czuł? To byłaby sprawa siostry, a nie jego. Pewnie tylko uprzedziłby gościa, że jak ją skrzywdzi to mu obije facjatę i tyle. Powiedziała matce, że nie rozumie jej obaw. Że wprawdzie zdaje sobie sprawę jak to może wyglądać z boku, ale, szczerze powiedziawszy, ma to gdzieś. Nie robi nic złego i basta! Nie zamierzał opowiadać jej o tym, że Karo jest dla niego kimś wyjątkowym, że zakochał się, że poszedł by za nią w ogień, że nie chce jej stracić. Z trudem zresztą przyznawał się do tego przed samym sobą, ale jednak się przyznawał choć na zewnątrz chciał zachować twarz – przecież facet nie ma prawa być mięczakiem!

Sama Irena, szczęśliwe, nie zabierała głosu. Kiedyś tylko stwierdziła, że mu się fartnęło, bo Karolina to bardzo fajna babka. No i żeby tego nie spartolił. Był jej wdzięczny, że na tym zakończyła…

Kiedy wrócił do domu, ojciec na niego oczywiście czekał. Zastygł w fotelu niczym senna mumia egipska podgrzewana nikłym świetłem lampki. Kiedy odwiesił kurtkę i zdjął buty, zwrócił się w jego kierunku, odłożył czytaną książkę i zapytał czy ma się gdzie przeprowadzić. Reguły były ustalone, a on się nie dostosowywał. Jeszcze raz i będzie musiał sobie szukać innego mieszkania. Trzepnął, niczemu niewinnym, Erichem Frommem o szklany blat stolika kawowego, wsunął stopy w nocne pantofle i, nie czekając na odpowiedź, poszedł krokiem marszowym do sypialni.

Może gdyby zasalutował spotkałby go mniejszy wymiar kary, pomyślał uśmiechając się do siebie. Nie zamierzał się przejmować tą presją wytwarzaną przez kochanego ojczulka, choć miał pewność, że następnym razem naprawdę będzie szukał pokoju do wynajęcia… Wojskowy dryl towarzyszył mu od dziecka. Wychowano go na prawdziwego faceta co kulom się nie kłania. Miał być męski, więc był. Męskością było dla niego bycie sobą i robienie tego, co słuszne – choćby wbrew rodzicom.

Nigdy dotychczas nie stawał ojcu okoniem. Bo i po co? Załatwiał sobie, co chciał. Robił uniki i dobrze pertraktował, trzymając się jednak zasad i reguł. Nieźle się uczył, choć do geniusza było mu daleko. Dostał się jednak na studia i zaliczał kolejne sesje. Chadzał własnymi ścieżkami i o ile nie krzyżowały się one bezpośrednio z bezdrożami ojca -wszystko było w porządku. Było nawet dobrze, do czasu kiedy poznał Karolinę… a właściwie do czasu, kiedy jego relacja z nią wyszła na światło dzienne.

Kładąc się do łóżka wysłał swojej dziewczynie smsa z uśmieszkiem, że jeśli jeszcze kiedykolwiek każe mu w środku nocy jeść tłuste placki, zacznie przypuszczać, że chce go celowo utuczyć, a potem porzucić. Odpisała niemal natychmiast. Że nic mu nie jest już w stanie zaszkodzić, a poza tym gustuje w okrąglutkich chłopakach – dlatego go wybrała. Wybrała go, pomyślał usmiechając się znowu. Jak miał jej nie kochać. Miała refleks, poczucie humoru i tak jak on pragnęła wolności.

Sny miał jednak niecenzuralne. Jakkolwiek starał się być przyzwoity czasem mu się to nie udawało, ale przecież sny się nie liczą, prawda? Wstał rozmarzony. Polewając twarz lodowatą wodą powtarzał sobie w myślach, że nie będzie zachowywał się jak baran, żeby wszystkiego nie zepsuć. Postanowił być cierpliwy i dojrzały, ale nie przychodziło mu to bez wysiłku. Da radę. Stanie na wysokości zadania. Będzie wsparciem i cierpliwie poczeka. Przecież nie może jej rozczarować. Przecież nie może wszystkiego popsuć.

Jedząc śniadanie rozważał jednak to, jaką przyszłość ma ich związek i czy w ogóle jakąś ma. A może jednak spotkali się zbyt wcześnie? On przecież mógłby już nawet wynieść się z domu i żyć na własny rachunek, a ona? Ma piętnaście lat. Prawie piętnaście. To mało. To za mało, by budowac jakiś poważny związek. To zbyt mało, by coś planować?  A co jak ją skrzywdzi? Jak postanowi jednak się z tego wycofać?

Nie był pewien dlaczego nagle dopadły go te wątpliwości. Jakby obudził się z pięknego snu zdając sobie sprawę, że życie jest bardziej skomplikowane. Czy naprawdę te kilka lat może stanowić poważną przeszkodę? Chyba ją kochał. Z całą pewnością był zafascynowany, zachwycony i zakochany czy jednak będzie umiał stanąć na wysokości zadania? Jakiej wysokości jest to zadanie i czy oby nie przekracza jego możliwości?  Szykując się do wyjścia z domu napisał do niej smsa, pytając jak poranek. Po dwóch kwadransach zaczepił ją znowu, jednak nic nie odpisywała. Zaniepokoił się, bo to ie było w jej stylu. Zamiast na trening – postanowił sprawdzić co u Karo. Chyba nie umiał bez niej żyć… Tylko czy to nie było chwilowe?

Na zawsze razem (cz.76)

 

Fot. Mona Khaleghi on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.