Cudowny był ten wieczór, który płynnym ruchem zamienił się w blady świt. Rozmawiał z Joanną jak niegdyś, bez odgrywania scen i aktorskich woltyżerek słownych. Było normalnie, zwyczajnie, zabawnie. Snuli plany, śmiali się, a nawet odrobine sprzeczali- to było bardzo obiecujące. Była dla ich nadzieja.

Joanna opłukała ubrudzone naczynia i wstawiła je do zmywarki, a on w tym czasie wziął szybki prysznic. Raz, dwa i po krzyku. Gorąca woda sprawiła, że poczuł się jeszcze bardziej senny. Jedyne o czym teraz marzył to wsunąć się pod kołdrę i odpłynąć do krainy snu. Był zadowolony i piekielnie zmęczony równocześnie. Przed podróżą do sypialni skręcił jednak jeszcze do salonu by dać jej buziaka i zachęcić, żeby też szła spać, bo będzie wyczerpana. Powiedziała, że już się zbiera. Machnął jej jeszcze dłonią, by szła i wolnym krokiem skierował się w stronę sypialni.

Czuł, że Aśka wypiła chyba nieco za dużo. Miał wrażenie, że pod koniec rozmowy odpłynęła gdzieś w stronę swoich czarnych myśli, bo odrobine posmutniała. No cóż, wino wywoływało różne skutki uboczne, pomyślał szczelnie opatulając się puchową kołdrą w brązowo-złote esy floresy.

Prawie zasypiał kiedy usłyszał płacz żony. Szum wody płynącej z prysznica zmieszany z jej stłumionym szlochem. Zaniepokoił się, zrobiło mu się przykro. Nie wiedział co ma myśleć, był zdezorientowany. W pierwszym odruchu chciał wstać i pójść do niej wyjaśnić powody tej histerii. Usiadł na łóżku szukając po omacku kapci. Znalazł. Wsunął w nie stopy, ale zaraz wyciągnął. Nie, nie będzie tam szedł, postanowił. Być może to chwilowa erupcja emocji nagromadzonych przez ostatnie ciężkie chwile. Nie potrzebowała znowu komplikować tej historii. Każde z nich musiało się uporać z własnymi demonami – Joanna również. Czy bał się tego, co mógłby usłyszeć? Nie, niezależnie od tego co powiedziałaby mu i tak nic by się między nimi nie zmieniło. Nauczył się już, że słowa znaczą niezbyt wiele. Czasem ludzie zadają sobie nimi ból tylko po to, by cos odreagować, kogoś przetestować, sprawdzić także swoją wyporność. Prawdziwe znaczenie mają czyny. Ruchy, które wykonujemy na planszy gry, w którą gramy. Szach i mat… Zasnął jednak z ciężkim sercem. Wolałby nie usłyszeć tego nocnego smutku.

Zasnął chyba szybko. I śniło mu się, że już maja ten ich dom. Było w nim idyllicznie, ciepło, przytulnie. Kominek skrzył się, a za wielkimi, przesuwanymi oknami szumiała brzoza. Działa się tam magia. Ogród skąpany był w świetle zachodzącego słońca. Duży, klimatyczny, z altanką porośniętą splątanymi roślinkami, z hamakiem, kręconym fotelem powieszonym na gałęzi drzewa i lampeczkami utkanymi wokół jodły. Czuł, że można się tam zgubić i odnaleźć. Dziewczynki przekomarzały się śmiejąc na głos, siedząc wokół miejsca przygotowanego pod ogniska. Ptaki coś tam świergotały dzięcioł stukał bez opamiętania. Chodził po tym raju na ziemi szukając swojej Ewy, jej jednak nigdzie nie było. Przeczesał ich prywatny kawałek ziemi, a potem wszedł do środka, do domu. Kuchnia, salon, gabinet, garaż, łazienka -nic. Pusto. Wszedł na górę, Jedne pokój, drugi, trzeci, czwarty, łazienka, kolejna łazienka, garderoba, pralnia, pokój do ćwiczeń i nadal nic. Nigdzie nie znalazł Joanny. Wycofał się znowu do salonu szukając komórki -nie było jej nigdzie. Postanowił zapytać dziewczynek czy wiedzą gdzie jest ich mama. Wybiegł na dwór, ale ich już też tam nie było. Czyżby został sam? Co się z nimi stało? Gdzie poszły i czy wrócą? Obudził się zmęczony i zlany potem. Zegar wskazywał dziewiątą za piętnaście. Mieszkanie, jak we śnie zionęło pustką. Nie było w nim Ani Joanny, ani Zuzy ani nawet psa. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że przecież żona miała iść po starszą córkę do teściowej. Kamień spadł mu z serca.

Zrobił sobie owsiankę, małą, słabą kawę i usiadł wygodnie na kanapie. Pomyślał, że największym dramatem jaki mógłby go teraz spotkać byłaby chyba samotność. Czy umiałby żyć bez nich? Co to by było za życie? No dobrze, z całą pewnością, znalazłaby się rzesza pocieszycielek, ale co z tego. Czy miałby jeszcze chęć się w coś angażować? Czy mając te doświadczenia, które miał chciałoby mu się budować coś, co w każdej chwili znowu mogłoby runąć niczym domek z kart? Znacznie bezpieczniej byłoby trzymać miłość na wodzy i kontrolować emocje. Nie musiałby potem, przeżywać tego, co teraz. Nie bałby się, gdyby to on rozdawał karty. Dotarło do niego, że graczy jest czworo, a wygrana jednego z nich może być klęską pozostałej trójki. Nie jest pępkiem świata. W jakim błędnym przekonaniu spędził znaczną część swojego życia zakładając odgórnie, że to on ma asy w rękawie. No i co mu przyszło po tych asach?

W oczekiwaniu na kobiety życia, odpalił komputer. Chciał w ten sposób wygonić uporczywe myśli kłębiące mu się w głowie niczym kluski spaghetti w zbyt ciasnej miseczce.  Czytał jakieś bzdurki, nowinki medyczne, ploteczki, polityczne analizy i codziennostki. W końcu wszedł na pocztę. Miał dwadzieścia nieotwartych mejli. W tym jeden, którego wolałby nie znaleźć, który z miejsca podniósł mu ciśnienie. Zanim go otworzył rozważał nawet, skasowanie go bez czytania. To, co w nim mógł znaleźć przerażało go. I choć niczego by nie zmieniło mogło boleśnie zranić… Raz kozie śmierć, pomyślał wchodząc w tą wiadomość. Był w końcu wojownikiem. Da sobie radę ze wszystkim…

Na zawsze razem (cz.75)

 

Photo by I am Nah on Unsplash .

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.