Nie przypuszczał, że Joannie przejdzie tak szybko i tak radykalnie. Myślał, że przed nim jeszcze kilka ciężkich potyczek zanim żona skapituluje. Jednak mimo wygranej czuł się nieswojo. Coś nie dawało mu spokoju.

Nie mógł zrozumieć co się dzieje. Joanna odpuściła, ale jakby trochę pozornie. Miał wrażanie, że ukryła się za ścianą, że wcale jej z nimi nie ma. Nawet kiedy dotknęła przy stole jego dłoni, duchem była gdzieś indziej. Była całkiem nieobecna. Nie do końca rozumiał w co ona gra i czy zapewnienia o tym, że teraz będzie jak kiedyś, nie są zmyłką. Próbą odwrócenia od czegoś uwagi. Najbardziej jednak zaskoczyła go decyzja dotycząca rezygnacji z pracy. To była jakaś grubsza sprawa. Może to na skutek jego potyczki z Pawłem? Może tamten nie chciał więcej pracować z kobietą, która ma szalonego męża? Może się przestraszył i wręczył Joannie wilczy bilet? To jednak nie było podobne do Pawła, ale do Joanny również.  Nie mieściło mu się w głowie, że mogłaby sama z siebie odejść z tej pracy. To było niemożliwe. Nie do pomyślenia. Przypuszczał, że wściekły Paweł ją wyrzucił, a ona teraz robi dobrą minę do złej gry. I stąd tak łatwo dała się obłaskawić.

Kiedy dziewczynki rozeszły się do swoich spraw zapytał żonę co sprawiło, że tak radykalnie zmieniła swoje zdanie? Przecież to nie zasługa bukietu kwiatów, tortu bezowego (skąd inąd pysznego!) w to by nie uwierzył. Odpowiedziała mu wymijająco prawiąc farmazony o dobru dzieci, tylu wspólnych, szczęśliwych latach, kompromisach i tym podobne bzdury. Nie kupował tych tłumaczeń. Nie przekonywały go. Pod koniec wywodu, niby od niechcenia, zażądała też wspólnej wizyty u psychologa. Dała karteczkę z adresem strony internetowej psycholożki, do której planowała ich zapisać żeby sprawdził czy mu pasuje. No i podała jakiś termin. Była przygotowana. Jak zwykle. Nie mógł jej tego odmówić…

Pomysł z psychologiem nie przypadł mu do gustu, ale czuł, że nie ma wyjścia. Postanowił, że przemęczy się kilka razy, powie to, co ta kobieta będzie chciała usłyszeć i  tyle. Nie wierzył w ten pseudointelektualny bełkot, ani w wewnętrzne dziecko i tym podobne. Jedna z jego dziewczyn studiowała ten kierunek i była tak zaburzona, że wtedy już poprzysiągł sobie nigdy nie korzystać z pomocy psychologów. Joanna miała diametralnie inne zdanie, od zawsze. Już kiedyś była na takim spotkaniu. Nie mógł sobie przypomnieć właściwie dlaczego, ale była zachwycona.

Kiedy zaprosił ją na kolację zareagowała bez entuzjazmu. Stwierdziła, że jest wykończona, ale finalnie zgodziła się. Czuł, że ona do wszystkiego się zmusza. Że nie ma TAMTEJ, dobrze znanej mu Joanny. Była jakaś kobieta, która z całych sił starała się grać jej rolę, ale wychodziło jej to niezwykle nieudolnie. Nie mógł jej rozpracować. Nie rozumiał.

Kiedy mieli już wychodzić zadzwonił do niej telefon. Dwa, albo trzy razy. Za każdym razem rozłączała. Kiedy zapytał kto to -zmroziła go wzrokiem i powiedziała, że przecież nie mają w zwyczaju opowiadać sobie o tym, kto do nich dzwoni i po co. Była wyraźnie roztrzęsiona, a może zła, zirytowana. Nie, nie umiał jej zrozumieć. Cały czas nie pojmował. Może to był Paweł? Może chciał ją namawiać żeby jednak zrewidowała swoje zdanie? A może miał pretensje i żal?

Postanowił więcej o nic nie pytać. Postanowił zamienić się w słuch. Może powie coś prawdziwego między słowami, może puści parę z ust. Nie lubił być rozgrywany, a czuł, że stale coś jest nie tak. Wykąpał się, ogolił, ubrał nieco nonszalancko, jakby na znak drobnego protestu, i usiadł w fotelu czekając aż ona przygotuje się do wyjścia. Miał problemy żeby wysiedzieć w miejscu.

W międzyczasie ktoś przyszedł do Karoliny. Jakiś sporo starszy chłopak. Powiedział- dzień dobry i zniknął  szybko w jej pokoju, a córka nie uznała za stosowne żeby ich zapoznać. Gdyby nie sytuacja panująca w domu pewnie wszedłby do jej pokoju i zamienił z gościem kilka słów, ale teraz nie miał ochoty, choć młodzieniec nie bardzo mu się podobał.  Zastanawiał się nawet czy powinni wychodzić w tej sytuacji, ale ostatecznie uznał, że chyba zaczyna świrować. Postanowił skupić się na ratowaniu małżeństwa.

Joanna wyglądała świetnie mimo, że jak on postawiła na nonszalancję. Czyżby też chciała mu cos zademonstrować? Nie założyła szpilek, tylko młodzieżowe sandały z rzemykami oplecionymi wokół opalonych łydek, do tego sukienka tuż za kolano i ogromne cygańskie kolczyki. I pachniała jakoś nieznajomo.

Powiedziała, że chciałaby żeby pojechali jej samochodem. Nie miał nic przeciwko choć nie lubił kiedy prowadziła i wolał swoje auto, bo było wygodniejsze.

Żona była wyciszona. Jakby łyknęła coś na uspokojenie -może stąd chciała prowadzić, bo to była świetna wymówka żeby nie napić się wina. Tak myślał. Dojechali dość szybko, bo ruch był niewielki. W samochodzie wymieniali jakieś uprzejmostki, bo rozmową tego nazwać nie można było. W knajpie było swojsko. Uwielbiał ten klimat. Czuł się lepiej niż w domu. Usiedli przy ulubionym stoliku. Znowu siedzieli w restauracji. Miał nadzieję, że tym razem wyjdą w dobrych nastrojach…

Na zawsze razem (cz. 39)

Photo by Clem Onojeghuo on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.