Zuza miała nadzieję, że ten zawał, który przytrafił się tacie spowoduje u niego zmianę. Myślała, że może sam dostrzeże jak szybko żył i jak bardzo był nieobecny w ich życiu. Marzyła, że kiedy będzie na tym długim zwolnieniu lekarskim, ale już poza szpitalem, wreszcie odczarują, zaklętą w milczeniu, codzienność. Że znajdzie chwile również dla niej. Zainteresuje się czego ona słucha, pójdzie z nią do kina zostawiając w domu komórkę. Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek…

Świat w którym przyszło jej żyć  stał się światem bardzo nieprzyjaznym. Najpierw pojawiła się obawa, że to ona sprowokowała jakimś cudem tę sytuację. Może przez gorsze oceny, a może przez coś innego?  Podskórnie bała się jak cholera, że to jej wina. Poprawiła te nieszczęsne oceny, zaczęła sprzątać nawet i przykładać się do matematyki, ale chyba nikt tego nie dostrzegł. Kiedyś, każda nowa piątka czy trója pojawiające się w dzienniku elektronicznym -były przez mamę komentowane. Albo słyszała, że świetnie jej idzie, albo była pytana czy nie potrzebuje korepetycji lub jakiejś innej pomocy. Teraz brak było jakiegokolwiek odzewu. Mogłaby w ogóle przestać uczęszczać do szkoły, a i tak zostałoby to albo niezauważone, albo koncertowo zignorowane. Mama nie widziała ostatnio niczego poza czubkiem własnego nosa. Było to do iej całkiem niepodobne. Nie zwróciła nawet uwagi, że umknęła jej wiadomość o zebraniu, co wcześniej było nie do pomyślenia. Czasem wychodziła z domu zapominając, że poranny spacer z piesem jest jej obowiązkiem i któraś z nich, znaczy ona lub Karola, leciała na przebieżkę z czworonogiem w ostatniej chwili. Czasem płacąc nawet spóźnieniem na lekcje…

Poza tym dojrzewała. Miała tłuste włosy, coraz więcej pryszczy i tłuszczopak na brzuchu, którego nie umiała się pozbyć. A może nawet nie próbowała? Dostała jakby alergii na ruch. Brakowało jej sił. Z trudem wstawała rano przekonując się, że ten dzień coś zmieni, więc warto. Wysiłkiem było wszystko. I wszystkiemu brakowało sensu. Karolina, nie mogąc patrzeć na Zuzkę poprosiła nawet mamę, by wreszcie zaprowadziła ją do dermatologa albo kosmetyczki, bo jej cera wymagała zarządzania kryzysowego. Obie, kolejny raz usłyszały, że dobrze, zapisze. Jednak czas mijał i nic. Mama najwyraźniej nie miała teraz głowy do takich bzdur. A może przestała zauważać, że one mają jakiekolwiek problemy, że potrzebują wsparcia, pomocy? Może nie przyszło jej do głowy, że one także tkwią w tym konflikcie po sam czubek uszu…

Coraz częściej płakała. Odkąd usłyszała rozmowę mamy z panem Pawłem – nie przestawała szlochać kiedy nikt nie patrzył. Nikomu nie zdradziła jej treści, ale wiedza o relacji łączącej mamę z tym człowiekiem i uwierała ją ona jak nie wiem co. Wolałaby tego nie słyszeć. Odsłyszeć się nie dało, niestety. Nawet próba wmówienia sobie, że się zwyczajnie przesłyszała -nie przyniosła efektów. Słyszała wszystko DOSKONALE. Co do jednego, małego słóweczka. Konspiracyjny szept, który przerodził się w głośną wymianę zdań rozszarpał jej serce. Nie była gotowa na takie rewelacje. Zresztą czy ktokolwiek jest?

Czy dziwiła się matce? Trochę tak, a nawet bardzo. Uwielbiała ją nad życie, ale czuła się przez nią zdradzona, oszukana, wystawiona i porzucona? Mama oszukała ją. Zrobiła jeden krok za daleko. Naraziła całą rodzinę na rozsypkę tylko dlatego, że sama nie umiała dogadać się z tatą, poskromić go nieco? Przecież wystarczyło tak niewiele żeby było jak kiedyś. Trochę dobrej woli, odrobina samozaparcia. Mama wiele razy powtarzała, że czasem się przy czymś trzeba uprzeć, że warto walczyć, nie wolno się poddawać. Gadu, gadu… Mówiła też o tym, że rozwody są be, że one mają szczęście żyjąc w pełnej rodzinie.I co? I nic… Głupie gadanie i tyle.

Tata nie był bez wad. Nie był idaełem, ale nigdy nie robił zamachu na rodzinę, tak to widziała. No i starał się. Próbował naprawiać. A to, że był czasem zmęczony, zbyt zasadniczy, mocno skupiony na sobie? Dużo pracował, miał ogromne stresy, których mama zdawała się nie rozumieć. A przecież nie pracował w biurze. Ona, co najwyżej, mogła zawalić i stracić kontrakt. On mierzył się ze śmiecia każdego dnia. Trzymał w dłoniach ludzkie życia. Gorszy dzień, brak formy? Wszystkie takie duperele zostawiał przed salą operacyjną, w której był skoncentrowany i pełen energii w stu procentach. Wiedział o co idzie gra…

Kochała go nad życie. Była jego oczkiem w głowie. Mamę też kochała. Długi czas wydawało jej się nawet, że lepiej się z nią dogaduje, mają bliższe relacje. Kiedyś, znaczy przed tą całą aferą, umiały się razem świetnie bawić, wygłupiać pajacować. Zdawało jej się, że się doskonale rozumiały. Łaziły na wspólne zakupy, pichciły coś czasem razem, oglądały romantyczne komedie i zaśmiewały się do łez. A teraz? Teraz czuła do niej wyraźną niechęć, odrazę? Gdyby się rozwodzili chyba jednak wolałaby zostać z tatą. Chociaż byłyby jasne zasady, wiedziałaby na czym siedzi.

Zuza nie radziła sobie ze sobą. Ze smutkiem, który rozpanoszył się w jej sercu zabierając dziecięcą beztroskę i zasnuwając myśli mgłą przygnębienia. Była całkiem do niczego. Na dokładkę przestała się mieścić w część ubrań. Jeansy ledwo zapinały się na jej pękatym, obrzydliwym, we własnym odbiorze, brzuchu bezlitośnie opinając każdy fragment nadmiaru. Była tym załamana. Nie mogła patrzeć w lustro. Na jednej z lekcji wuefu, kiedy ostatnia dobiegła do mety, nauczycielka poradziła jej się wziąć za siebie, bo straciła formę i kondycję. Kiedyś szło jej to znacznie lepiej. Miała nawet całkiem przyzwoity czas. Po tym komentarzu rzuconym w eter publicznie i donośnie – wszyscy na nią popatrzyli. Widziała ich wzrok. Od tamtej pory miała wrażenie, że część osób zaczęło ją obgadywać, drwić z niej. To było trudne do zniesienia. Zaczęła zastanawiać się nawet co by tu wymyślić żeby nie chodzić do szkoły.

Dla Zuzy cała ta sytuacja z tatą była najpierw dramatem nie do opisania i przeżyciem, którego nikomu by nie życzyła, a potem stała się szansą. Miała ogromną nadzieję, że dzięki jego chorobie uda się wszystko posklejać. Że mama się opanuje, a ich życie wróci na właściwe tory jednak w szpitalu poczuła jakby dostała od niego w policzek. Zamiast cieszyć się, że przyszła-wyprosił ją i babcię żeby móc porozmawiać sam na sam z Karoliną. To było cholernie przykre. Tym bardziej, że nie dał jej nic w zamian. Nawet strzępka uwagi, mikrosekundy zainteresowania. Była zdruzgotana…

Na zawsze razem (cz. 58c)

Photo by Nick Fewings on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.