To, co działo się w ostatnim czasie bardzo ją martwiło. Dodatkowo jeszcze ta sytuacja w szpitalu. Zaskoczyła ją! Była dla niej niezrozumiała. Przyszła w odwiedziny do zięcia z dwoma stęsknionymi wnuczkami, a on wyprosił ją i Zuzkę spędzając większą część czasu wyłącznie z Karoliną, która na dokładkę sprawiała wrażenie zdegustowanej tą tajemniczą rozmową. Nie przywykła, że ktoś traktował ją w taki sposób i mimo, że usiłowała sobie to wszystko wytłumaczyć – czuła narastający niepokój. Była też zła. Wyprowadzona z równowagi. Czuła, że musi coś zrobić.
Cieszyła się widząc córkę u boku takiego mężczyzny jak Igor. Nie musiała się już obawiać o jej los. Joanna była bezpieczna. Wybrała człowieka, który podchodził do życia poważnie i dojrzale. Nie był ani artystą skoncentrowanym wyłącznie na sobie i swojej pasji-jak jej mąż, ani uległym misiem-pysiem, którego Aśka zdominowałaby z całą pewnością w okamgnieniu. Był człowiekiem pewnym siebie, zdecydowanym, odważnym i niezwykle męskim. To on w tym związku stawiał kropkę i kończył zdanie. Czasem nawet używał wykrzyknika -robił to jednak w akceptowalny sposób, stanowczo, ale bez cienia agresji.
Kibicowała temu związkowi z całego serca. Nie wiedzieć czemu była przekonana, że to nie może się nie udać. Miała przeczucie, że są dla siebie stworzeni. No i dostrzegała wzajemną fascynację, zachwyt, szacunek. Była też miłość i chyba wspólne cele. Wiedzieli gdzie chcą mieszkać, jak ma wyglądać to życie, czego od niego oczekują. Oboje pragnęli dwójki dzieci, cenili niezależność i byli rodzinni. Zgrzyty? Mało ich było. Joannie trochę chyba brakowało ciepła i czułości, ale to był detal. Kupiła sobie psa…
Ich ślub był najszczęśliwszym dniem w jej życiu i jednocześnie najsmutniejszym. Wzruszyła się i ukradkiem uroniła nawet kilka łez. To właśnie w trakcie wesela córki spojrzała na swojego męża nowymi oczami i poczuła, że nic nie czuje. Kompletnie. Był jej obcy. Męczył, drażnił, irytował. Żałowała nawet, że na przyjęciu weselnym musi siedzieć obok niego, bo nie miał do powiedzenia niczego ciekawego. Na dodatek słabo tańczył i stale udawał kogoś, kim nie był. Tyle lat starała się wykrzesać w sobie coś. Cień podziwu choćby, skrawek zachwytu, drobinę ciepła tymczasem jej bank uczuć względem niego – był pusty. Uświadomiła sobie, że żyje obok człowieka, którego nawet nie lubi. To było bardzo przykre…
Wnuczki zachwyciły ją tak jak i rola babci, choć nie zajmowała się dziewczynkami na cały etat. Nie była typem kobiety, która poświeci cały swój czas żeby opiekować się dziećmi córki czy syna. Powiedziała to Joannie, kiedy na świat przyszła Karolina. Może trochę za ostro? Może nie ubrała tego we właściwe słowa? Czuła, że musi choć zdawała sobie sprawę jak to będzie odebrane. I chyba się nie pomyliła. Aśka odsunęła się od niej po tym wyznaniu. Odstawiła ją na boczny tor jakby nawet trochę robiąc jej łaskę, że pozwala jej na kontakt z małą. Rozmawiały o tym zresztą jeszcze wielokrotnie, ale ani razu nie usłyszała prawdy. Za każdym razem była zapewniana, że wszystko jest w porządku i nikt do niej nie ma żalu.
Przyglądała się z boku ich rodzinie. Z boku i ze środka. To, co do niej docierało -to był szacunek jakim siebie darzyli, spokój finansowy dający im możliwość spełniania kaprysów, zachcianek i życia tak, jak chcieli. Igor był mało obecny, więc większość kluczowych decyzji podejmowała Joanna. Nie wyglądała jednak na nieszczęśliwą. Chyba nawet podobało jej się to, że to ona zawiaduje codziennością. Dziewczynki ją uwielbiały, była także doceniana w pracy. Poza tym zadbana, świetnie utrzymana, doskonale ubrana i ładnie pachnąca. Zawsze znajdowała chwilę, żeby pomyśleć o sobie, więc nie było dramatu. Fryzjer, kosmetyczka, bieganie, długi spacer z psem -czemu nie. Miała panię do sprzątania, wygodne, przestronne mieszkanie w doskonałej lokalizacji. Niejedna dziewczyna dałaby się pokroić za takie życie.
Kiedy zauważyła, że coś jest nie tak? Sama nie wiedziała, a córka nie zwierzała jej się prawie nigdy. Kiedyś Karolina zagalopowała się mówiąc, że ojciec czasem nie nocuje w domu i nikt nie wie co się z nim wtedy dzieje. To był pierwszy, niepokojący sygnał. Wiele miesięcy potem wpadła do niej córka narzekając na Igora, na małżeństwo, co nie zdarzało jej się nigdy wcześniej. Pomyślała, że musi być źle, ale poza gadką umoralniającą nie zrobiła nic, żadnego ruchu… Nie rozumiała tego i chyba nie chciała przyjąć do wiadomości, że małżeństwo jej córki wisi na włosku.
Bardzo ceniła rodzinę Igora choć jego mama nieco działała jej na nerwy. Była całkiem bez wyrazu tak jak jej mąż -przezroczysta, nijaka, zbyt usłużna i bez własnego zdania. Za to z jego ojcem rozumiała się bez słów, a nawet lepiej. Dużo lepiej. Jan, można powiedzieć, że odrobinę zawrócił jej w głowie- z wzajemnością zresztą. Wyznał jej na kawie, na którą kiedyś się wybrali, że gdyby nie była matką jego synowej to pewnie próbowałby ją poderwać. Chyba nawet żałowała, że nie próbował mimo wszystko… To byłoby cudowne oderwanie od burej codzienności.
A teraz to. Tajemnicze zniknięcie Joanny, wypadek Igora i zawał. Wszystko zdawało się rozsypać jak domek z kart. Pierwszy raz również dostrzegła, że dziewczynki jakoś posmutniały, przestały szczebiotać, straciły impet, który zawsze miały. Były przygaszone i bez energii. Wcześniej przypisywała to temu, że dorastają. Teraz zobaczyła więcej… I kiedy Igor tak bezceremonialnie wyprosił ją i stęsknioną do bólu Zuzę z sali poczuła się urażona. Była zła, bo zauważyła ile to sprawiło przykrości młodszej wnuczce. Zrobiło jej się smutno. Co takiego musiało się wydarzyć, że postąpił tak nierozsądnie? Co chciał przekazać Karolinie i dlaczego zrobił to w taki sposób.
Maria postanowiła porozmawiać z Janem. Chciała się dowiedzieć czegoś więcej. Poza tym chciała podzielić się swoimi spostrzeżeniami z kimś, kto był czarujący i miły. Brakowało jej atencji. A może życie za mało jeszcze się skomplikowało jak na jej potrzeby? Tak czy siak podjęła decyzję. Zawsze robiła to, co uznawała za stosowne – Joanna miała to po niej. Może teraz jej i Janowi razem uda się zainterweniować. Może wspólnie ocalą to małżeństwo? A może tylko wypiją wspólnie kawę i chwilę oderwą się od tego całego zamieszania?! Nawet to, byłoby w tym momencie pokrzepiające…
Photo by Giulia May on Unsplash
4 komentarze
Niezłe ziółko !
G
G, mama Joanny? Kobieta z osobowością:-)!
Pozdrawiam ciepło,
K
Jak to było z tym starym piecem w którym diabeł pali :-)?!
Hihihi.
Pięknego dnia!
Ka