W poprzedniej części Anna zdecydowała się napisać pożegnalny list do Ewy. Chciała raz na zawsze zakończyć tę znajomość. Postawić kropkę nad „i”.
Jeszcze długo po wysłaniu wiadomości zastanawiałam się czym właściwie jest przyjaźń. Dlaczego jednych obdarzamy zaufaniem od razu, a innych wcale. Czemu nagle otwieramy naszą duszę i zdradzamy sekrety. Co powoduje, że czujemy się przy kimś bezpiecznie i możemy być sobą w stu procentach. Jak to się dzieje w końcu, że tracimy instynkt samozachowawczy. Nie zauważamy sygnałów alarmowych, a wszystkie dziwnostki w zachowaniu tej bliskiej istoty zwalamy na swój błąd w postrzeganiu.
Uwielbiałam Ewę. Szanowałam. Nie miało dla mnie znaczenia to, że czasem bywa zgryźliwa, czasem nieuważnie słucha. Przecież nikt z nas nie jest kryształowy. Sama miałam wiaderko pełne wad własnych. Byłam świadoma swoich niedociągnięć. Tego naiwniactwa, prostolinijności, czasem zasklepienia w sobie. Ewa właśnie umiała rozbić ten pancerz. Rozwalić grubą skorupę i dostać się do mnie prawdziwej.
Szybko mnie rozgryzła, zrobiła to w tempie światła! Czytała w moich myślach i umiała jak nikt inny na świecie podpowiedzieć mi co mam zrobić żeby złapać za nogi szczęście. Przy niej śmiałam się całą sobą, nie bałam się wydurnić, bo byłam przekonana, że z całą pewnością Ewka mnie nie oceni, nie ośmieszy. Mało tego- dołączy …
Kiedy wyszła za mąż i urodziła dzieci nasze relacje przeszły metamorfozę. Miała mniej czasu, a ja widząc jak bardzo jest zmęczona nie dokładałam już do pieca, nie żaliłam jej się, nie narzekałam na los. Kiedy było ze mną źle jechałam pomóc jej przy dzieciakach. To było jak terapia. Wszystkie smuteczki mijały. Zastępowało je zmęczenie. Trochę jej nawet zazdrościłam. Przyznałam się przed nią do tego brzydkiego uczucia, a ona przytulił mnie i powiedziała, że ona też czasem zazdrości mi spokoju. Czyli jesteśmy z tymi zazdrostkami jeden do jednego.
Przyglądałam się jej i czułam ukłucie w sercu. Patrzyłam z boku i widziałam kobietę, która miało to, czego mnie brakowało najbardziej. Miała obok siebie mężczyznę, zakochanego w niej po uszy. Trochę zazdrosnego, nieco fajtłapowatego i fatalnie się ubierającego, ale co tam. Kiedy płakała tulił, kiedy zasypiała przykrywał ją kocem, kiedy była zdołowana- pocieszał. Miała też dzieci. Dwójkę. To była parka nie od parady-rozwrzeszczana, rozbawiona i rozkoszna po całości.
Wrosłam w ta rodzinę Ewki, pokochałam ich wszystkich. Stałam się integralną częścią tej szalonej familii. Razem świętowaliśmy urodziny, imieniny, robiliśmy prezenty na gwiazdki, opijaliśmy awanse i opłakiwaliśmy porażki. Nawet razem jeździliśmy na wakacje. Byłam świadkowa, matką chrzestna i ukochaną ciocią. Zdarzało się, że brałam te małe, słodkie paskudy na weekend żeby trochę odciążyć ich rodziców. Łaziliśmy wtedy po okolicznych placach zabaw, parkach. Gotowałam im różnorakie cuda i stawałam na głowie żeby były szczęśliwe. Dobrze mi z tym było.
Kiedy poznałam Arnolda Ewka, siłą rzeczy, zeszła na dalszy plan. Miałam dla niej znacznie mniej czasu. Trochę wycofałam się z tej bliskiej relacji, odrobine odsunęłam ją. Wydawało mi się, że rozumie, że mi kibicuje, że mam ją po swojej stronie. Szanowałam to, że poddaje pod wątpliwości pewne rzeczy, że każe mi bacznie się przyglądać ukochanemu, że zsuwa mi z oczu różowe okulary. Ceniłam ja za to mając świadomość, że czasem warto byc przezornym. Zwłaszcza wtedy, kiedy jest się szaleńczo zakochanym i traci orientację w terenie prawdy.
A ja byłam zaślepiona. Byłam zaślepiona totalnie. Gdzies całkiem umknął mi moment w którym Ewka przestał mi być życzliwa. Chwila, w której z przyjaciółki zamieniła się we wroga? A zmieniła się? Szukałam teraz w myślach jakiś symptomów, czegoś, co najwyraźniej przeoczyłam. Czy była to tylko zazdrość o pieniądze? A może wściekłość, że ją odstawiłam na boczny tor plus nuda małżeńska, kłopoty finansowe, jakies inne nieznane mi troski? Nie umiałam dogrzebać się prawdy. Przyszło mi nawet do głowy, że być może Ewka wpadła w jakieś tarapaty, a mnie nie było. Może to był jej krzyk rozpaczy? Próba zwrócenia na siebie uwagi?
Jak to się stało i dlaczego. Jak mogłam nie zauważyć, że coś zaczyna się psuć?! Odpaliłam pocztę. Wbrew temu co sobie obiecałam postanowiłam sprawdzić czy coś mi odpisała…