Była kompletnie rozbita, rozdarta i wściekła. Nie, nie zła na świat, okoliczności czy los. Była wkurzona na siebie. Na ten brak konsekwencji, na tą zabawę w kotka i myszkę, na rozchwianie, które ostatnimi czasy stawało się jej cechą dominującą. Dwa kroki w przód i sześć w tył.

Nawet jeśli była czegoś pewna, po chwili traciła przekonanie i zmieniała swoją postawę diametralnie. Zaskakiwała samą siebie na każdym kroku. To jednak nie były miłe niespodzianki. Te wahania sprawiały, że traciła do siebie szacunek. Do głowy jej by nie przyszło, że może zakochać się jak nastolatka. Stracić głowę i pogubić resztki zdrowego rozsądku. To było jak fatalne zauroczenie, które zamiast mijać zapuszczało w niej korzenie.

Kiedy zadzwonił do niej Igor z propozycją spotkania przypomniała sobie to, co mówił jej Paweł. Wiedziała, że o ile mąż będzie od niej oczekiwał tego czy tamtego, a z całą pewnością odpokutowania romansu i pokajania się, ten drugi ucieszy się ze wszystkiego nie pragnąc nic w zamian. Paweł zgodzi się na wszystko, a Igor znowu pewnie spróbuje wpasować ją w swój świat.

Mąż prosił żeby spotkała się z nim jeszcze zanim wyjdzie ze szpitala. Chciał porozmawiać. Umówili się. Zapytała jeszcze o jego samopoczucie, o to kiedy wróci do domu i czy ma dobra opiekę. To ostatnie pytanie było retoryczne, bo na bieżąco miała telefoniczny kontakt z doktor Martą, która zdawała jej relacje. Dobrze się dogadywały. Była więc najlepiej poinformowaną żoną na świecie. Wiedziała, że Igor jest zadbany, bardzo lubiany i przyciąga adeptów sztuki lekarskiej, których uczy fachu od najpraktyczniejszej strony. Lgnęli do niego ponoć jak pszczoły do miodu. Nawet była z niego odrobinę dumna. To był ten aspekt, który bardzo jej się u niego podobał. Niezmiennie. Mimo, że potrafił czasem zachować się ostro w gruncie rzeczy był dobrym człowiekiem, który chętnie pomagał innym. Zdawało jej się, że wszystkie pokłady empatii zużywa w pracy i może dlatego w domu skupia się już właściwie głównie na sobie.

Przypuszczała, że Igor zechce porozmawiać z nią na poważnie o dalszych losach ich małżeństwa. Stresowała się tym zastanawiając czy warto przyznawać się oficjalnie do zdrady czy może lepiej zastosować jego metodę i wszystko przemilczeć. Gdyby się przyznała musiałaby definitywnie zrezygnować z Pawła i odejść z pracy – w końcu szczerość do czegoś zobowiązuje. Gdyby udało jej się utajnić ten romans – mogłaby próbować go kontynuować po kryjomu i wcale nie musiałaby rezygnować z kariery w firmie swojego ukochanego. A może to drugie rozwiązanie było lepsze, zastanawiała się. Miałaby czas żeby przekonać się do czego zaprowadzi ją bliższa znajomość z Pawłem. Sam w końcu ostatnio powiedział jej, że zgodzi się na każdy układ, który będzie jej pasował. Tylko czy ona chce się dalej tak miotać. Przecież dużo ją to kosztowało i męczyło. Nigdy nie lubiła takich sytuacji i nie przypuszczała, że kiedykolwiek mogłaby być wplątana w taką kałabałę.

Długo zastanawiała się w co ma się ubrać na to spotkanie. Przymierzyła kilka spódnic i parę sukienek. Albo były zbyt romantyczne, albo nadmiernie oficjalne, zbyt wyzywające albo za bardzo ugrzecznione. Nic jej nie pasowało. W końcu zdecydowała się na czarne jeansy i satynową bluzkę koszulową. Rozpięła ją na dekolcie i dodała kilka łańcuszków. Założyła niebotyczne i strasznie niewygodne (ale bardzo efektowne) szpilki, chwyciła torebkę i mocno spryskała się swoim ulubionym zapachem, który zawsze dodawał jej odwagi. Wcześniej wykonała staranny makijaż i bardzo pieczołowicie ułożyła włosy. Wyglądała naprawdę nieźle. O mały włos sama się nie nabrała na to, że jest taka promienna, szczęśliwa i na luzie. Odbicie w lustrze wskazywało, że w jej życiu wszystko gra, a ona sama jest w doskonałej formie.

Jej prawdziwe samopoczucie znała jedynie pani psycholog, której zwierzała się ze swoich lęków, zadyszek i innych psychosomatycznych objawów wskazujących na to, że do szczęśliwości jej daleko. Była na etapie próby zrozumienia siebie i znalezienia własnej drogi. Nie powinna była podejmować w tej chwili żadnych wiążących decyzji, bo nie wiedziała czego pragnie. Nie była pewna co sprawia jej radość i czego oczekuje od życia. Psycholożka nie dawała jej gotowych recept jedynie usiłując zmobilizować do szukania własnej prawdy w sobie. Do pracy na sobą.

Gdyby wiedziała o spotkaniu z Pawłem pewnie nie skomentowałaby nawet tego pomysłu tylko zapytała co Joanna o nim myśli. No właśnie, co myśli… Chyba nie chciała myśleć, Pragnęła mieć to już za sobą -cokolwiek miałoby oznaczać i zmienić. Była na skraju wytrzymałości i wydawało jej się, że teraz każda decyzja wyciszy ją i uspokoi. Czuła, że zawisła nad przepaścią i dynda tak bezładnie miotana porywami silnego wiatru. Sił było coraz mniej.

Kiedy weszła do jego sali spał. Usiadła przy łóżku i spojrzała na jego twarz. Męską, twardą i jednocześnie bezbronną. Na ten niewielki nosek, pełne usta i długie, ciemne rzęsy, na kości policzkowe i silnie zarysowaną żuchwę. Był przystojny, męski, ale jednocześnie zimy, chłodny i czasem nawet brutalny, bezwzględny. Czy wyobrażała sobie dalsze życie u jego boku?  Czy wyobrażała sobie życie bez niego? Niczego nie była pewna prócz tego, że dłużej nie chciała tkwić w takim układzie…

Na zawsze razem (cz. 64)

Photo by Robert Collins on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.