Miała mieszane uczucia. Z jednej strony nawet się cieszyła, że Igor wraca do domu, z drugiej miała poważne wątpliwości co do tego, czy ta próba ogniowa wyjdzie im obojgu na dobre. A co jeśli pękną, nie dadzą rady, zawiodą dziewczynki i samych siebie?

Trochę udawała. Od kilku tygodni stale trochę udawała. Mniej lub bardziej. Sobą bywała. Od wielkiego dzwonu. Ubierała się, czesała, malowała i przyklejała jakąś minę niekoniecznie pasującą do nastroju. Wmawiała sobie, że tak jest lepiej jednocześnie biegając na psychoterapię i usiłując podźwignąć się i odrestaurować wewnętrznie.  Ot, zwykłe, babskie wahania.

Romans zszedł nieco na plan dalszy. Racjonalizowała sobie to uczucie wynajdując słabe strony Pawła i ich relacji. Obrzydzała sobie to, co ich łączyło wmawiając, że jemu pewnie chodziło tylko o seks, a gdyby przyszło do normalnego życia stałby się taki jak Igor. Karciła się za te myśli produkując kolejne, jeszcze paskudniejsze. Uciekała przed prawdą bojąc się, że zrujnuje jej rodzinę i zachwieje porządkiem, który z uporem godnym lepszej sprawy, usiłowała zaprowadzić. W chwilach wolnych od tych dywagacji zwyczajnie tęskniła za Pawłem przekonując samą siebie, że brakuje jej nie jego miłości, a przyjaźni i ciepła.

Dzień kiedy Igor opuszczał szpital miał być z założenia świętem. Czasem dla nich, dla rodziny. Bardzo się zirytowała gdy teściowa poinformowała ją, że wpadną do nich tego dnia razem z teściem i Piotrem. Potem jeszcze wprosiła się jej mama informując, że ojciec się wykpił, bo twierdzi, że zięć, z całą pewnością, wolałby ten czas spędzić tylko w gronie swoich pań. Pominęła ten tekst milczeniem. Skoro i tak będą goście to co jej za różnica.

Wysprzątały całe mieszkanie aż świeciło się jak bombki na choince. Nie było ani grama kurzu, ani milimetra osadu, ani jednej, drobnej plamki na podłodze. Szorowały wszystko przy dźwiękach skocznej muzyki puszczanej pracowicie przez Zuzkę. Obie córki sprawiały wrażanie niezwykle szczęśliwych i spokojnych. Nawet kłóciły się mniej. W międzyczasie poznała nieco bliżej Kubę. Wpadał dość często, miała wrażenie, że wyszli z podziemia dumnie spacerując i trzymając się za ręce. Był bardzo przystojny, ale zdecydowanie zbyt dorosły dla Karoli.  „Za stary” mówiąc wprost, zbyt doświadczony. Nie mogła jednak nic zrobić. Wiedziała, że każda próba zohydzenia nastolatce ukochanego, tylko bardziej scementuje ich związek, a tego bardzo nie chciała. Kiedy na chwile zostali sami – powiedziała chłopakowi, konspiracyjnym szeptem, że jeśli skrzywdzi jej córkę – będzie miał z nią do czynienia. Uśmiechnął się tylko i kiwnął głową na znak zgody. Zgody, nie zgody -czuła, że ma ją gdzieś. Co ona mogła? Kim była żeby mu grozić…

Kiedy przyszedł TEN DZIEŃ Igor nadal był jeszcze słaby. Widziała jak bardzo się stara żeby wyglądać jak facet w pełni sił i jak dużo wysiłku go to kosztuje. Znali się już tak długo, że nie dawała się nabrać na jego pantomimę. Była troskliwa, ciepła. Czuła, że tak wypada, że tak powinna. Przywiozła go do domu rozmawiając po drodze o jakiś duperelach. Zdawało jej się, że i on pragnie ciszy, ale oboje stawali na głowach żeby było miło.

Będąc już w domu, w trakcie obiadu, zapytała go o czym chciał jej powiedzieć- obok siedziały dziewczynki. Zrobiła to celowo. Z pełna premedytacją. Wiedziała, że jeśli to coś idiotycznego- wesprą ją, staną po jej stronie, wyśmieją jego durne pomysły. Miała u boku sojuszniczki. Nie było mu to w smak. Chyba miał inne plany. Przypuszczała, że będzie starał się poinformować ją o swoich pomysłach na osobności. Wmanewrowała go jednak w sytuację bez wyjścia, więc podjął wyzwanie. Na wstępie kluczył. Mówił o sercowcach, innym trybie życia, ciszy, zmęczeniu i takie tam. w końcu dotarł do sedna. Biorąc głęboki oddech wyznał, że chciałby kupić dom i ma nawet dwa na oku. Jeden usytuowany jest w Radości, a drugi w Chotomowie. Nęcił stadniną koni w okolicy, wizją zakupu psa obronnego o jakim marzyła od dawna, przestrzenią, własnym lasem i ciszą. Kiedy skończył -patrzyła na niego wielkimi oczami, a w głowie buzowały jej podgrzane do czerwoności myśli. Karolina, wzburzona wizją dojazdów bulgotała z wściekłości, a Zuzanka wrzeszczała z radości.

Oba domy były piękne. Bezszelestnie przesuwała zdjęcia na ekranie jego smartphona usiłując ogarnąć to, co czuła. A co czuła? Była podniecona wizją tej zmiany. Jakby obudził w niej jakieś nieuświadamiane marzenie o przestrzeni, wolności. O wyrwaniu się z ukochanego Śródmieścia, które ostatnio stało się duszne i parzące. W którym działo się zbyt wiele. Teraz nie zastanawiała się nad odległościami, niedogodnościami. Teraz, przede wszystkim, widziała sielankowy obraz tlącego się kominka, hamaka rozpostartego między dwoma dużymi drzewami, ogromnego tarasu i głębokich foteli ozdobionych miękkimi poduchami. Zachłysnęła się tą wizją. Igor zaskoczy ją jak nie wiem co. Na plus. Na bardzo duży plus!

Na zawsze razem (cz. 70)

Photo by Briana Tozour on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.