Nie wierzył ani w to, co widział, ani tym bardziej w to, co słyszał. To omamy, zwidy? Joanna chciała tego, co on. Była najwyraźniej gotowa zostawić Śródmieście. Porzucić je dla życia pod Warszawą. To brzmiało niczym żart, kpina, kabaret. Był zdumiony. Nie mieściło mu się w głowie, że żona, ot tak porzuci SWOJE ukochane Centrum dowodzenia, jak zwykła mawiać o ich wspólnym mieszkaniu, w samym sercu Warszawy.

To miejsce było jej. Od samego początku. Kochała je, urządzała z dbałością o każdy detal wykłócając się zarówno z nim, architektem jak i ekipą remontową. Niemożliwe stawało się możliwe, niepasujące nagle zaczynało współgrać. Łączyła style, rożne pomysły podejrzane w innych mieszkaniach, hotelach, pensjonatach -na całym świecie. Samodzielnie restaurowała leciwe meble kupione na targu staroci, wieszała obrazy znanych malarzy tuż obok rzeźb z gliny czy aniołów ze szkła. Sprawiła, że lokum nabrało duszy i charakteru. Było tak bardzo jej, a co za tym idzie tak bardzo jego…

Joanna kochała Śródmieście. Uwielbiała jego tempo, harmider i pulsujący rytm. Nowy Świat, Dynasy, Park Saski, Skwerek im. Wodiczki, Kubusia Puchatka, Warecka, Niecała, Dobra- oddychała tymi ulicami. Łaknęła ich wielkomiejskiego klimatu. W wolnych chwilach wybierała się na długie spacery po bulwarach wiślanych, zapuszczała w małe, staromiejskie uliczki, piła kawę w przytulnych kawiarenkach obserwując ludzi. Patrzyła na ich twarze próbując wyczytać z nich opowieść o życiu, którego byli bohaterami. Czasami nawet dzieliła się z nim tymi spostrzeżeniami. Trochę się z nich śmiał. Robiła to więc rzadko i tylko na początku małżeństwa. Później przestała. Definitywnie. Nigdy właściwe nie zastanawiał się dlaczego. Aż do teraz…

Kiedy wymyślił te domy miał nadzieję, że pomysł się jej spodoba. Miał jednak również mnóstwo wątpliwości, bo znał jej stosunek do miejsca które od lat było epicentrum ich wszechświata. Był pewien, że sprzedanie go lub wynajęcie będzie dla niej dotkliwą stratą. Była z nim tak bardzo związana… Nie umiał wyobrazić sobie, że zgodzi się, by ktoś inny mieszkał w tym jej świecie. Tak, to mieszkanie było jej małą planeta, czasem całym… kosmosem. Wolał nie poruszać na razie tej kwestii. Lepiej kiedy nie istniała, kiedy Joanna nie koncentrowała się na niej łaknąc nowych wrażeń…

Zaskoczyło go, że tak szybko przerwała występy Karoliny całkowicie ignorując jej brak zgody na przeprowadzkę. Tonem nieznoszącym sprzeciwu poinformowała ich starszą córkę, że w życiu nie zawsze ma się to, co się chce, a poza tym każde z nich będzie turlało się o poranku do miasta, więc jak nie będzie nadmiernie podskakiwała, znajdzie się w którymś samochodzie także miejsce dla niej. Zdziwiło go również, że kiedy Karola wybiegła z domu -nie powstrzymywała jej, nie prosił, by wróciła. Pozwoliła za to, by zbuntowana nastolatka pobiegł gdzieś, nie wiadomo gdzie, w stanie skrajnego wzburzenia, kiedy to zwykle popełnia się najwięcej głupot. Jego żona natomiast, całkowicie ignorując ten fakt, najspokojniej w świecie oglądała ogłoszenia, dotyczące sprzedaży domów. Z przyklejoną do kolan Zuzką, wyliczały wady i zalety każdego z wybranych przez niego domów. Droczyły się , przekrzykiwały wybierając swoje sypialnie i snując fantazje na temat tego jak będzie się im tam żyło i co zmienią. W końcu zaczęły szukać same. Jeszcze innej willi…

Poprosił by rozważyły najpierw jego opcje. Mógłby umówić się na ich oglądanie. Aśka przystała ochoczo jednocześnie informując go, że ona też coś jeszcze „wynajdzie” jeśli jemu to nie przeszkadza. Nie przeszkadzało. Usiedli we troje przed ekranem komputera otwierając kolejne anonse dotyczące domów. Kiedy zgromadzili jeszcze trzy, ciekawe oferty – wyciągnął telefon i zaczął dzwonić. Kuł żelazo póki gorące. Czuł, że jeśli nie teraz to nigdy. Jeśli teraz to już na zawsze…

Na zawsze razem (cz. 70a)

Photo by Євгенія Височина on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.