Na co czekasz, zastanawiała się patrząc jak kolejną sekundę bije się z myślami. O co mogło mu chodzić? Gdyby tylko umiała czytać w tych jego myślach…
Ta chwila wyczekiwania ciągnęła się jak włoski makaron. Nie przypominała sobie drugiej takiej sytuacji. No może z wyjątkiem dnia w którym poprosił ja o rękę. Też był wtedy spięty, ale ponieważ przeczuwała o co chodzi – całkiem jej to nie stresowało.
Też byli w knajpie. Jej koleżanka śmiała się, że pojechał sztampą po całości. – Zero finezji, oceniła. Zaraz po zupie rybnej wyjął z kieszeni marynarki bordowe, welurowe pudełeczko i zapytał czy zostanie jego żoną. Nie klękał, nie zamówił orkiestry, która by coś przygrywała, nie czerwienił się ani nie pocierał nerwowo dłonią o dłoń. Nic z tych rzeczy. Był wprawdzie trochę spięty, ale bez przesady. Podskórnie był chyba przekonany o powodzeniu tej akcji. Kiedy powiedziała – tak. Włożył jej pierścionek na rękę i wyszeptał – jesteś teraz cała moja, na zawsze! Uśmiechnęła się lekko na to wspomnienie.
Kiedy córki spytały ją ostatnio o to co jej się kiedyś spodobało w tacie musiała się chwile zastanowić. Męskość, zdecydowanie, szorstkość, odrobina bufonady? Śmiały się potem we trzy, że tata to taki błędny rycerz. Dlaczego błędny?, zapytała. -Bo rycerz powinien być czuły i wyśpiewywać serenady. I tu tkwi błąd taty, stwierdziła Karolina .
Karolina powiedziała jej ostatnio, że nie będzie szukała chłopaka, który byłby podobny do ojca. Chciałaby być z kimś kto będzie jej okazywał uczucia, spędzał z nią czas, zachwycał się nią i przytulał, kiedy jest smutna. Wytłumaczyła jej, że nie ma mężczyzn idealnych. Poradziła, żeby poznawała wielu chłopaków zanim zdecyduje z którym chce być na poważnie. -A Ty, postanowiłabyś teraz inaczej, zapytała ją córka. Nie wiedziała co ma jej odpowiedzieć… Nie była tego pewna, a może to efekt zmęczenia, stresów w pracy?-Nie chce mi się zastanawiać nad bzdurkami córeczko, kocham waszego ojca, odpowiedziała szybko i zakończyła temat.
Była konsekwentna. To była jej mocna strona. Wiedziała, że dom to jest najważniejsza rzecz w życiu. Trwały, bezpieczny dom z mamą i tatą. U niej w domu rodzinnym bywało różnie. Rodzice żyli obok siebie. Chyba żadne z nich nie mogło mówić o szczęściu, spełnieniu, dobrym porozumieniu. Teraz też, na stare lata każde z nich miało osobną półkę w lodówce. Mama działała w fundacji, aktywnie udzielała się w różnych organizacjach społecznych, tata malował. Właściwie poza spaniem i jedzeniem nie wychodził z pracowni. Nie mieli wspólnych tematów. Może gdyby nie te jego ośli upór…Zbudował między nimi mur.
Była córeczką tatusia. Tatusia mało stabilnego emocjonalnie. Artysty, trochę egoisty z mocno rozrośniętym, choć przykurzonym, ego. Kiedy jej matka zdała sobie z tego sprawę ona była już na świecie. Nie chciała burzyć jej dzieciństwa więc została z ojcem -dla dobra dziecka. Czasem dawała jej odczuć jak bardzo się poświęciła żeby zapewnić jej pełen dom. Nigdy jednak nie powiedziała tego wprost. Tylko ją odsunęła. Oddała ojcu żeby samej zająć się swoją karierą.
Zostawiła małą, delikatna dziewczynkę z nieporadnym życiowo artystą dla którego podjęcie jakiekolwiek decyzji stanowiło nie lada wyzwanie. Bywała obok kiedy trzeba jej było zapleść warkocze, albo zrobić dobre wrażenie na zebraniu w szkole. Była obok kiedy dostała okres. Wyjaśniła jej wtedy, w krótkich, żołnierskich słowach, co i jak. Była, kiedy poinformowała ją, że bierze ślub i że jest w ciąży. Poinstruowała ją wówczas jak żyć żeby przeżyć z mężem i nakazała trzymać krótko dzieci, bo one i tak zawsze odchodzą.
Dla ojca jednego dnia była małą królewna, innego mało rozgarniętą dziewczynka, która stale nie radzi sobie tak, jak powinna. Nosił ją na rękach, by za chwilę stawiać w kącie. Brakowało jej stabilności, wsparcia, zrozumienia. Miała dość ciągłego oceniania, krytykowania, a potem słodzenia. Szukała spokoju…
Dobra, raz kozie śmierć, pomyślała, niech się dzieje wola nieba. – Kochanie, czy zechcesz mi w końcu powiedzieć o co chodzi, zapytała mrużąc oczy.
Photo by Luka Davitadze on Unsplash