Widok Zdziśki w samochodzie zastępczym nie sprawił mi przyjemności. Ku zaskoczeniu zasępił mnie i przygnębił. Zdziśka wciśnięta w mini autko w kolorze bladoróżowym wyglądała nie tylko karykaturalnie, ale nawet lekko przerażająco.

Nogi pod brodą, loki splątane z kierownica, twarz niemal przyklejona do szyby przedniej. Widać było, że ten brak komfortu i przestrzeni strasznie kiepsko wpłynął na nawykłą do wszelkich luksusów Zdziśkę. Aż się zdziwiłam, że mąż nie użyczył jej tymczasowo swojego auta, ale może się bał, że jego nowa bryka podzieli los lamparta Zdziśki…

Właściwie to nawet bym się nie zdziwiła gdyby tak było.

I kiedy tak stałyśmy na czerwonym świetle – ramię w ramię nagle coś przykuło mój wzrok. Spojrzałam raz, przetarłam oczy rozmazując makijaż i spojrzałam raz jeszcze… Niemożliwe, Zdziśka paliła PAPIEROSA. Rany Julek. Pierwsza przeciwniczka dymka. Razem, od lat, wespół zespół, walczyłyśmy z wszelkimi smrodami na klatce (ja tępiłam smrody płynące np. z lakierowanych podłóg wietrzonych przy otwartych drzwiach…). Ona sama niezwykle skutecznie, nie tak dawno, wojowała z sąsiadka, która urządziła sobie na półpiętrze palarnię towarzyską. Każda z nas miała swoją specjalizację…

Czyżby wypadek aż tak poprzewracał jej w głowie? A może to silny stres? Przecież znamy się od tylu lat i nigdy, przenigdy nie wyczułam od niej ani grama nikotyny. Zawsze bezbłędnie pachnąca, białozęba, z zadbanymi paznokciami i bez zmarszczek odpapierosiaych wokół ust. Rety…

Z letargu wybił mnie przeraźliwy huk trąb powietrznych za mną.- Ok, ok, już jadę, pomyślałam patrząc na bandę rozjuszonych facetów w autach za mną. Pojechałam dalej, by za chwile przystanąć na jedynym wolnym miejscu postojowym. Przypomniało mi się, że korzystając z plusowej temperatury na termometrze muszę wypryskać letni płyn ze spryskiwaczy, bo jak się zamrozi to będzie kosmiczny klops. Dobre kilka minut myłam okna. Tylne, przednie, tylne, przednie. Płyn pryskał najpierw niczym z sikawki, a potem ciurkał ledwo, ledwo, aż w końcu zamilkł całkowicie. Kiedy opróżniłam już zbiorniczek zadowolona ruszyłam przed siebie nadal analizując tę dziwna sytuacje z papierosem.

Przyznam szczerze, że nawet trochę poczułam się winna. Może gdybym nie wlazła jej pod koła, nie zdenerwowała, nie przywaliłaby w te samochody? Odganiałam tę myśl, ale ona stale wracała…

Gdzieś na wysokości Alei Rzeczpospolitej zdałam sobie sprawę, że prawie nic nie widzę. W nocy padał deszcz, więc jezdnia była mokrawa. Krople brudu, który pryskały spod kół innych pojazdów całkowicie zapluły mi przednią szybę. I wtedy właśnie przypomniałam sobie o tym, że na wstępie podróży wypryskałam cały płyn, a na wlanie nowego nie ma szansy, bo sztukę otwierania klapy w naszym kosmodromie opanował tylko mój mąż. Wymagała ona precyzji i cierpliwości – czyli właśnie tego, czego nigdy nie miałam.

Zatrzymałam samochód ponownie żeby nalać płyn do spryskiwaczy bezpośrednio na szybę. Właśnie miałam wytarabanić się z auta kiedy ZNOWU ZOBACZYŁAM ZDZIŚKĘ. I nie była sama. I nie była nawet trochę przygnębiona, ani tym bardziej zdenerwowana. Tryskała witalnością i dobrym humorem! Truchtała zachwycona na wysokich szpilkach, z papierosem w dłoni… uwieszona na ramieniu jakiegoś barczystego osiłka całkiem  nieprzypominającego jej męża, bądź co bądź z pewną klasą. Minęli mnie szczęślwie nie zauważając i ćwierkając w najlepsze poszli dalej. Muskularny amant i Pierwsza Dulska Śródmiejska. -Cóż, może wreszcie przestanie być taka zgryźliwa, pomyślałam.

To nie może być przypadek. W życiu nie ma przypadków. Ale dlaczego ja? Co takiego przeskrobałam, że nieopatrznie stale się nadziewam na Zdziśkę. Nawet będąc poza dzielnica matką, w Wilanowie, nasze drogi się krzyżują.

Po, bardzo udanym, spotkaniu służbowym wróciłam do domu zatrzymując się dwukrotnie celem wymycia przedniej szyby. Kiedy dotarłam do domu było chwile po szesnastej, a  bladoróżowe autko stało już obok naszej kamienicy. Ciekawe czym Zdziśka zaskoczy mnie następnym razem. No i kim był dla niej ten napakowany facet.

Czyżbym zaczynała być wścibska? Rety, upodabniam się do Zdziśki? Tylko nie to! RATUNKU!

Zdziśka i mój Specjalny, Świąteczny Prezent dla niej!

Zapraszam na pozostałe Zdziśkowe perypetie:

Chcesz poznać Zdziśkę? Zapraszam na pierwsze spotkanie ze Zdziśką!

Zdziśka prawdę Ci powie!

Zdziśka kontra pies

Zdziśka i wielkie rozczarowanie

Okrutna zemsta Zdzisławy!

Zdziśka i jej pociski!

Zdziśka – dobra rada!

Zdziśka ponad podziałami – czyli gołąbek pokoju

Ratuj się kto może, czyli Zdziśka w miejskiej dżungli za kierownicą

Zdziśka i mój Specjalny, Świąteczny Prezent dla niej

Zdziśka Ty chyba oszalałaś! O matko!

Koronawirus to masowa błazenada?!

Zdziśka zdobywa kolejne szczyty… w konspiracji

Photo by NeONBRAND on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.