
Mówią, że po każdej burzy nastaje słońce. Kiedyś powiedziałaby, że to puste słowa, głupie gadanie-teraz pomyślała, że tak właśnie jest. Poczuła jego promienie na swoim policzku, poczuła je nawet w głębi duszy. Igor był żywym dowodem na to, że można się zmieniać – skutecznie. Zmieniając siebie -zmieniał także jej świat.
Była zachwycona zmianami jakie nastały w jej życiu i choć nie było idealnie – między nią, a mężem zapanowało rozkoszne lato. Zaczęła wierzyć, że wszystko da się jednak naprawić, że można odkręcić to, co złe, zaczarować, odmienić na dobre. Przypomniała sobie to, co widziała w nim, na samym początku i pragnęła do tego wrócić. Obudzić w sobie tę tęsknotę, to nienasycenie, to pragnienie. Nie, nie umiała zapomnieć o Pawle. Miała kłopot z tym, żeby przekreślić ten płomienny romans raz na zawsze, żeby zabić tę przyjaźń. To nie było takie proste. Odkrywała, że potrafi jednocześnie myśleć ciepło o mężu i tęsknić za tym drugim mężczyzną. Czy miała jednak wyrzuty sumienia?
Kiedy mąż powiedział jej o mailu od Pawła – przez chwilę się przestraszyła. Chyba wpadła w panikę obawiając się tego, co też napisał. Szybko jednak okazało się, że to nic takiego. Udało mu się skutecznie namówić Igora na to, żeby mogła wrócić do pracy. Była taka szczęśliwa i taka wdzięczna. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.
Po każdej burzy nastaje słońce? Jeśli to miała być prawda – do pełni szczęścia brakowało jej tylko wyjaśnienia sytuacji z Karoliną. Tu jednak nic nie wyglądało tak, jak powinno. Starsza córka była nie tylko uparta, ale również przekonana o słuszności swoich racji. Do tego zawarła jakiś dziwny sojusz z jej matką, która chyba nadmiernie wczuła się w rolę. Wczuła się na tyle, że za jej plecami ustaliła ze zbuntowaną nastolatką kwestie, których nie miała prawa załatwiać bez konsultacji z nią. Odjechała. Zwariowała. Wyszła z roli.
Joanna czuła się zawiedziona postawą matki. Nie tak wyobrażała sobie te relacje. A przecież wystarczyłoby żeby wcześniej porozmawiała z nią. Żeby niczego Karolinie nie obiecywała. Tak obie wyszły by z tego z twarzą, a teraz? Teraz stoją po przeciwnej stronie barykady. Jedna jest opozycja totalną, a druga przejęła władzę niezgodnie zasadami demokracji. I po co jej to było? Czy naprawdę ma prawo myśleć, że da rade wytresować Karo? Że uda jej się nakłonić ją do stylu życia, który kiedyś narzucała jej? Że zmusi wnuczkę do przestrzegania sztywnych reguł i zasad, które wcale nie mają umocowania prawnego, bo są wymysłem twórczej wyobraźni Marii?! Była przekonana, że jej starsza córka całkiem nieświadomie zawarła pakt z diabłem i prędzej czy później wycofa się z niego okrakiem. Tylko po jaką cholerę cały ten cyrk…
Pozostawała jeszcze Zu. Była związana ze starsza siostrą. Aśka nie wyobrażała sobie jak odnajdzie się teraz bez niej. Jedyne, co mogła jej obiecać to większy pokój z atrakcyjniejszym widokiem, albo drugi pies czy pierwszy kot. Marzyła, by osłodzić młodszej latorośli cały ten kwaśny okres. Być może zapłaci własnym czasem, cierpliwością, wzmożonym zainteresowaniem, tylko czy to wystarczy? Miała poważne wątpliwości.
Teraz jednak fetowała sukces. Los dał jej szansę poukładania na nowo wszystkiego. Każdej jednej relacji. Piła z Igorem gorąca kawę zagryzając czekoladą z nutą pomarańczy. Było spokojnie i serdecznie. W tle brzdękała jakaś klimatyczna muzyczka. Mówiła, a mąż słuchał. Nie przerywał, nie prawił kazań, nie radził. Zastanawiała się ile w tej przemianie zasługi pani psycholog, ale czy to naprawdę było istotne? Dla niej liczyło się to, że spróbowali i chyba wyszło. Wbrew jej oczekiwaniom i pod prąd zdrowemu rozsądkowi. Zastanawiała się co zrobić, albo czego zaniechać żeby nie wejść w drogę temu sprzyjającemu losowi. By zacząć cieszyć się życiem, przestać je komplikować i zacząć odpuszczać zarówno sobie jak i innym… Gdzie tkwił sekret?
Photo by Amanda Vick on Unsplash