W poprzedniej części Anna oddała wreszcie znaleziony portfel. Odkryła też, że Arnold nie tylko jest uroczy, ale także umie czarować!

Kiedy usiedliśmy przy stole w pokoju socjalnym poczułam na sobie  jego wzrok. Patrzył na mnie z zainteresowaniem. Chyba podobałam mu się nawet mimo służbowego uniformu. Miałam nadzieję, że to nie tylko wdzięczność i zakłopotanie!

Na poczekaniu wymyśliłam plan, który miał na celu lepsze poznanie tajemniczego obiektu o imieniu ARNOLD (ale o tym później!)… Arnold tymczasem patrzył ma mnie z wyczekiwaniem. Czekał na to jaką decyzję podejmę w sprawie znaleźnego. Kiedy powiedziałam, że dziękuję był wyraźnie zaskoczony. I może jeszcze trochę zaintrygowany? -No musze przyznać, że zaimponowała mi Pani, powiedział uprzejmie i dodał, że chyba jeszcze nigdy nie spotkał nikogo, kto nie wykorzystałby takiej okazji… Ja milczałam. Jak grób. Czekałam na ciąg dalszy tej historii. Czekałam na jego ruch.

-Mężczyzna to zdobywca, nie wychodź przed szereg – myślałam oczekując w napięciu tego, co nastąpi. -Pani Anno rzekł wreszcie Arnold. -Czy ma Pani pomysł jak mógłbym się Pani zrewanżować za Pani uczciwość? Phi, co za pytanie. Jasne, że dobrze wiedziałam, ale bardzo chciałam żeby to padło z jego ust. Postanowiłam tylko dać mu jakiś sygnał. Co zrobiłam? Powiedziałam, że trudno mi omawiać takie kwestie w pracy, no w końcu jestem tu służbowo. Oczywiście, że chętnie dokończę z nim tę rozmowę, ale może w jakiejś innej scenerii. Może po mojej pracy?

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Arnold wstał, zebrał się w sobie i zapytał czy dziś mam czas popołudniu? -Dziś nie, ale w piątek owszem, odpowiedziałam czując że zaczynam przejmować kontrolę i nad sobą, i nad tą szalona sytuacją.  A serce waliło mi jak oszalałe.  – Dobrze, zatem umówmy się w piątek o osiemnastej pod apteką. Porozmawiamy w innych okolicznościach. Może znajdziemy jakieś wspólne rozwiązanie tej sytuacji, powiedział. Cmoknął mnie w przelocie w dłoń (cholera?), pożegnał skonsternowanego magistra Kowalskiego i energicznie wyszedł. Uśmiechając się jeszcze do mnie na dowiedzenia.

Klientów obsługiwała koleżanka, mogłam przez chwilę dojść do siebie. Było mi to bardziej  niż potrzebne. Zachłystnęłam się tym Arnoldem na dobre. Zburzył moje poukładane myśli i potargał serce. Zaczęłam się zastanawiać czy nie warto postawić wszystkiego na jedną kartę. No i byłam z siebie bardzo, ale to bardzo dumna! Dałam radę. Ocalałam. Zachowałam twarz i jeszcze udało mi się go lekko przetrzymać. Na ten piętek będę czekała jak na zbawienie.

Z zamyślenia wyrwał mnie głos pana Kowalskiego – Pani Anno, gratuluje Pani postawy. Cieszę się, że nie przyjęła Pani ostatecznie tych pieniędzy. Ten facet na kilometr, budzi moje podejrzenia, powiedział i oddalił się szybkim krokiem. Podsłuchiwał, zazdrosny jest -o co w tym wszystkim chodzi, pomyślałam zbita z tropu!

Arnold i Spółka (cz. 9)

 

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.