W poprzedniej części, Anna wbrew Arnoldowi i sobie również, zaprosiła do domu swoją byłą? przyjaciółkę Ewę. Chciała zakończyć tę wieloletnią znajomość raz na zawsze, dając jednak szansę Ewie, by wyjaśniła jej DLACZEGO w szpitalu potraktowała ją w taki sposób!

Całkiem niespodziewanie, spotkanie z Ewą trwało ledwie kilka chwil. Po tym jak weszła do domu, pobieżnie obejrzała nasz stan posiadania i wypiła kawę ze spienionym mlekiem, stwierdziła tylko, że stało się to, co podejrzewała. A myślała, że jestem inna… Pytałam co ma na myśli i dlaczego tak dziwnie się zachowuje. Była zamknięta w sobie, przygnębiona i osowiała. Powiedziała mi, że wedle jej wiedzy oszalałam na punkcie człowieka, który na to nie zasługuje. Jest podły, perfidny i manipuluje wszystkimi wokół. Nic więcej nie chciała powiedzieć. Żadnych konkretów. Patrzyła na mnie tylko świdrującym spojrzeniem. Dodała jeszcze, że jest tym wszystkim załamana, bo dałam się omotać i straciłam zdrowy rozsądek. I, że w tej sytuacji nie może mi wszystkiego powiedzieć, bo i tak jej nie uwierzę uznając, że bajdurzy… No może kiedyś, o ile wcześniej nie przekonam się na własnej skórze.

Byłam pewna, że to ciąg dalszy próby psucia mi humoru, więc poprosiłam Ewę żeby wyszła. Powiedziałam, że zawsze byłyśmy wobec siebie szczere, ale nigdy złośliwe, nieżyczliwe, zazdrosne. Że oddałabym jej ostatnią koszulę, zrobiłabym dla niej wszystko, dosłownie. A teraz to się radykalnie zmieniło. Że jest mi cholernie przykro, tym bardziej, że otrzymuję od niej cios za ciosem w sytuacji dla mnie niezwykle trudnej. Ewka, popatrzyła na mnie po swojemu, przez ułamek sekundy przytuliła i wyszła. Bez dowiedzenia, bez wyjaśnienia. Ot, tak. Zwyczajnie sobie poszła nie odwracając się nawet.

Kiedy tylko zatrzasnęła się za nią furtka, zadzwonił Arnold. Pytał czy wszystko w porządku i czy dobrze się czuję. Zamiast odpowiedzi rozpłakałam się jak dziecko. Poczułam się zdradzona, oszukana i cholernie samotna. Powiedziałam mu o zachowaniu Ewy i o tym, że nie zdradziła mi sekretu z którym przyszła uznając, że jej nie uwierzę. Roześmiał się tylko ironicznie i szepnął łagodnym tonem, że postara się poprawić mi nastrój we własnym zakresie. I żebym zapomniała o Ewie, bo jest zwyczajnie zazdrosna. Jak to niektóre kobiety…

Czy przychodzi Ci do głowy, czego mogła mi zazdrościć Ewka? Mnie też nie bardzo! Miała przecież wszystko to, co w życiu najcenniejsze: szczęśliwą rodzinę, zdrowie, własne mieszkanie, ciekawą pracę i sporo oleju w głowie (przynajmniej do niedawna!). Była interesującą babką, umiejąca się cieszyć z tego wszystkiego, co miała. Co takiego musiało się wydarzyć że zmieniła się nie do poznania? Że przeszła, w ułamku chwili, tak radykalną metamorfozę? Nie wiedziałam. Nie chciało mi się jednak zastanawiać. To było za wiele jak na ten dzień.

Popołudniu Arnold zawiózł mnie na rehabilitację, a potem pojechaliśmy z suczydłem na króciutki spacer po Powsinie. Było parno. Lato dawało o sobie znać zagęszczając powietrze i czyniąc je nieznośnie lepkim. Ociężali skwarem pełzaliśmy po lesie omijając najbardziej oblegana szlaczki turystyczne. Było spokojnie, cicho i bezpiecznie. Wreszcie zaczynałam łapać luz. I właśnie wtedy rozdzwonił się mój telefon, jasny gwint! A miałam przekonanie, że go wyłączyłam.

Dzwonili rozdygotani rodzice i pytali czy u nas oby na pewno wszystko w porządku. Ktoś do nich dzwonił ostrzegając, że powinni się ze mną pożegnać, bo moje dni są policzone. Pobladłam, poczułam jak odpływają mi siły. Tylko tego mi teraz brakowało!  Starałam się jednak nie dać po sobie poznać, że naprawdę się przestraszyłam. Próbowałam bagatelizować ich słowa, obracać w żart i wykpiwać – żeby nie stresowali się niepotrzebnie. Stwierdziłam, że to pewnie była pomyłka. Tata jednak był nieustępliwy. Poprosił o rozmowę z Arnoldem, który sprawę potraktował nad wyraz poważnie. Powiedział, że nie chciałby mnie denerwować, ale taki sam telefon otrzymali jego poprzedni teściowie, tuż przed zaginięciem jego pierwszej żony. Potem jeszcze wspomniał coś o jakimś fatum i zaczął gdzieś nerwowo wydzwaniać.

A ja? Czułam się osaczona. Wymemłana przez życie. Przeżuta i wypluta.

Usiadłam na drewnianej ławeczce z widokiem na basen, z całych sił usiłując przekonać samą siebie, że to tylko zły sen…

Arnold i Spółka (cz. 52)

Photo by Taras Chernus on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.