Kiedy poznał Karolinę nie sądził, że tak bardzo wpłynie na jego życie i choć tego chciał, nie bronił się wcale – był zdumiony skalą zmian jakie w nim zachodziły. Zanim postanowił, że chce właśnie jej – nie był pewien czy kiedykolwiek spotka osobę, która zainteresuje go tak naprawdę. Od jakiegoś czasu nudziły go przelotne znajomości i nic nie znaczące gadki o pogodzie. Mierziły podchody i gierki.

Karolina była inna. Niestety młodsza, co niezwykle komplikowało całą sytuację. Nie tylko musiał o nią zabiegać, ale nie mógł jej skrzywdzić. Czuł presję i pierwszy raz w życiu odpowiedzialność. Tak, to była odpowiedzialność. Karo, wbrew temu jak przedstawiała się światu była bardzo delikatna i wrażliwa, zdążył się o tym przekonać wielokrotnie. Nie imponowały jej rzeczy, które robiły wrażenie na innych dziewczynach. Być może do tej pory poznawał nie te, co trzeba?

Pragnął z całego serca być mężczyzna, w którym jego dziewczyna zakocha się bez pamięci, za którym będzie tęskniła i myślała w czasie bezsennych nocy. Chciał ją oczarować i zaczarować. Zawładnąć jej sercem zupełnie i do końca. Był przekonany, że to nie zdarzy się z dnia na dzień, ale każda chwila mogła mieć wpływ. Starał się więc nie tracić czasu, pielęgnować chwile i być uważnym. Kolekcjonował wiedzę, był wyczulony na drobiazgi, zapisywał w pamięci dane, by potem móc ją zaskoczyć. Lubiła żółte tulipany, z przytulanek -najbardziej króliki, czytała nieco ckliwe powieści, zachłystywała się poezją Grochowiaka i uwielbiała filmy Marvela, nosiła wyłącznie bawełniane ubrania i najlepiej czuła się w zwykłych trampkach (a jak w nich wyglądała!). Poza tym były pączki. Koniecznie z Chmielnej, takie z wiśniami i czekoladą -jeszcze gorące. Albo z chałwą-palce lizać. Czasem wybierając się do niej kupował kilka -dla całej jej rodziny. I czuł. Czuł, że punktuje…

Bezsprzecznie była jego bratnią duszą. Czasem ściągali się myślami, pisali do siebie wiadomości w tym samym momencie i mieli zbliżone marzenia. W te kilka miesięcy odkąd ich uczucie powoli rozwijało się – dorobili się kilku tylko swoich miejsc. Jego ulubiona ławka w Saskim -była teraz również jej. Jej schodki z ulicy Dynasy na Bartoszewicza stały się również jego. Przesiadywali tam na murku, kiedy świeciło słońce. On zadomowił się u niej, ona jeszcze nigdy nie była u niego. Oficjalnie rzecz jasna, to znaczy pod obecność rodziców. Ojciec nie akceptował jego wyboru. Uważał, że ukochana z liceum nijak nie pasuje do studenta. I, że to dziwne, rozczarowujące, poniżej krytyki. Ona na szczęście nie pytała i nie wywierała presji żeby do niego przychodzić. Może sama chciała uniknąć spotykania swojej dobrej koleżanki będącej jednocześnie młodszą siostrą faceta z którym była. Pokręcone…

Ku swojemu zaskoczeniu, mimo złego nastawienia i słabego pierwszego wrażenia – coraz bardziej lubił doktorka. Gość się starał, miał poczucie humoru – nieraz nawet bardzo kąśliwe i był bardzo pewny siebie. Pewny, w taki naturalny, niewymuszony sposób. Początkowo chyba nie miał zaufania do chłopaka córki, wątpliwe by nadal miał pełne, ale szło ku dobremu. Czasem nawet rozmawiali sobie o polityce jak równy z równym. Gorzej było z matką Karoliny. Pozornie nie miała nic przeciwko, ale wyczuwał wyraźną niechęć i dystans. No, nie była uszczęśliwiona z tego mirażu. Chyba liczyła, że ukochana prymuska przyprowadzi do domu kogoś z, co najmniej, książęcym tytułem, albo nielichą fortunką. Kogoś, kto będzie geniuszem, hrabią albo może po prostu piętnastolatkiem? Nieważne, wprost nie słyszał żadnych żali czy pretensji. Wyłapywał jedynie wzrok i czuł coś, co miłością nie było.

Pomysł z wyprowadzką z Warszawy przygnębił ich oboje. Mieli dla siebie mało czasu, kradli krótkie chwile czasem zrywając się z zajęć dodatkowych albo decydując na zarwanie nocy na naukę, żeby przez dwa kwadranse pospacerować po skwerze Wodiczki. Pomysł, że Karo zamieszka z dziadkami, a wybrane weekendy będą razem spędzali w jej nowym domu – był całkiem spoko. W każdym razie rozwiązywał problemy. Szczerze? Nie wierzył, ze matka Karo pójdzie na taki układ. Był on przecież dość krępujący i trudny. Miała przyjąć pod swój dach człowieka, który był jej obcy? Pewnie zakładała, że był również przejściowy, chwilowy, niestały i mało dojrzały oraz, że pragnął jedynie wykorzystać jej córkę i porzucić. Nie wierzył w ten plan Karoliny, ale jednak miał nadzieję, że się uda. Kiedy oznajmił swoim rodzicom, że w najbliższych miesiącach, co któryś weekend będzie spędzać w nowym domu swojej dziewczyny ojciec niemal go wydziedziczył, a matka podniosła lament. Nieoczekiwanie w jego obronie stanęła młodsza siostra, która wygarnęła ojcu, że chce zniszczyć coś, co jest prawdziwe i niezwykłe. Był w szoku. Czy to Karolina powiedziała jej tak? Kiedy zapytał, zbyła go proponując, żeby nauczył się języka dyplomacji, bo walcząc z ojcem nie ugra niczego…

Tymczasem jego związek z Karoliną wchodził na kolejne etapy bliskości. Powoli, bez pośpiechu, z pełnym wyczuciem, totalną delikatnością i zachowawczym umiarem. Bardzo się starał… Gotów był czekać żeby tylko czegoś nie zepsuć. Jej uśmiech, spojrzenie- dosłownie topiły jego serce. A może szkoda, że poznali się tak wcześnie? Wierzył w to uczucie, ale trochę obawiał się, ze w pewnym momencie fascynacja może pęknąć niczym bańka mydlana. Bał się pokus własnych. Dawno znudziły go przelotne znajomości, ale… Bał się zaćmienia. Niesubordynacji. Chwili nieuwagi. Nieuważnego kroku…

 

Na zawsze razem (cz.88c)

 

Photo by Natalia Sobolivska on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.