Przeprowadzka, odejście z pracy, rozstanie rodziców, rozpacz starszej córki i brak kontaktu z młodszą  – trochę tego było. Doszła jeszcze teściowa na karku i ciągła obecność Jakuba – chłopaka Karoliny. W tle majaczył jej własny ojciec, usiłujący przekonać wszystkich, że u niego w porządku, mąż, który mimo, całkiem niedawno przebytego zawału, musiał mierzyć się z ciągle nowymi kłopotami i Piotr balansujący na krawędzi. Miotający się między powrotem do nałogu, a życiem w kompletnej trzeźwości…

Uff, działo się i przestać dziać nie chciało. Zaraz po tym, kiedy Igor powiedział jej o szaleństwie Jana i jej matki – zorganizowali rodzinną naradę. Wszyscy pragnęli załatać jakoś dziury w sercach, które spowodowała nagła erupcja uczuć seniorów rodu. Razem z mężem podjęła decyzje o czasowym przytuleniu, czyli przyjęciu pod swój dach, Barbary, która zapadła się w sobie tracąc zupełnie wolę życia. Osadzili ją w pokoju dla gości zapewniając maksymalny komfort, spokój i jednocześnie włączając w domowe obowiązki, by nie siedziała całkiem bezczynnie rozpamiętując przeszłość. Matka Igora od razu wprowadziła swoje rządy w kuchni – pichcąc do upadłego i karmiąc wszystkich od śniadania począwszy na kolacji skończywszy. Były serki twarogowe w różnych wariacjach, pasty jajeczne, awokado na sto sposobów, zapiekanki, grzanki, pieczenie, kotleciki, gołąbki, i przeróżne ciasta, a wszystko to przyprawione słonymi łzami, które roniła ukradkiem. Początkowo było to miłe, ale wraz z upływem czasu zaczęło działać Joannie na nerwy. Nie było ani minuty spokoju. Nawet kawy nie mogła zrobić sobie sama, bo teściowa wyręczała ją od każdej czynności usiłując czytać jej w myślach. Aśka zaczynała rozumieć teścia. Czuła, że Barbara zagłaskuje wszystkich na śmierć. Nie okazywała jej jednak niechęci uciekając, kiedy tylko się dało do stajni…

Igor dotrzymał słowa i spełnił jej największe marzenie kupując konia. Djeco miał trzy lata i był temperamentnym, siwym rumakiem. Przypadli sobie do gustu od pierwszej chwili. Czuła, że to miłość, jeśli tak można nazwać uczycie, które łączy człowieka z koniem. Przepadła. W każdej wolnej chwili, których teraz, na wypowiedzeniu, miała sporo – wsiadała na rower i jechała do stadniny w której trzymali konia. Nie pamiętała już, kiedy jeździła tak często i z taką przyjemnością, zapominając przy tym o całym świecie. Tak bardzo była wdzięczna mężowi i tak bardzo dręczyły ją wyrzuty sumienia. Im lepiej myślała o nim, im stawał jej się bliższy – tym gorsze zdanie miała o sobie samej. O ile łatwiej byłoby się przyznać do zdrady i wreszcie zrzucić to z własnych barków. Może by i było, ale wiedziała, że nigdy tego nie zrobi.

Kiedy wracała do domu dopadała ją rzeczywistość. Ostatnie wydarzenia odbiły się na nich wszystkich. Po tym jak gruchnęła informacja o tym nieoczekiwanym zdarzeniu – umówiła się ze swoją matką -sprawczynią tego tornada. Szła w bojowym nastroju pragnąc jej wygarnąć to i owo. Nie była pewna co rozzłościło ją najbardziej, czy fakt, że zostawiła ojca, czy to, że odeszła do jej teścia, czy może w końcu to, iż obiecała Karolinie, że będzie mogła z nią zamieszkać, a teraz bez żadnych wyrzutów sumienia wyniosła się z domu unieszczęśliwiając jej starsza córkę. Dużo tego było. Za dużo. Tymczasem nieoczekiwanie, rozmowa przebiegła spokojnie i pokojowo. Matka rozbroiła ją totalnie i to już na wstępie. Była wyciszona, łagodniejsza niż kiedykolwiek, pogodna i szczęśliwa jak nigdy. Od razu przeprosiła, przytuliła ją mocno i wyznała, że nigdy nie kochała kogoś tak, jak Jana. I, że nie miała już siły udawać, ukrywać się, kiedy czuje, że Jan to jej przeznaczenie. Rozmawiały długo i  chyba pierwszy raz w życiu tak dobrze było im razem. Dogadywały się jak dwie fajne babki, a nie oceniająca surowa matka i córka, która stale musi coś udowadniać. Na koniec Maria zaproponowała jej żeby Karo zamieszkała w tygodniu z nią i Janem – mieli przestronne mieszkanie, dla wnuczki starczyłoby miejsca. Propozycja była miłym gestem, ale obie wiedziały, że to raczej słaby pomysł. Cała trójka -musiałaby się czuć w tym układzie bardzo nieswojo. Czy Karolina w ogóle chciałaby mieszkać pod jednym dachem z ojcem ojca i matką matki? Nie, to było trochę za dużo.

Igor ciekaw był tego spotkania i chyba czuł się nieusatysfakcjonowany jej milczeniem. Powiedziała mu jedynie, że nie rozmawiały o nowym związku ich rodziców, a kawa w towarzystwie Marysi była miłym oddechem i odrobiną relaksu. Czuła, że podnosi mu ciśnienie, ale nie miała najmniejszej ochoty opowiadać tego, co usłyszała, z wyjątkiem przekazania propozycji dziadków – zamieszkania z Karoliną, na którą on jednak parsknął jedynie z wściekłością.

Dużo rozmawiała ze starszą córką choć przez Kubę, który teraz pomieszkiwał z nimi na dobre, było to nieco utrudnione. Karo była nieźle wkurzona i rozczarowana zachowaniem babci, bo to ją obarczyła winą za tą całą zwariowaną sytuację. Joanna miała wrażenie, że przy życiu trzyma ją teraz miłość do tego zbuntowanego młodzieńca i nawet była mu wdzięczna za to, że jest. Kiedy więc wpadli na pomysł, by może starsza córka zamieszkała w tygodniu z Barbarą – Karolina wyraźnie odetchnęła. I Barbara również. To była genialna myśl. Dziecko, miało blisko do szkoły i do ukochanego, a Baśka przestanie być tak bardzo samotna. No i będzie miała kogo karmić.

W tym kołowrotku, gdzieś w tle, majaczyła jeszcze Zuzka. Smutna, ale nikogo sobą nie absorbująca. Joanna postanowiła poświęcić jej więcej czasu, bo zauważyła, że dzieje się z nią coś niedobrego. Nie było to jednak łatwe. Kilka miesięcy zawieruchy oddaliło je od siebie bardzo. No i Zu wiedziała o jej romansie z Pawłem. Nikomu nie powiedziała, ale przecież dobrze słyszała, co matka mówiła przez telefon. Obie wiedziały. To był ich sekret. Zuzanna ukryła się przed samą sobą i światem. Zarzuciła wszystkie zajęcia dodatkowe, opuściła się w nauce i zaczęła wagarować. Objadała się słodyczami ukrywając się w ogromnych bluzach i szerokich spodniach. Nawet psychoterapeutka nie umiała do niej dotrzeć. Zamknęła się w sobie. Joanna czuła, że musi ją ratować, brakowało tylko pomysłu co robić…

Ratowała także Piotra, który nagle stracił motywację żeby nie pić. Toczyli godzinne rozmowy telefoniczne, wysłuchiwała jego żali i narzekań i dawała wsparcie. Bardzo lubiła tego wrażliwego gościa, który nagle znowu stracił grunt pod nogami. Bardzo chciała mu pomóc i robiła wszystko żeby sam uwierzył, że umie pomóc sobie…

Tymczasem Jan niemal zniknął z horyzontu, zachłystując się swoim szczęściem u boku Marii. Nie rozumiała matki, czym ją ujął, bo nie znosiła go szczerze od zawsze. Był nadętym samcem alfa z przerostem ego. Teraz wyłączył się, układając sobie życie od nowa. Wynajął kancelarię prawną, która miała przeprowadzić rozwód, ale Baśka rozwodu dać mu nie chciała, więc strzelił focha i powiedział, nadal obecnej żonie, że jest egoistką. EGOISTKA, masakra jakaś! Kto to mówił?! Joanna czuła, że teść odjechał. Namiętność całkiem zaburzyła mu trzeźwe podejście do życia i odebrała jednocześnie rozum oraz klasę, którą zawsze tak się chełpił. Tak, namiętność. Nie wierzyła, że to, co połączyło go z Marią było dojrzałą miłością. Nie wierzyła w to i martwiła się, co będzie dalej, kiedy im przejdzie, minie, skończy się. Pewna była, że matka ma gdzie wracać, bo ojciec z całą pewnością wybaczyłby jej ten błąd. Tak się ustawił w tej sytuacji od początku. Kiedy pakowała manatki życzył jej powodzenia i zapewniał, że drzwi ich domu są dla niej zawsze otwarte. Stary dziwak… Teraz jeszcze, na dokładkę, przekonywał wszystkich wokół, że cała ta sytuacja wcale go nie dotknęła. Tymczasem odprawił wszystkie swoje modelki i popadł w szał twórczy jakby pragnąc przestać rozmyślać. Chyba liczył, że skruszona żona, prędzej czy później, wróci. Nie wiedziała jak w tej samej  sytuacji postąpiłaby Barbara. Czy byłaby skłonna przełknąć tę gorzką pigułkę i dalej żyć jakby nigdy nic?

Jakby tego wszystkiego było mało – miała na głowie jeszcze Pawła, który nagle zaczął o nią walczyć. Dzwonił, pisał emaile i usilnie próbował namówić ja na spotkanie. Broniła się ze wszelkich sił czując, że dużo traci, ale jednocześnie zyskuje spokój. Miała wrażenie, że w jakiś dziwny, popaprany sposób kocha ich obu i najchętniej byłaby jednocześnie z nimi dwoma. Była jednak dumna i konsekwentna i to ją trzymało w pionie. Czasem wyobrażała sobie Pawła, kiedy była z Igorem i czuła wtedy niedosyt i łzy cisnęły się na powieki. I brakowało jej tego, co w niej budził Paweł i jednocześnie miotała się między żądzą, a przyzwoitością. Między pragnieniami, a zdrowym rozsądkiem.

Dobrze wiedziała, że w życiu nie można mieć wszystkiego, więc z pewnych rzeczy zrezygnowała obiecując sobie samej, że nigdy więcej nie uwikła się w taki trójkąt choćby nie wiadomo jak miałby być smakowity i pociągający. Teraz skupiła się na poszukiwaniu siebie i tego, co nada jej życiu sens. Zaczynała odnajdować go w stajni i na padoku, i galopując na Djeco po polach i lasach. Wtedy miała wszystko, czego szukała. A szukała siebie… Od wielu, wielu lat – szukała siebie.

Na zawsze razem (cz.93a)

 

Photo by Filip Eliasson on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.