Dziadek. W moim sercu ma szczególne miejsce. Był kimś, kto z ponadludzką cierpliwością znosił moje dziecięce wybryki. Kimś, kto zawsze znalazł dla mnie czas i robił wszystko, żebym czuła się wyjątkowa. Mój dziadek. Kiedy odszedł świat zrobił się monochromatyczny i duszny od łez.

Czekał na wnuczkę. Trzymał kciuki żeby urodziła się dziewczynka, a nie Bartuś, którym straszyli niektórzy lekarze. Sam miał dwóch synów-może dlatego? Może też dlatego byłam jego oczkiem w głowie. Dumą, radością i szczęściem.

Kiedy ktoś kocha Cię tak mocno, sam patrzysz na siebie z podziwem -tak myślę. Taka bezwarunkowa miłość daje dużo siły, sprawia, że wierzymy w siebie, nie rozdmuchujemy niedociągnięć i dostrzegamy to, co jest naszą mocną strona. Cokolwiek bym zrobiła dziadek był zachwycony. No może nie do końca. Kiedy jako mała dziewczynka zmoczyłam drewnianą podłogę cmokał pod nosem, bo musiał potem latać na szmacie i pastować. Przecież musiało być czysto kiedy bawiliśmy się w ciepło-zimno, chowanego, ciuciubabkę. Kiedy lataliśmy po tej drewnianej posadzce na czworaka. Kiedy tarzałam się ze śmiechu.

Chadzaliśmy z dziadkiem na długie spacery. Byłam taka dumna, że mam dystyngowanego, przystojnego dziadka w kapeluszu. Dziadka z ułańską fantazja, ogromnym poczuciem humoru i klasa. Mówiącego słodko i uroczo – o cie choroba! Zabierał mnie na desery lodowe do Igloo na Nowym Świecie, do Saskiego. Kupowaliśmy ciasta w cukierni na Tamce -zawsze było drożdżowe z kruszonką i sokoły. Szwendaliśmy się po Śródmieściu, rozmawialiśmy, zaśmiewaliśmy do łez i trochę łobuzowaliśmy. Łobuzowaliśmy na tyle, na ile wypada. No powiedzmy, że na tyle… Ja biegłam schodami, a dziadek jechał windą, którą dla draki kiedyś zatrzymał. I zacięła się. Było trochę zamieszania, ale finalnie dotarliśmy do domu. Na szczęście w windzie zamontowany był alarm, ale co przeżyliśmy to nasze. Tak się wtedy o niego martwiłam – w końcu zawisł w tej windzie na sporej wysokości.  A on? Nie tracił poczucia humoru.

Godzinami graliśmy w chińczyka, karty i bawiliśmy się w sklep. Nie wiem jak on to robił, ale nigdy nie zauważyłam u niego oznak znużenia, zmęczenia, irytacji. Mogłam do znudzenia sprzedawać mu pocztówki. A on je do znudzenia kupował jako stały klient mojego kiosku. I tak tydzień w tydzień.

Dbałam o to, żeby w jego życiu nie było nudy. Kiedy dostałam ostrego uczulenia na świnkę morską -sprezentowałam mu ją z listą zaleceń. Byłam pewna, że się z nich wywiąże. Wiedziałam, że prosie trafia w najlepsze ręce. No i, że będę je często odwiedzała. I tak było. Dziadek jakimś sposobem nawiązał ze świnką fantastyczną więź. Zwierzątko spało na jego piersiach, tuliło się do niego i nie odstępowało go na krok.

Było mi z dziadkiem fajnie. I wesoło, aż zachorował i poszedł do szpitala. A potem bardzo cierpiał, stracił swoją bujną czuprynę i schudł. Na końcu umarł pozostawiając po sobie tyle pięknych wspomnień, miłości i ciepła. Nie mogłam uwierzyć. Tak bardzo nie chciałam, żeby ten etap mojego życia się kończył. Świadomość, że jest dodawała mi siły. Sprawiała, że częściej śmiały mi się oczy…

Kiedy odszedł w stronę słońca miałam trzynaście lat. Ta pechowa trzynastka! Wtedy, po raz pierwszy, dotarło do mnie, że nikt i nic nie jest nam dany na zawsze. Rozpaczałam, pisałam wspomnienia, płakałam przywołując te wszystkie cudne chwile, które kwitły w moim sercu. Chwile przed śmiercią dał mi książkę Elfie Donnelly pt. „Żegnaj dziadku, powiedziałem cicho”. Wtedy nie kojarzyłam jeszcze faktów. Teraz już wiem, że chciał mnie przygotować do tego rozstania. Zrobił to, jak zawsze, po swojemu. Delikatnie i z wyczuciem.

Mój dziadek był wspaniały. Bez dwóch zdań. Taki dziadek to skarb. Dziadek, który podarował mi poczucie radości życia i przekonanie, że świat jest przychylny. I, że jest taki jakimi chcą go widzieć nasze oczy.

Wiele lat później takim dziadkiem stał się także mój tata dla swoich wnuczek, a moich córek. Były dla niego treścią życia i sensem. Były całym światem, słońcem i powodem dla którego budził się każdego ranka. Były jego energią i dumą. Były. Dziadek moich córek zmarł niedawno. Chwilę po trzynastych urodzinach swojej starszej wnuczki…

Historia zatoczyła koło. Świat moich córek poszarzał ostatnio, zblakł bardzo i stracił rozpęd. Zapanował w nim dojmujący smutek. Ale to już całkiem inna historia… Historia również pisana ogromną miłością. Historia człowieka, który kochał tak bardzo. bardziej niż bardzo. Niebiańsko…

Taki dziadek to skarb! I siła…

Bezustannie coś się zmienia…

Szczęście zagubione – czyli kilka słów o śmierci

Photo by Charlie Hang on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.