Kiedy Karolina wybiegła z domu trzaskając drzwiami Zuza zamarła. Przez chwilę rozważała nawet, że poleci za siostrą, ale bała się, że zostanie przez nią odtrącona, wyśmiana. Że Karola każe jej iść do diabła. Ostatnie miesiące był trudne dla nich obu. Ta chora sytuacja z jednej strony zbliżyła je do siebie, a z drugiej oddaliła. No może gdyby nie Kuba…

Od dłuższego czasu czuła się odstawiona na boczny tor. Karola żyła swoim życiem, mama udawała, że jest szczęśliwa, a tata chyba całkowicie się pogubił, bo przestał się zachowywać jak zwykle. Przez ten zawał stracił rozpęd i stał się przygaszony rozpromieniając się tylko drobnymi chwilami. No dobrze, nigdy nie był duszą towarzystwa, ale zawsze miał moc, siłę. Teraz wyraźnie osłabł.

Mama, jakby na pocieszkę, po wielu tygodniach obiecanek cacanek, zabrała ją do kosmetyczki, która pogmerała przy jej wypryskach i poleciła sposób postępowania z jej trudną skórą. Kupiły też nowe ubrania w ilości hurtowej. Odkąd przestała pływać i znacznie przytyła – wszystko stało się za ciasne, a ubrania po smukłej, starszej siostrze nijak nie pasowały. Jakież to było wkurzające. Dobre były jedynie buty, czapli, szaliki i rękawiczki. W reszcie wyglądała w karykaturalnie. Jak klops. Nawet w szkole jakaś koleżanka złośliwie zażartowała, że Zuza stała się baleronikiem. Bardzo ją to dotknęło. Patrzyła na siebie z obrzydzeniem zapychając się kolejnymi drożdżówkami i czekoladą. Kupowała je sama i jadła tak, by nikt nie widział. W pełnej konspiracji. Pochłaniając bez opamiętania wszystko to, co sprawiało, że tyła na potęgę. Im grubsza była, tym czuła się bardziej przygnębiona. Jakby każdy dodatkowy kilogram związany był z kolejnym zmartwieniem, a zmartwień miała bez liku.

Sama się karała zagłuszając strach, ból i poczucie pustki. Coraz częściej zamykała się w sobie, płakała w kątach i czuła bezsens. Nic nie miało znaczenia, nic nie cieszyło. Zdawało jej się, że świat zatrzymał się, spowolnił i stracił rację bytu. Jej świat-rzecz jasna.

Mama nic nie mówiła o jej tuszy. Kazała jej tylko wciągać brzuch, by wzmocnić mięśnie i co jakiś czas pytała czy nie chciałaby pójść do dietetyka, bo obawia się, że Zu ma jakieś problemy hormonalne. Hormonalne! Dobre sobie. Pani psycholog, do której teraz wszyscy musieli regularnie maszerować, uświadomiła jej, że ma prawo czuć się nieszczęśliwa. Że to, co jest między rodzicami może powodować u niej różne reakcje, że to nie jej wina. No i że to nic dziwnego to jej przygnębienie, ciągły smutek i brak energii. Miała medytować, mówić o tym, co czuje i wypracować sobie metody na relaks. Tylko co z tego skoro jej nie wychodziło? Z niewiadomych przyczyn stale obwiniała się o zaistniałą sytuację mimo, że dobrze znała ten mechanizm. Mimo tego czuła, że jest winna wszystkiemu złemu, co spotyka jej rodzinę. Może gdyby nie zrezygnowała z basenu sprawy miałyby się inaczej. Tata był z niej tak dumny, a ona mu to zabrała. Może gdyby więcej pomagałą mamie, mniej absorbowała by rodziców swoją osobą? Może wtedy byłoby inaczej?

Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze szkoła. Miała na szczęście paczkę sprawdzonych przyjaciół, ale oceny się posypały. Nie szło jej, bo nie umiała się skupić. Straciła wiarę w siebie i poczucie własnej wartości. No i co jej po tym, że miała nowy, bajerancki telefon, modną kurtkę i piekielnie modne buty. Co jej po tym wszystkim skoro i tak jej to nie cieszyło. Nic, a nic.

Kiedy Karola zwiała z domu niewzruszeni rodzice, przez pierwsze kilkadziesiąt minut, oglądali domy i wymieniali się uwagami na temat tego, co jest dla nich najważniejsze i na co muszą koniecznie zwrócić uwagę wybierając dom dla siebie. Podsumowując – willa miała się mieścić nieopodal Warszawy, być nieźle skomunikowana. Duży ogród był bezapelacyjnym wymogiem. Wnętrza miały być wykończone tak, żeby nic już nie musieli remontować. Elegancko, ale niezbyt wyrafinowanie, w jasnych barwach. Na dole miał być gabinet, pokój gościnny,  łazienka, sauna i duży salon z kominkiem połączony z kuchnią, jadalnią i najchętniej zadaszonym częściowo tarasem, tak, by wiosną i latem móc jadać posiłki na zewnątrz, niezależnie od pogody.  W piwnicy mogłaby być siłownia, bilard, piłkarzyki. Na górze miały znajdować się cztery spore sypialnie, tak by każde z nich miało swój kąt. Każdy pokój miał mieć własną garderobę plus w sumie dwie łazienki łączące po dwa pokoje. Ważne były również okna. Miały być duże. Ogromne.

Zu przysłuchiwała się tym rozmowom wtrącając, co jakiś czas, własne trzy grosze. Chciała mieć hamak i huśtawkę oraz sąsiadów dość blisko. Wizja domu na peryferiach lekko ją przerażała. Wreszcie zapytała rodziców – co z Karoliną. Wtedy mama pierwszy raz wzięła do ręki telefon  zadzwoniła, jednak siostra nie odbierała. Potem numer wykręcił tata, ale także bez rezultatów. Zapytali czy młodsza córka zna numer do Kuby, ale skąd ona mogła wiedzieć. Próbowała namierzyć go przez facebooka, ale był nieaktywny. Tak jak i Karola. Koło 23 w domu zrobiło się już bardzo nerwowo. Mama znalazła numer koleżanki Karo, tej  która była siostrą Kuby i zadzwoniła jednak komórka była wyłączona. Z braku alternatywy – rozważali zgłoszenie zaginięcia na policję, ale wiązało się to z wieloma konsekwencjami, których woleli uniknąć.

W okolicach północy zaczynali już tracić głowę. Mama nawrzeszczała na nią, że ma iść spać, bo i tak w niczym nie pomoże. Bardzo ją to dotknęło. Zrobiło jej się przykro. Czy tak trudno było zrozumieć, że ona też się martwi? Że kiedyś miały z siostrą cudowne relacje, że kocha ją, boi się o nią?! Kwadrans po pierwszej ktoś zadzwonił do mamy i usłyszała, że razem z tatą znają już miejsce pobytu uciekinierki. Zu była bardzo zmartwiona i jednocześnie niezwykle ciekawa gdzie ukryła się jej starsza siostra. Najważniejsze, że jest bezpieczna, pomyślała nurkując w puchowej kołdrze. Nie wyszła jednak z pokoju, nie zapytała. Zdawało jej się, że znowu zostanie przepędzona. Nikt jej nie lubił, nikt nie cenił i dla nikogo nie była ważna…

Na zawsze razem (cz.71)

Photo by ?? Janko Ferlič on Unsplash

 

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.