Już od progu przywitała mnie uśmiechnięta babcia. W mieszkaniu unosił się zapach szarlotki z cynamonem, w tle sączyła się leniwie jakaś prehistoryczna muzyczka z patefonu. Przekraczając próg mieszkania babci Krysi wstępowało się do całkiem innego świata. Na ścianach wisiały obrazy w ciężkich ramach, kilimy i fotografie w kolorze sepii. Wszędzie było bardzo dużo książek i płyt gramofonowych. Do tego zabytkowe, drewniane meble, ogromna sofa, okrągły stół, rzeźbione krzesła i koronkowe firanki. Filiżanki zamiast kubków. Brakowało za to telewizora i komputera. Nie było nawet WiFi.
To, za kilka chwil, miał być także mój świat. I bardzo mnie to cieszyło. Wyobrażałem sobie, że uda mi się przekonać babcię do nowinek technicznych ułatwiających życie. Internet, mikrofala i czajnik elektryczny to były wynalazki techniki bez których trudno było normalnie funkcjonować, choć jak widać, można było.
Babcia nalała herbaty i przystąpiła do ustalania szczegółów przeprowadzki wyznając mi w tajemnicy, że mieszkanie tak, czy siak przepisane jest już na mnie, więc powinienem się w nim czuć jak u siebie. O swoich postanowieniach nie mówiła mamie, bo uznawała to za bezzasadne. Poinformuje ją we właściwym momencie, a formalności są już dopięte na ostatni guzik. W końcu to jej mieszkanie i ma nim prawo dysponować wedle własnego uznania. Cała babcia… Krucha, a jednocześnie krzepka i z własnym zdaniem. Zawsze taka była.
Wymyśliliśmy, że zamieszkam u niej w weekend – przewiozę swoje graty i na spokojnie się zadomowię. Poprosiła żeby kupił sobie nowe, wygodne łóżko, biurko i rzeczy, których potrzebuję. Powiedziała, że ma na to budżet i nie chciałaby słyszeć sprzeciwu. Kiedy zaproponowałem, że będę się każdego miesiąca dokładał do czynszu, wody i energii i opłacał część zakupów, uśmiechnęła się. Powiedziała, że jestem taki jak ona. Niezależny i honorowy. I że z całą pewnością dogadamy te kwestie w praniu. Zapytała czy mam dziewczynę. Powiedziałem, że w sumie tak, choć to trochę pogmatwane. Nie dopytywała, a ja nie chciałem jej wszystkiego mówić. W każdym razie nie już. Nie teraz. I tak pewnie pozna Julię, a może także Magdę…
Do domu wróciłem późnym wieczorem. Po wizycie u babci poszedłem jeszcze na spacer nad Wisłę. Chciałem zebrać myśli, poukładać sobie wszystko w głowie. w końcu czekała mnie rewolucja. Wreszcie nikomu nie będę się musiał tłumaczyć, nikt nie będzie mnie kontrolował i pouczał.
Kilka najbliższych dni minęło jak z bicza strzelił. Nauka, praca, treningi… Magda zachorowała i nie było jej na zajęciach, więc przesyłałem jej mmsami notatki z zajęć. Z Julką byliśmy w kontakcie telefonicznym. Spotkaliśmy się dopiero w piątek. Była zmęczona, bo miała sporo nauki. Narzekała też, że zdecydowanie za rzadko się widujemy, że tęskni, że wyobraża sobie co ja robię całymi dniami. No i ta Magda nie daje jej spokoju. Skłóciliśmy się, bo nie zamierzałem wracać do tego zamkniętego tematu. Nie czułem potrzeby wywalania flaków na wierzch i robienia wiwisekcji. Ona tego wyraźnie nie rozumiała. Stale drążyła. Zastanawiałem się skąd w niej tyle niepewności. Pozornie sprawiała wrażenie osoby pozbawionej kompleksów, dumnej, nawet może trochę zarozumiałej. Była piękna. Faceci oglądali się za nią na ulicy, a dziewczyny wodziły zazdrosnym wzrokiem. Dlaczego stale się bała, że mnie straci?
Czy ona nie miała świadomości tego jaka jest niesamowita? Czy nie patrzyła w lustro? Co było nie tak? A może to ja nie dość ją adorowałem, ale w tych tańcach godowych zwykle słabo wypadałem… Byłem zadaniowcem, realistą, prozaikiem raczej. Z całą pewnością nie poetą! Powiedziałem jej, że nigdy nie będę nadmiernie czułym i przytulastym gościem, bo nie mam takiego charakteru, że swoje uczucie wyrażam w działaniu, a nie w gadaniu i że nic nie mogę poradzić na jej brak wiary w siebie. No i że lepiej byłoby gdyby pozwoliła żebym to ja się martwił i zabiegał o nią, a nie na odwrót. Obraziła się. Strzeliła focha i poszła w drugą stronę. Chyba czekała, ze za nią pobiegnę, będę przepraszał, nadskakiwał. Nic z tego. Wkurzały mnie takie manipulacje. Czy naprawdę nie moża dogadać się po ludzku? Czy naprawdę stale trzeba grać?
Z tego wszystkiego nie powiedziałem jej o przeprowadzce. W sumie ona nie była chyba zainteresowana wcale tym, co u mnie. Interesowało ja jedynie to, żeby przeforsować swoje, zmienić mnie i nakłonić do innego zachowania. Zacząłem się na poważnie zastanawiać czy oby o to chodzi w związku. O naginanie się do potrzeb drugiej strony, o zmianę siebie tylko po to by zadowolić ukochaną osobę?! Zawsze myślałem, że związek to próba znalezienia jakiś wspólnych płaszczyzn i pozostawienie sobie dużej autonomii… Julka tymczasem próbowała, na wszelkie sposoby, opleść mnie niczym bluszcz. Czułem do niej coś, ale byłem zmęczony. Bardzo zmęczony.
Kiedy pakowałem ostatnie szpargały dostałem od niej suchego smsa. – Z nami koniec…
Photo by Markéta Marcellová on Unsplash