W poprzedniej części Anna odczytała kolejny list w niebieskiej kopercie i postanowiła zrobić wreszcie porządek z człowiekiem, który od dłuższego czasu usiłował zburzyć jej świat. Dostała od niego też „niespodziankę” w postaci obrączki ślubnej, które, jak sądziła nasza farmaceutka, należał do poprzedniej żony Arnolda. A właściwie chyba do obecnej? Arnold przecież nie miał rozwodu…

Odłożyłam ten piekielny list, schowałam do szuflady w szafeczce nocnej – obrączkę i usnęłam jak zabita (choć w moim aktualnym położeniu takie porównanie nie brzmi chyba najlepiej). Śniło mi się, że spadam z wysokiego klifu wprost do spienionego, zbuntowanego morza. Nie krzyczę jednak tylko delektuję się słońcem, lazurem wody, widokiem majestatycznych ptaków, które przelatują obok mojej głowy. Byłam, jakby to powiedzieć, szczęśliwa? Beztroska. Wolna? W pewnym momencie zorientowałam się, że mam skrzydła. Zobaczyłam światło wśród chmur i delikatnie wzbiłam się w powietrze. Lekko unosiłam się, pikowałam w dół i wzbijałam się wyżej i wyżej. Czułam spokój. Miałam wrażnie, że wreszcie znalazłam się we właściwym miejscu.

Kiedy obudziłam się Arnold siedział obok mnie, na krawędzi łóżka i płakał. PŁAKAŁ, uwierzysz? Przeraziłam się. Jego słone łzy kapały na pościel. Trzymał mnie za rękę jakby chciał przekonać siebie samego, że wszystko jest w porządku. Jesteśmy razem, obok siebie. Mamy siebie na wzajem. Razem możemy wszystko. -Co się stało, kochanie, zapytałam głosem pełnym czułości. W głębi duszy nadal szybowałam po niebie. Moja dusza była zrelaksowana, ukołysana, pelna wiary i słońca. Chciałam by ten stan trwał jak najdłużej.

Zamiast odpowiedzi pocałował mnie w policzek. Skinienie głowy wskazał list. Pokazał obrączkę, którą zaciskał w pięści. -To JEJ obrączka, powiedział. Anno, to jej obrączka. Czy rozumiesz co się tu dzieje? Powiedz prosze, że to tylko jakiś wyjątkowo podły żart. Powiedz mi, że to się nam śni. Przytuliłam go choć byłam wstrząśnięta nie mniej niż on. Czyli jednak. Czyli jednak ten pierścionek to pamiątka po jego utraconej żonie. Cały błogi nastrój szlag trafił.

Nie, nie życzyłam Ingrid źle. W głębi duszy zawsze przypuszczałam, że jednak gdzieś żyje. Wolałam myśleć, że od niego uciekła, bo przestał być jej bliski, że go nie kocha. Żyje gdzieś z jakimś Szejkiem arabskim i całkiem zapomniała o swoim mężu. A co jeśli ktoś ją więzi i nagle, jakimś cudem, odnajdzie się po tylu latach? Na dokładkę z dzieckiem Arnolda na pokładzie? Czy umiałabym, tak po  prostu oddać mu wolność. Zrezygnować z marzeń? Wrócić do starego życia?

Arnoldzie, powiedziałam szeptem -czy jeśli znajdzie się Twoja, właściwie obecna żona, to odejdziesz ode mnie? Co wtedy z nami. Wybacz, przeprosiłam, ale teraz czuje się kiepsko z wielu powodów. Lęk o życie to wcale nie największy mój problem. Boli mnie ciało po wypadku, przeżywam stratę naszego dziecka, boli mnie serce na myśl o tym wszystkim. Nie wiem co mam myśleć. -Nie pomyśl, ze jestem egoistką, ale tak bardzo nie chciałabym żebyś ode mnie odszedł. Nawet nie umiem o tym mówić.

Spojrzał na mnie zaskoczony. Milczał kilka chwil jakby układał w głowie odpowiedź. W końcu popatrzył na mnie smutno i wydukał, że ma pewność, iż Ingrid nie żyje. Nigdy nie odeszłaby w taki sposób. Za dobrze ją znał. Fakt, uwielbiała towarzystwo innych mężczyzn, ale nigdy przed nim niczego nie ukrywała. Miała klasę. Była uczciwa. Nie ma powodów, by podejrzewać ją o ucieczkę.  Ta obrączka jest jasnym sygnałem, że nie jestem bezpieczna. Dlatego ją dostałam. I jeszcze ten list. Przecież byliśmy przekonani, że autor nie żyje już. Arnold chciał powiedzieć coś jeszcze, ale niespodziewanie zamilkł. Dodał jeszcze tylko, że postanowił wynająć prywatnego detektywa i zatrudnić kilku doświadczonych wojów, którzy będą mnie strzegli. Teraz wie bowiem, że jest ich kilku, co najmniej dwóch. Ten Szwed musiał poznać kogoś, kto jest jego wysłannikiem to w Polsce. I on nie odpuści. Jest jak zaraźliwy wirus, który uodpornił się na wszystkie leki. Ale MY damy sobie z nim radę. W końcu jestem farmaceutką…

Pozostałą część dnia spędziliśmy  na układaniu od nowa naszego życia. Na rozmowach, załatwianiu spraw związanych z ochroną i usługami detektywistycznymi. Wstąpiła w nas nowa energia, złapaliśmy wiatr w żagle.  Działanie powoduje, że człowiek czuje się lepiej. Że ma wpływ na bieg zdarzeń.

Wieczorem przyszła informacja, że znaleziono porzucony motor, którym podróżował człowiek, który wkradł się do naszego domu. Było na nim całe mnóstwo odcisków. Detektyw znalazł kilkoro ludzi, którzy widzieli tego mężczyznę. Powstał nawet jego portret pamięciowy. Sprawa nabrała tempa…

Arnold i Spółka (cz. 61)

 

Photo by Christian Walker on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.