Wiele razy mówiłam, że Zdziśka potrafi dać popalić, że jest nieprzejednana i niezmiennie przekonana o słuszności swoich poglądów. Nawet tych najbardziej kontrowersyjnych. Tym razem znowu pokazała na co ją stać…
Na wstępie musze zaznaczyć jedno – szanuję ludzi i ich poglądy choćby były całkiem różne od moich. Staram się zrozumieć, albo chociaż zaakceptować bez oceniania i stukania się palcem w czoło. Wychodzę z założenia, że każdy z nas ma niezbywalne prawo posiadania własnych opinii. I tyle. Może dlatego tak bardzo nie lubię, gdy ktoś nagle zaczyna mnie namolnie intubować swoimi przekonaniami udowadniając mi, że to, co sądzę ja -jest głupie, niedorzeczne i pozbawione sensu. Zdziśka jest mistrzynią w tej konkurencji. Śmiało można ją wysłać na Olimpiadę – z całą pewnością zgarnie wszystkie możliwe trofea. Jak mało kto, potrafi wspiąć się na wyżyny manipulacji, obłudy i błazenady. Wszystko tylko po to, by, jak zwykle, jej było na górze. Albo żeby przynajmniej mogła poczuć się odrobinkę lepsza od reszty populacji.
Nie żeby Zdziśka nie mogła mieć własnego zdania, tego nie odmawiam nikomu, ale sposób w jaki te swoje opinie wygłasza-ferując jednocześnie wyroki, przyprawia mnie o kolorowy zawrót głowy. Nie inaczej było i tym razem, kiedy wpadłyśmy na siebie przed warzywniakiem. Ja z niego wychodziłam, ona parła do środka. Mijając mnie rzuciła jakąś kąśliwą uwagę na temat maseczki, którą właśnie zdejmowałam z twarzy. Nie dosłyszałam dokładnie co mówi, miotając się z gumkami zaczepionymi o uszy, ale niezależnie od tego zdecydowałam się nie dać sprowokować. Nie tym razem! Zeszłam dwa stopnie niżej i wtedy się zaczęło. Na dobre. Ekspedientka poprosiła Zdzisławę, by wróciła ponownie kiedy założy maskę. Sąsiadka wrzasnęła tylko, że z takim ciemnogrodem nie zamierza dyskutować i w ułamku sekundy doskoczyła do mnie gadając jak najęta. Wściekła była jak osa, bo zamiast mówić syczała.
Załamka, pomyślałam, bo do domu miałyśmy jakieś trzysta metrów. Zastanawiałam się jak zwiać, czym się wykręcić, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Ona w tym czasie wykrzykiwała coś o spisku ogólnoświatowym mającym na celu zniewolenie ludzkości i pozbawienie nas praw, o firmach farmaceutycznych, które od miesięcy mają już gotową szczepionkę, ale jeszcze czekają z podaniem tego do wiadomości, bo chcą zarobić więcej. O uwikłanych w ten proceder lekarzach, politykach i biznesmenach. O Billu Gatesie, który przekupił Światową Organizację Zdrowia, by ogłosiła pandemię, o nagminnym fałszowaniu statystyk. Miała świetnego informatora, który znał prawdę od kogoś, kto zna kogoś, kto jest wysoko postawionym funkcjonariuszem państwowym. Wzruszyłam ramionami mówiąc, że mam inne zdanie. Zdziśka nie była go ciekawa ani trochę. Popatrzyła na mnie spode łba i zapytała czy znam kogoś, kto chorował na Covid-19? Pech chciał, że znałam. Już w marcu koronawirus niemal zabił moich dalszych znajomych. Ludzi bez chorób towarzyszących, zdrowo się odżywiających, w dobrej formie. Leżeli w szpitalu ponad miesiąc i byłam na bieżąco „w temacie”. I to nie byli ludzie wirtualni, wymyśleni, dalecy znajomi dalekich znajomych. Poza tym znałam lekarzy, którzy leczą chorych w szpitalu. Realnych chorych -konkretni lekarze. Rozmawiałam z nimi i widziałam PRAWDZIWY lęk.
Powiedziałam to i szybko pożałowałam własnych słów. Instynkt samozachowawczy znowu sprowadził mnie na manowce. Przecież ze Zdzisławą nie ma się co wikłać w wymianę zdań… Zmarszczyła nosek, zrobiła dziubek i histerycznie popiskując stwierdziła tonem nieznoszącym sprzeciwu, że jest jej przykro. Strasznie ją zawiodłam. Okazałam się osobą myślącą niesamodzielnie, zmanipulowaną, łykającą te wszystkie kłamstwa jak pelikan. A przecież pracowałam w gazetach, telewizji i powinnam, jak mało kto, być świadoma tych ściem i głodnych kawałków, które rzuca się jak ochłap otumanionemu narodowi. Ale ja nic nie rozumiem, dałam się ogłupić, oszukać. No przykre to bardzo…
Na koniec poszło grubo. Usłyszałam, że takich rzeczy można się właściwie spodziewać po dziennikarzach, bo od dawna w zawodzie trwa selekcja negatywna. No i pewnie jeszcze głosowałam na tych, a nie na tamtych, tak sądząc po moich przekonaniach dotyczących pandemii. Ale co tam. Jeśli ktoś trzyma psa w środku miasta to w końcu musi być nie w pełni władz umysłowych… To było ostatnie zdanie wypowiedziane przez moją kulturalną, jak zawsze, sąsiadkę z piekła rodem. Zatrzymałam się, wzięłam głęboki wdech, wydech i wdech i powiedziałam, hamując emocje, że miarka się przebrała. Że nie zamierzam jej więcej słuchać, ani pożyczać jej jajek, mąki czy cukru. Jest toksyczna do bólu i potrafi popsuć mi humor, więc proszę ją uprzejmie by odsuwała się ode mnie na bezpieczną odległość dwóch metrów.
DYSTANS. Wprowadziłam dystans. Przed nią uratować mnie może tylko dystans. Społeczny.
Na dalsze przeprawy ze Zdziśką zapraszam tu:)
Zdziśka i wielkie rozczarowanie
Zdziśka ponad podziałami – czyli gołąbek pokoju
Ratuj się kto może, czyli Zdziśka w miejskiej dżungli za kierownicą
Zdziśka i mój Specjalny, Świąteczny Prezent dla niej
Zdziśka Ty chyba oszalałaś! O matko!
Gwiazda Zdziśka w roli życia! Czyli KRÓLOWA MATKA.
Zdziśka i mój świąteczny prezent dla niej
Zdziśka (bez maski) na Zebraniu Wspólnoty
Koronawirus to masowa błazenada?!
Zdziśka zdobywa kolejne szczyty… w konspiracji
Photo by United Nations COVID-19 Response on Unsplash
8 komentarzy
Niedowiarkom takim jak Zdziśka polecam rozmowę na portalu abczdrowie.pl z lekarzem, który przeszedł w marcu Covid-19 p. dr Bichalskim.
Zastanawiam się dlaczego az tylu ludzi neguje istnienie koronawirusa…
Negować można, mieć wątpliwości również, ale zachowanie rozsądku i przestrzeganie (nawet mimo niewiary w COVID19) zaleceń- to kwestia bezpieczeństwa także innych…
Uwielbiam tą nieznośną Zdziśkę. Jest tak koszmarna, ze az miła! Poproszę o więcej.
Dziękuję. Ja jej nie znoszę:-), ale miło że Ty lubisz!
Pieknego dnia,
Ka
Czekam na Zdziśkę niecierpliwie. Jeśli rzeczywiście istnieje -współczuję Ci Kasiu z całego serca. A może jest pod postacią wielu osób:-).
Zdziśka jest jedyna w swoim rodzaju i niepodrabialna. Czasem mam ją ochotę wystrzelić w kosmos.
Buziaki,
Ka
nie wystrzeliwuj. Szkoda by było tych soczystych opowiadań, które się tak świetnie czyta.
Aniu, ona tak łatwto nie dałaby się wystrzelić. To waleczna jędza:-).
Pozdrawiam,
Ka