Nie, nie, nie! Zdziśka nie stała się ani dobra, ani tym bardziej rada. Lata na miotle po schodach i straszy…

W sobotę nad ranem coś huknęło, grzmotnęło, rąbnęło i głośno zaklęło. Po klatce schodowej rozszedł się jęk rozpaczy i amerykańskie przekleństwa wypowiadane z prędkością światła. Pauza. Nastało kilka minut głuchej ciszy i sytuacja się powtórzyła. Byłam w domu sama. Mąż w delegacji, a dziewczynki u babci.

Ta detonacja nie zdołała obudzić mojego psa (jego nigdy nic nie rusza!), ale mnie postawiła na równe nogi. Struchlałam, skuliłam się w sobie i podbiegłam, na palcach, do wizjera. -dzięki Bogu, nie na moim piętrze, odetchnęłam z ulgą. Zaraz po tym przyszło otrzeźwienie. Ale co robić? C0 robić? Przez ułamek sekundy chciałam dzwonić na policję, potem zastanawiałam się nad wybraniem się na zwiady. -No, poczekam jeszcze chwilę na rozwój sytuacji, pomyślałam.

W międzyczasie postanowiłam znaleźć gaz łzawiący – zawsze coś! Pstryk i awanturnik zneutralizowany. Czułam, że nogi się pode mną uginają, drżałam jak osika. Co za pech, że to coś musiało się zdarzyć właśnie teraz, kiedy jestem sama w domu.

Nasłuchiwałam. Dźwięki, który mnie dobiegały nadal były niepokojące. Ktoś krzyczał, bluzgał po angielsku, trzaskał oknami, drzwiami i telepał się po klatce, mieszkaniu? Nie mogłam zlokalizować dokładnie miejsca skąd te niepokojące sygnały dochodziły.  Wiedziałam jedno -tak tego nie zostawię! Przecież może komuś dziać się krzywda?

Oczami wyobraźni widziałam zamaskowanych złoczyńców usiłujący kogoś okraść, bandę wyrostków napadających na jakiegoś starszego sąsiada, napakowanych darmozjadów obrabiających piwnice. Moja odwaga miała rozmiar kolibra…

Założyłam skarpety z ABSami żeby poruszać się bezszelestnie (i przy okazji nie zlecieć ze schodów -dobra przyczepność to w takich sytuacjach podstawa!), do ręki wcisnęłam gaz gotowy do wystrzelenia, na plecy narzuciłam  szlafrok (będę jak Superman, pomyślałam przerażona). Celowo nie zamknęłam drzwi, by w razie konieczności salwować się ucieczką i móc schronić we własnych czterech kątach. Nawet telefon przyciszyłam wyłączając wibracje.

Cichuteńko zamknęłam drzwi i na nogach z waty zaczęłam skradać się w kierunku windy. Słyszałam swój oddech, widziałam wszystko jak w kalejdoskopie. Nawet mucha, która przeleciała mi przed nosem, zrobiła na mnie wielkie wrażenie -prawie padłam bladym trupem  z przerażenia. -Jeszcze jeden krok i zaraz będę coś widziała… I nagle. Pstryk. Bum. Brzdęk! AAAAA… Jasna cholera. Trafiona zatopiona!

Wszystko działo się jak na zwolnionych obrotach. Najpierw zgasło światło, potem ktoś wyskoczył zza rogu i z całej siły walnął mnie czymś w głowę…

Kiedy się ocknęłam stała nade mną Zdziśka i sąsiadka spod czwórki, a dozorczyni klęczała obok klepiąc mnie po twarzy. – No dobra nasza, usłyszałam. Żyje.

To co nastąpiło później w zasadzie nawet było śmieszne choć do śmiechu mi nie było. Okazało się bowiem, że na pomysł podobny do mojego wpadła także Zdzisława. Zaopatrzona w patelnię skradała się po schodach, kiedy usłyszała, że dwa piętra niżej ktoś się rusza. Nie zważając na nic zbiegła cicho po schodach, wyłączając po drodze światło. Kiedy zorientowała się, że walnęła nie osobę na którą polowała było już za późno.

Kiedy dochodziłam do siebie Zdziśka, zamiast się kajać, opowiadała zgromadzonym jaka to jestem nieuważna i niefrasobliwa. Bo kto to pomyślał, żeby w takiej sytuacji wychodzić z domu. Bez przygotowania właściwego, bez wiedzy jak się bronić. Ona, lata temu ćwiczyła sporty walki, więc ona da radę…

Ten jej głupkowaty wywód przerwał Anglik, który wynajmuje pode mną mieszkanie. Mocno pijany wtoczył się na moje piętro i wycedził przez zęby, że te nasze nocne zabawy na klatce niszczą mu spokój. Odwrócił się na pięcie i poszedł. Za chwilę usłyszałyśmy to co poprzednio. Huk, grzmot, wrzask… Zaklął szpetnie, bo drzwi mu się zacinają, wtoczył się do domu wywalając coś, waląc drzwiami i dyskutując wulgarnie z sobą samym…

-Hm, zatem mamy wyjaśnienie, stwierdziła lekko Zdziśka. A Tobie, moja droga radzę żebyś następnym razem lepiej siedziała w domu, bo jeszcze jakaś krzywda Cię spotka… Jesteś całkowicie bezbronna. Kobiecie nawet rady nie dasz. Z bohatera do zera… Chucherko!, rzuciła na koniec pod nosem. Podniosła z podłogi patelnię i dumna jak paw poszła sobie kręcąc zadkiem.

Jeszcze kilka dni dochodziłam do siebie…

A niech Cię Zdzisławo! 

 

Zdziśka ponad podziałami czyli gołąbek pokoju 😉

Zapraszam na pozostałe Zdziśkowe perypetie:

Chcesz poznać Zdziśkę? Zapraszam na pierwsze spotkanie ze Zdziśką!

Zdziśka prawdę Ci powie!

Zdziśka kontra pies

Zdziśka i wielkie rozczarowanie

Okrutna zemsta Zdzisławy!

Zdziśka i jej pociski!

Zdziśka ponad podziałami – czyli gołąbek pokoju

Ratuj się kto może, czyli Zdziśka w miejskiej dżungli za kierownicą

Podwójne życie Zdzisławy

Zdziśka i mój Specjalny, Świąteczny Prezent dla niej

Zdziśka Ty chyba oszalałaś! O matko!

Koronawirus to masowa błazenada?!

Zdziśka zdobywa kolejne szczyty… w konspiracji

Photo by nick hidalgo on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.