Wszystko układało się tak, jak sobie tego życzył. Proszę, wystarczyło, że zmienił podejście do świata, a świat odpłacił mu się tym samym. Był zadowolony z siebie, dumny z córek i zachwycony żoną. Jakby jego życie odzyskało właściwy kierunek i nabrało przyjaznego tempa. Powoli zaczynał odzyskiwać kontrolę nad swoim światem. Był tego bardziej niż pewien.

Dobry nastrój wystrzelił niczym wielobarwne confetti – od razu, kiedy do samochodu wsiadła Karolina. Jakby słońce znowu rozświetliło szare zakamarki jego duszy. Córeczka. Zbuntowana nastolatka. Coraz bardziej niezależna i pewna siebie młoda kobieta. Kto by pomyślał, że tak szybko dorośnie, że będzie tak dojrzała. Dobrze pamiętał dzień w którym przyszła na świat. Był tak wzruszony, że nie wiedział co powiedzieć. Gdyby tylko nie wstydził się swoich uczuć pewnie popłakał by się ze wzruszenia. Gdyby tylko zawsze nie musiał udawać twardziela. Gdyby tylko…, ale jakie to teraz miało znaczenie.

Spacer z Karoliną był ekscytujący. Córka zarażała optymizmem i energią. Opowiadała o szkole, nowych zajęciach na które chciałaby się zapisać, babci, która ostatnimi dniami jakby rozkwitła, koleżankach, także tych wrednych i złośliwych. Mówiła dużo i szybko, gestykulując żywo. Potem pośpiesznie przemknęła przez związek z Kubą, chłopakiem, który był świetny i niezastąpiony, a do tego lojalny i dojrzały i przeszła do sedna – czyli do próby zrozumienia tego, co działo się w ich rodzinie przez ostatnie miesiące. Poprosiła żeby pomógł jej zrozumieć, bo całkiem się pogubiła. Kiedy skończyła wylewać z siebie rwący potok słów i włączyła pauzę – ostrożnie ją przytulił. Przykleiła się do niego, przywarła. To było cudowne uczucie. Perfekcyjne. Jego mała córeczka wróciła.

Nie widział do końca jak ma jej to wszystko opowiedzieć. Nie był pewien jak jej to opowiedzieć, bo momentami sam gubił się w tej historii. Właściwie znał jedynie własny punkt widzenia, co do Joanny mógł się tylko domyślać. Postanowił więc skupić się na swoich doznaniach, a także nad tym, co uświadomił sobie dzięki pani psycholog do której nadal regularnie chodzili w różnych konfiguracjach i składach. Opowiedział Karolinie trochę o własnym dzieciństwie, relacjach w domu i między rodzicami. Opowiedział o walce z ojcem, presji, ciągłej potrzebie udowadniania własnej męskości i o momencie w którym poznał jej matkę. O tym jak bardzo mu imponowała, jak go zachwycała. Właściwie to był bardzo zdziwiony tym, że nigdy wcześniej o tym nie rozmawiali.

Karo słuchała milcząc jakby robiła jakieś podsumowania i łączyła fakty. Kiedy prelekcja dobiegała końca zapytała go, czy kiedykolwiek zdradzał matkę. Dziwnym trafem nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wmurowało go, ale dość szybko się otrząsnął. Postanowił być szczery, ale nie do końca. Mówił półsłówkami klucząc wijąc się i odrobinę kręcąc. Wydźwięk był taki, że kocha Joannę, ale bycie mężczyzną to nie tak prosta sprawa. A bycie mężczyzną w wieloletnim związku, to już w ogóle. Chyba wyszło trochę pokracznie, ale córka nie ciągnęła go już dalej za język. Sądził, że obawiała się pytań o Kubę, więc wolała zadowolić się ochłapami słów, które jej rzucił. Potem już było z górki.

Opowiedział jej o obu domach proponując, albo nawet niemal prosząc żeby z nimi zamieszkała. Przekonywał, że będzie fajnie, ułoży się, dopasują się do siebie. Usłyszał, że niezależnie od tego, który dom wybiorą – jej będzie za daleko do szkoły. Nie była do tego przyzwyczajona. Rozumiał ją, więc pomyślał, że jakąś opcją mogłoby być wspólne mieszkanie chociaż w weekendy. No i z Kubą czasem, bo na co dzień mają strasznie mało czasu dla siebie, a jej bardzo zależy. To był faul. Wytłumaczył nastolatce, że wątpi żeby mama przystała na tę propozycję, bo ceni sobie w domu luz, a bytność obcego faceta – może być dość krępująca, ale zalecił żeby podjęła temat na rodzinnej naradzie, którą planował zwołać. I tak się też stało.

Kiedy Joanna usłyszała, ze Karo mogłaby z nimi zamieszkać weekendowo -bardzo się ucieszyła. Był w szoku, bo bez większych perturbacji łyknęła temat Kuby. Być może wybór Chotomowa tak ją zachwycił, że nie do końca przemyślała sytuację. Doszła jeszcze kwestia konia, którego jej obiecał. Widział dobrze, że poziom szczęścia w jej krwi przekraczał stany alarmowe. Ekscytacja mieszała się z zachwytem. Wdzięczność z czułością. A miłość? Czy była w tym miłość? Tego akurat pewien nie był, ale zdawało mu się, że jednak dostrzega cień miłości. W spojrzeniu Joanny. W szybszym oddechu i szerokim uśmiechu. Może coś się jednak tliło. Coś więcej niż tylko przyzwyczajenie i wygoda.

Rozeszli się do własnych zajęć z nadzieją. Tak mu się przynajmniej wydawało. Aśka zbierała się do pracy, dziewczynki do szkoły, a on zabierał się za załatwianie formalności związanych z zakupem domu i przeprowadzką. Był niemal szczęśliwy i niemal spokojny, bo coś mu jednak nie dawało spokoju. Coś nieokreślonego, niedopowiedzianego, nieopisanego. Beształ się w myślach wyrzucając sobie, że na stare lata zrobił się jakiś histeryczny. Nie jak facet. Przegonił te czarne myśli i zabrał się za działanie. Ono zawsze stawiało go do pionu.

Było dobrze. I tyle. I miało być dobrze, bo co niby znowu miałoby się wydarzyć?

Na zawsze razem (86a)

Photo by Aida Batres on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.