Kiedy wypowiedziała swoje imię drzwi szybko się otworzyły wchłaniając ją w inną czasoprzestrzeń. Wsiadła do ciasnej, eleganckiej windy, która mogła pomieścić maksimum dwie osoby bez bagażu. Ona jednak taszczyła bagaż. Zajął prawie całą przestrzeń Był ciężki…
Kiedy otworzył jej drzwi zawahała się. – Co ja wyprawiam? przemknęło jej przez myśl. Przegoniła ją jednak szybko i uśmiechając się szeroko weszła do środka. Postanowiła całkowicie zignorować fakt rozmazanego tuszu do rzęs i mokrych stóp. On tego nie widział. To facet. Widzi to, o czym mu się powie, uśmiechnęła się lekko. Wyglądał na zachwyconego. Był w domu sam, jeśli nie liczyć kota Teofila, którego przygarnął w zeszłym roku ze schroniska i który zdominował cały jego domowy świat.
– Joanno, czy coś się stało? Zapytał nieudolnie ukrywając radość z tego niespodziewanego najścia. Nie chciała mówić mu o swoich kłopotach, nie miała ochoty na wylewanie swoich żali. Pragnęła tylko odtajeć, wypocząć, zrelaksować się i pośmiać. Zawsze odprężała się w jego towarzystwie. Był ekspresowym lekiem na całe zło. Leczyła się jego uśmiechem i zachwytem od poniedziałku do piątku, większą część dnia. Przywykła do tego. Kiedy chorował, kiedy wyjeżdżał na wakacje było jej smutno i pusto. Pamięta dzień w którym zorientowała się, że tak to na nią działa. Poczuła, że jest nie w porządku w stosunku do męża.
Zrobił dobrą kawę, podał do niej szarlotkę z kulką lodów i listkiem mięty. Cały on. Od lat czytał w jej myślach. Perfekcjonista w każdym calu pragnący przede wszystkim sprawić przyjemność innym. Jej. Czuła się u niego na luzie. Zero zadęcia, zero spinki – swoboda maksymalna. Powód rozmazanego tuszu zostawia dla siebie, a on nie drążył. Nie miał nigdy takiego zwyczaju. Za to także go bardzo lubiła. Włączył muzykę, nalał do kieliszków wina. Nie powinnam pić, pomyślała rozkoszując się pierwszym łykiem różowego trunku. Czuła się rozkosznie. W te kilka chwil całkiem zapomniała dlaczego tu przyszła i co się wydarzyło ledwie kilkadziesiąt minut wcześniej.
Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Ustalili strategię na poniedziałkowe spotkanie z klientem, pośmiali się, powygłupiali jak beztroskie dzieciaki. Poczuła się nawet trochę szczęśliwa. Wyszła od niego przed dwudziestą czwartą. Odprowadził ją do taksówki i na pożegnanie dał całusa w policzek przytrzymując jej dłoń trochę za długo. Nie zirytowało jej to. Było przyjemne. Dało spokój i wsparcie.
W domu panowała całkowita ciemność. Wszyscy już spali, a przynajmniej tak jej się wydawało. Może miała taka nadzieję? Nie chciała dalszego ciągu tej bezsensownej dyskusji, nie zamierzała się ani kłócić, ani niczego negocjować.
Kiedy weszła do sypialni uderzyła ją woń papierosów. Nie spał. Siedział przy otwartym oknie i palił. Obok stała szkocka z lodem. Poczuła zmęczenie, irytację, złość. Ostrym tonem zapytał gdzie była i dlaczego wraca do domu tak późno. Obróciła się na pięcie żeby wyjść. Zwinnym ruchem zeskoczył z parapetu na którym przysiadł i mocno ścisnął jej rękę sycząc do ucha, że tym razem grubo przesadziła i nie ujdzie jej to płazem. Była zszokowana. Nie spodziewała się aż takiej agresji i wściekłości. To nie było do niego podobne. Kiedy był zły zamieniał się raczej w sopel lodu mrożąc ją wzrokiem a teraz… Szarpnął ją jeszcze raz wrzeszcząc, że tak łatwo jej nie odpuści- tak głośno, że obudził młodszą córkę która zdenerwowana wpadła do ich sypialni.
Kiedy Zuza wyciszyła się i poszła wreszcie do siebie, pościeliła sobie w salonie. Nie zamierzała z nim wcale rozmawiać. W jednej chwili stał jej się obcym człowiekiem. Kopią teścia. Domowym tyranem. Kimś niemal kompletnie obcym i bardzo, bardzo dalekim.
Długo nie mogła zasnąć. Setki myśli piętrzyły jej się w głowie. Jednego była pewna, tym razem załatwi to z nim inaczej. Koniec z cackaniem, koniec z pieszczeniem, koniec z końcem… zasnęła. Rano obudził ją przeraźliwy huk…
Photo by Austin Chan on Unsplash