Nawet nie sądziła, że ta decyzja będzie ją aż tyle kosztowała. Miała nadzieję, że kiedy na coś się już w końcu zdecyduje -poczuje ulgę i spokój. Jednak ani jedno, ani drugie nie nadchodziło mimo, że tak bardzo czekała. Zamiast tego dostała w pakiecie całkiem inny zestaw uczuć- rozpoznała rozgoryczenie, złość i poczucie wielkiej przegranej.

Grała. Czuła się jak raczej kiepska aktoreczka z podrzędnego teatru. Im bardziej udawała, tym gorzej, tak przynajmniej się jej zdawało, wypadała w roli zachwyconej obrotem spraw żony. Gdyby nie uszczęśliwione dziewczynki pewnie zwolniłaby się z etatu w tej tancbudzie i poszukała jakiejś bardziej kolorowej rewii, ale w tej sytuacji…

Kiedy dziewczynki rozeszły się do swoich spraw Igor zapytał ją co się właściwie stało, że tak nagle zmieniła zdanie. Widziała, że jest zaskoczony, oszołomiony i wytrącony z równowagi. Taka kapitulacja nie leżała w jej naturze. Owszem, nigdy nie była , w swoim odczuciu, waleczną wojowniczką na domowym parkiecie spraw wewnętrznych, ale żeby aż tak? Co to, to nie. Bąknęła mu coś o wspólnej przeszłości, potrzebie pracy nad związkiem, naprawianiu zamiast wymieniania, kompromisach, które świadczą o dojrzałości. Z opresji uratowała ją pani psycholog do której zapisała się z Igorem kilka chwil wcześniej. Podała mężowi karteczkę żeby ewentualnie zweryfikował termin i poprosiła by poszedł z nią na kilka spotkań, bo z całą pewnością im nie zaszkodzą! Nie wykazywał entuzjazmu, ale po tym wywodzie o kompromisach chyba nie wypadało mu wygłaszać tych jego niezmiennych teorii o psychologach i psychoterapii… Postawiła go pod murem. Trudno.

Kiedy myślała, że wreszcie odetchnie ON zaproponował wspólną kolację w ich ulubionej knajpie. Tej, w której ten cały cyrk się zaczął. Nie była zachwycona. Nie chciało jej się znowu rozmawiać, dogadywać, sprawiać wrażenia. Nie było to jej w smak. Czuła się zmęczona. Tak bardzo zmęczona.

Czuła, że Igor stale jej się przygląda. Bacznie obserwuje. Jakby coś mu nie pasowało. Jakby coś nie dawało mu spokoju. Czuła, że musi być uważna -żeby się nie wygadać, nie powiedzieć o jedno słowo za dużo. Dlatego zaproponowała, że to ona będzie dziś prowadziła. Bała się, że alkohol rozwiąże jej język, a to byłoby coś najgorszego. Mogłaby mu wszystko wykrzyczeć, nieopatrznie powiedzieć o tym, co naprawdę czuje. Nie, nie chciała teraz dramatów, kłótni. Nie teraz, kiedy podjęła już decyzje …

Poszła się przebrać, kiedy przyszedł sms od Pawła. Dopytywał czy wszystko w porządku i czy mógłby jej jakoś pomóc. Odpisała, że da sobie radę. No i że chciałaby się z nim umówić na poważną rozmowę w poniedziałek rano. Nastała głucha cisza. Dzięki temu spokojnie wybrała sobie jakiś odrobinę zbyt młodzieżowy, niezobowiązujący strój, użyła perfum, które ostatnio sobie kupiła na pocieszenie i za które zapłaciła całkiem okrągłą sumkę i wyszła z pokoju. Wtedy telefon rozdzwonił się na dobre. Przypuszczała, że Paweł odkrył jej zamiary, że zdał sobie sprawę z tego, co nieuniknione. Uświadomił sobie, że ona teraz spali za sobą wszystkie mosty, zatrze wszelkie ślady. Że zacznie uciekać. Za każdym razem rozłączała telefon. Nie, nie miała ochoty rozmawiać z Pawłem przy Igorze.

Tymczasem mąż zapytał kto to. Zirytowała się, ale bardziej nawet chyba spłoszyła, przestraszyła. Nie chciała by wiedział o tej nielojalności, o zdradzie, o jej uczuciu do Pawła. Syknęła tylko, że nie pamięta od kiedy to zdają sobie relację z tego, kto do nich dzwoni. Był zły, ale powstrzymał się od komentarza. W takiej atmosferze wyszli z domu.

Jechali krótko, bo ruch był mały. Oddychała głęboko i szeroko się uśmiechała, tak dla dodania sobie kurażu, dla oprawy nastroju. Chyba nawet udało się jej wyprowadzić go w pole. Chyba wreszcie uwierzył, że wszystko jest w najlepszym porządku, a ona jest spokojna i pewna swoich decyzji.

Gdy usiedli przy stoliku wróciły wspomnienia. Tamten feralny wieczór, który roztrzepał ich małżeństwo jak jajka na jajecznicę, kładł się cieniem na ich relacji. Wracał. Czy jeszcze kiedykolwiek będzie dobrze?

Jedli, rozmawiali o głupotach, słuchali muzyki, uśmiechali się do siebie. On bardzo się starał. Mówił, że jest wdzięczny, że docenia. Zadawał jednak zbyt dużo pytań. Chciał wiedzieć dlaczego ta Szwecja tak bardzo jej nie na rękę, co spowodowało, że zmieniła jednak zdanie, dlaczego chce porzucić pracę i czy miała przykrości związane z jego wizytą u Pawła.

Powiedziała mu tyle, ile chciała powiedzieć. Czyli nic. Kluczyła, zmieniała tematy, pozornie gubiła wątki. Opowiadała te swoje bajki przez cały wieczór, a on zdawał się je łykać jak pelikan. Na szczęście nie próbował na siłę skracać dystansu, bo to nie była chwila na jeszcze większa bliskość. Po nocy z Pawłem nie wyobrażała sobie jak to teraz będzie wyglądało…

Na zawsze razem (cz. 39a)

Photo by Perchek Industrie on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.