W poprzedniej części Anna zdała sobie sprawę, że musi wziąć się za siebie, bo wypadek i długi pobyt w szpitalu całkowicie rozłożyły ją na czynniki pierwsze, zdewastowały psychicznie, poprzestawiały jej w głowie. Zaczęła  wątpić we wszystko. Szukać drugiego dna. Popadać w czarną rozpacz…

Im więcej dostawałam od Arnolda, im pewniej się czułam, tym więcej ogarniało mnie wątpliwości. Byłam pełna podziwu dla jego czułości, zrozumienia, wyrozumiałości. Miałam jednak jakieś dziwnie złe przeczucia. Wydawało mi się, że coś tu nie gra. Co gorsza, nie mogłam zlokalizować miejsca w którym rodziły się te koszmary, zachowania które w jakikolwiek sposób tłumaczyłoby te moje zwidy. Arnold nie robił niczego, co mogłoby, nawet w najmniejszym stopniu, budzić zastrzeżenia czy wątpliwości.

Nadal patrzył na mnie jak na kogoś wyjątkowego. Nadal słuchał tego, co mówię i nadal próbował czytać  mi w myślach. Moja słaba forma wizualna nie odstręczała go. Nie dał mi odczuć, że źle wyglądam, że przestałam mu się podobać. Przygotowywał mi śniadania, wyciągał na spacery, czule gładził o policzku. Był taki, jak zwykle -idealny. Bez skazy. No może trochę nadmiernie wypachniony i zadbany. To, zauważyłam w nim po raz pierwszy. Tę niezwykłą dbałość o wygląd. Wcześniej nie rzuciło mi się to właściwie w oczy. Ale czy to wada?

Na głowie wisiało mi jeszcze spotkanie z Ewą. Zadzwoniła przeprosiła za swoje występy gościnne tłumacząc je stresem, szokiem i jeszcze jakimiś innymi okrągłymi zdaniami. Powiedziałam jej, że mam żal, że jest mi przykro i że zawiodłam się na niej. Poinformowałam ją, że chyba nie chciałabym się teraz z nią spotykać. Nie czułam się na siłach. Wizja konfrontacji z nią, zwalała mnie z nóg. Ewa jednak naciskała. Mówiła, że koniecznie chce mi coś powiedzieć, tylko nie w domu. Chciała spotkać się na mieście. W naszej knajpce. Na to nie przystałam. Nie miałam teraz dość siły żeby szwendać się po kafejkach. Poza tym każde miejsce było dobre żeby zakończyć tą wieloletnią znajomość. Taki miałam plan.

Wizja spotkania z Ewą przyprawiała mnie jednak o mdłości. Nie wiedziałam czego właściwie powinnam się spodziewać. Nawet niespecjalnie miałam na nie ochotę, delikatnie mówiąc. Przez ten szpitalny występek Ewy -straciłam do niej całą sympatię. Tak głęboko mnie zraniła, do żywego. Byłam tego pewna -swiadomie i celowo. Jakby to był jakiś rodzaj zemsty. Ale o co, po co dlaczego?!

Arnold był przeciwny. Nawet się zezłościł kiedy powidziałam mu, że Ewa wpadnie. ARNOLD SIĘ ZEZŁOŚCIŁ! Uwierzysz? Naprawdę się wkurzył! Po tym wszystkim nie chiał mieć już z nią nic wspólnego. Tłumaczył mi, że szkoda miejsca w życiu na ludzi, którzy zanieczyszczają powietrze. Na ludzi, którzy sieją spustoszenie. Na zazdrośników, manipulantów i łgarzy. Miałam wrażenie, że gotów jest zrobić wszystko, by tylko wymusić na mnie rezygnację z tego pomysłu. Nie mógł pojąc jak mogłam zaprosić ją do domu, na kawę – po czymś takim. Tym razem nie uległam. Uparłam się odrobine wbrew sobie. Nie lubiłam jednak gdy ktoś mówił mi co mam robić. Gdyby tak nie naciskał- kto wie? Może odłożyłabym tą kawe na wielkie nigdy…

Mimo wszystko chciałam na własne uszy usłyszeć – co takiego Ewa ma mi do powiedzenia i dlaczego kilka tygodni temu zachowała się w stosunku do mnie jak babolec, zołza, paskuda. Jak wróg i rywal, a nie bądź co bądź najbliższa mi przyjaciółka, która znała moje sekrety, grzeszki i fantazje… Raz kozie śmierć, pomyślałam depilując nogi. Do jej przyjścia zostało mi trochę czasu, więc postanowiłam się powolutku doprowadzić do ładu. Wlazłam pod prysznic, delikatnie odrestaurowałam ciało peelingiem gruboziarnistym, zmyłam wcześniej nałożoną farbę, którą wczoraj kupił mi Arnold (wybrał platynowy blond!), ułożyłam włosy, lekko przyczerniłam rzęsy, maznęłam paznokcie wiśniowym lakierem, usta zabarwiłam na czerwono i ubrałam się w wygodny, ale całkiem kobiecy dresik. Nie prezentowałam się jak bogini, ale nie było dramatu. Odkurzona zaczynałam przypominać człowieka. Nawet odrobine lepiej się poczułam.

Kiedy rozległ się dźwięk domofonu ekspres do kawy działał już na pełnych obrotach, a ja byłam postawiona do pionu, zwarta i gotowa stawić czoła wszystkiemu, co ma  mi do powiedzenia Ewa. Pomyślałam, że właściwie nie może sprawić mi już większej przykrości. Zaimpregnowałam się w wewnętrzny spokój i wierzyłam, że nic złego mnie już nie spotka. Że jakoś Ewa zdoła mi jednak wyjaśnić swoje beznadziejne zachowanie, a i tak nie chciałam chyba dalej podtrzymywać tej znajomości. Chciałam tylko wiedzieć DLACZEGO!

Arnold i Spółka (cz.51)

Photo by Alexander Gilbertson on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.