W poprzedniej części Arnold zjawił się u Anny nieproszony. Wprowadził straszny zamęt w życie poukładanej farmaceutki. Wywrócił je do góry nogami. Przemeblował…
Kiedy wróciłam z kuchni z dwoma filiżankami parującej kawy Arnold… spał w najlepsze, pochrapując, pomrukując i cmokając przez sen. Umościł się w fotelu. Buzia opadła mu do przodu, ręce leżały bezładnie na muskularnym brzuchu. -Do licha, ten to umie mnie zaskoczyć, pomyślałam. Jednak na sercu zrobiło mi się ciepło. Arnold wyglądał uroczo. Jak mały chłopiec!
Kawę wypiłam sama przez dobrą chwilę główkując co powinnam zrobić? Obudzić go, czy raczej przykryć? Poprawić mu głowę czy go nie dotykać? A co jak spóźni się do pracy? Właściwie nawet nie wiedziałam o której zwykle zaczyna. Zastanawiała się też czy iść się wykąpać – czułam się jednak nie do końca komfortowo, a w łazience nie miałam kluczyka żeby się zamknać. Ostatnią rzeczą na która miałam ochotę to spowodować, by Arnold poczuł się nadmiernie sprowokowany. Na to jeszcze przyjdzie czas!
Nie miałabym tych wszystkich dylematów gdym rano sama musiała iść do apteki, a tak? Nie musiałam nic, mogłam wszystko! Normalny błogostan!
W końcu postanowiłam. Poprawiłam mu opadającą głowę, przykryłam miękkim kocem, zapaliłam jedynie lampkę nocną, a sama poszłam się wykapać. Pod prysznicem całkiem zapomniałam, że mam gościa. Zmyłam makijaż, umyłam włosy, ogoliłam pachy, zrobiłam peeling całego ciała i nieśpiesznie rozkoszowałam się możliwością porannej kąpieli pod strumieniem gorącej wody, która rozkosznie ogrzewała moje ciało. Po wyjściu pokremowałam jeszcze twarz i ciało, wytarłam włosy ręcznikiem, założyłam flanelową piżamę w kratę i poszłam do łóżka.
Jak wielkie było moje (kolejne dziś) zdziwienie kiedy dostrzegłam, że mój prywatny, ukochany pies… śpi na kolanach u Arnolda! Nawet nie podniósł łebka kiedy wchodziłam do swojej sypialni. -A to zołza, pomyślałam z uśmiechem!
Obudziłam się tuż przed jedenastą. Chwile zajęło mi przypomnienie sobie dlaczego właściwie nie jestem w pracy i co się wczoraj wydarzyło. Wyszłam z pokoju na paluszkach całkiem nie mając pojęcia czego się spodziewać. W mieszkaniu było cicho. Suczydło spało na kanapie. Arnolda nie było!
Na stole stał czajniczek z herbatą i talerz opatulony folią spożywcza a na nim leżało kilka wykwintnych kanapek. Obok był list. – Anno, przepraszam za kolejna wpadkę. Nie miałem czelności Cię budzić. Wyszedłem z psem, zrobiłem zakupy na śniadanie i musiałem iść do pracy. Wieczorem zadzwonię. Miłego dnia! Przeczytałam ten list raz i jeszcze raz i kolejny raz. Popatrzyłam zdumiona na te efektowne kanapki, na psa i imbryczek z herbatą. No chyba mi się to nie śni, pomyślałam.
Ten facet był dla mnie zagadką. Zaskakiwał mnie na każdym kroku. Nie umiała przewidzieć jego ruchu, ani do końca zrozumieć intencji. Z jednej strony fascynował i kręcił, a z drugiej odrobinę przerażał. Choć właściwie, powiedzmy sobie to szczerze, gdyby chciał mnie zamordować lub zgwałcić, miał ku temu już kilka okazji i żadnej nie wykorzystał.
Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Kiedy otworzyłam moja ulubiona sąsiadka wpadła do środka jak granat z wyciągniętą zawleczką. Rozterkotała się zanim zdążyłyśmy się przywitać. – Anno, no jak jesteś chora to trzeba było powiedzieć. Co to za facet robił Ci rano zakupy? Mogłaś mnie poprosić. Wyszłabym też z psem. Kto to był? To jakiś Twój brat, kuzyn, a może…, zawiesiła głos oczekując na moją odpowiedź. Była cała rozemocjonowana. Nigdy wcześniej jej takiej nie widziałam.
To był mój znajomy, odpowiedziałam spokojnie choć poczułam, że wszystko się we mnie gotuje. Czy ja wtrącałam się w jej życie? Od lat wysłuchiwałam o jej problemach z mężem i dziećmi i nigdy nie drążyłam, nie wypytywałam, nie oceniałam, nie doradzałam… słuchałam. Liczyłam na wzajemność, a nie takie śledztwo.
-Anka, ja tego mężczyznę kojarzę! Krzyknęła podniecona sąsiadka! Kilka lat temu mieszkał w Sztokholmie, drzwi w drzwi z moją kuzynką, u której spędzaliśmy wakacje. Miał taka piękną żonę. Zamurowało mnie.
Photo by Monika Grabkowska on Unsplash