Nie była pewna czy oby na pewno usłyszała to, co powiedział. Jak w ogóle mógł? Jakim prawem znowu stawia ją przed faktem dokonanym? Dlaczego niczego z nią nie ustalił, nie zaplanował, nie uzgodnił. Tym razem tupnie nogą. O, nie! Skończyły się czasy kiedy będzie jej odgórnie narzucał swoją wolę!

-Nigdzie nie jadę, stwierdziła stanowczo podnosząc głos i przypadkiem wylewając nieco wina na śnieżnobiały obrus. Nie masz prawa! Jak w ogóle śmiesz stawiać mnie w takiej sytuacji? Kim ja dla Ciebie właściwie jestem?! Jej wściekłość była sumą wszystkich irytacji, rozczarowań i niedopowiedzeń z ostatnich kilkunastu wspólnych lat. Jej wściekłość była bezbrzeżna, pełna smutku, goryczy, ale już nie bezradności.

Teraz ONA była jego godnym rywalem. Wiedziała, że jeśli się nie zgodzi – On będzie musiał odpuścić, albo pojedzie sam. Nie mógł jej do tego zmusić.

– Czy Ty naprawdę sądziłeś, że spakuję do walizki całe moje życie, ot tak. Że zabiorę dziewczynkom koleżanki, przeniosę je niemal z dnia na dzień do innego środowiska. Mówiła chyba trochę za głośno, widziała, że ludzie zaczęli się im przyglądać, ale szczerze powiedziawszy miała to teraz w nosie. Była jak wzburzone morze. W jej głowie panował sztorm wściekłości.

Zanim wyszła z restauracji zapytała go jeszcze dlaczego. Dlaczego TAK postanowił to załatwić?! Dlaczego nie próbował z nią wcześniej czegokolwiek ustalać, negocjować. Wtedy pewnie poukładałaby wszystko po swojemu i teraz raczej myślałaby nawet z podnieceniem o tej nowej przygodzie. Pozamykałaby sprawy, dogadała się z szefem, przygotowała córki…

Patrzył na nią zaskoczony? Rozgniewany? Rozczarowany? Nie umiała określić jego nastroju. Właściwie chyba pierwszy raz od piętnastu lat miała to gdzieś! Wstała energicznie od stołu, ciut zbyt mocno przestawiając krzesło, które wywróciło się z łoskotem. Nic sobie z tego nie robiąc zabrała płaszcz i wybiegła z restauracji. Kątem oka widziała jak dźwiga to krzesło. Słyszała, że ją woła. Nie, nie zatrzyma się. Nie zawróci z tej drogi. Nie dziś.

Szła, a właściwie niemal biegła nie oglądając się za siebie. Szlochała i  śmiała się na przemian niedowierzając, że ta cała sytuacja wydarzyła się naprawdę. Nie, nie oczekiwała, że pobiegnie za nią. Wiedziała, że jego duma nigdy by mu na to nie pozwoliła. Wiedziała też, że nie odezwie się do niej pierwszy. Będzie wyczekiwał jej ruchu. Poczeka, aż się pokaja – Niedoczekanie Twoje, pomyślała.

Padał drobny deszcz, który idealnie łączył się z jej kapiącymi łzami. Rozmazany nieco makijaż, chlupot w szpilkach i zwisające jak strąki włosy zupełnie jej nie martwiły. Nie wiedziała dokąd zmierza i co teraz ze sobą zrobi. Pierwszy raz od wielu lat zerwała się ze smyczy. Tak naprawdę się zerwała. Była wolna. Czuła, że podjęła słuszną decyzję, że przetnie ten układ choćby musiała za to zapłacić najwyższą cenę. Cenę rozwodu.

Po drodze donikąd lub całkiem właśnie gdzieś, a może do celu – mijała innych ludzi. Niektórzy przyglądali się jej z zaciekawieniem. Jakiś starszy pan w kapeluszu zapytał nawet czy nie potrzebuje pomocy. – Nie, dziękuję odparła, właśnie sobie jej udzielam, odpowiedziała.

Mijała zakochane pary czule się do siebie tulące, stare małżeństwa patrzące na siebie z ukosa, ludzi, którzy uśmiechali się ze smutkiem i takich, którzy śmiali się naprawdę radośnie. Widziała więcej niż zwykle, szerzej. Przyglądała się światu jakby od nowa. Z wielkim znakiem zapytania i wykrzyknikiem. Ze zdziwieniem, radością i troską.

A co będzie z dziewczynkami? Czy udźwigną ciężar tej decyzji? Czy wyjazd do Szwecji, z ich punktu widzenia, nie byłby mniejszym złem? Dobrze wiedziała w jakim stopniu rozwód rodziców burzy świat dzieci, jakim piętnem odbija się na ich życiu.

Widziała też jak to jest kiedy rodzice udają. Kiedy żyją obok siebie dzieląc nawet półkę w lodówce. Pamiętała każdy wyrzut matki, każde krzywe spojrzenie ojca. Wiedziała, że męczyli się razem tylko ze względu na nią. A potem chyba się przyzwyczaili do tego modelu i funkcjonowali w ten sposób dalej będąc ludźmi głęboko nieszczęliwymi i rozczarowanymi życiem.

Zatrzymała się, ku swojemu zaskoczeniu, przed dobrze znanym, choć dawno nie odwiedzanym, budynkiem. Piękną kamienicą z ozdobną bramą i doskonale urządzonym patio. Zanim zdążyła pomyśleć, zastanowić się co robi, wcisnęła na domofonie numer 8…

Na zawsze razem (cz. 10)

 

Photo by Nick Fewings on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.