W poprzedniej części Anna celebrowała chwile, kolekcjonowała przeżycia i zachłystywała się uczuciem do Arnolda. Zastanawiała się, czym sobie zasłużyła na tak kosmicznie potężna dawkę krzepiącej miłości, ale odpowiedzi nie znalazła. Pod koniec dnia przypomniała sobie o listach w niebieskich kopertach i postanowiła poznać treść jednego z nich…

Kiedy wychodziliśmy na kolacje położyłam list w pomiętej kopercie na stoliku nocnym. Z jednej strony byłam ciekawa jego zawartości, z drugiej nieco przerażał mnie ten człowiek, ten który listy pisał. Musiał być albo wariatem, albo frustratem, albo jakimś innym rodzajem świra. Kto normalny (i dorosły!) porzuca listy na czyjejś wycieraczce albo wysyła je na adres zamieszkania rodziców wybranki. Zresztą po co? Chyba tylko w celu osaczenia ofiary? Pokazania jej, że on znajdzie ją zawsze i wszędzie. Że jest w permanentnym niebezpieczeństwie stale kontrolowana i podglądana?

Jadalnia była duża, przestronna i kłębił się w niej tłum ludzi. Tabuny dzieci biegały między stolikami zaglądając innym do talerzy. Nie irytowało mnie to. Wcale, a wcale. Myślałam tylko jakie one są słodkie. Szczerbate, poobijane, zakatarzone, chrząkające, całe upaćkane dżemem z naleśników i kremem czekoladowym. Wzruszały mnie w każdym wydaniu. I te płaczące i te niegrzeczne, zbuntowane i te słodkie o twarzach aniołków. Z miejsca przysposobiłabym jedno z nich. Gdyby to tylko było takie łatwe.

Poruszyłam temat dzieci. Nie, nie w kontekście o jakim myślisz! Przecież coś sobie obiecałam! Powiedziałam, że są fajne swobodne, nieskrępowane i naturalne. No i że świetnie by było gdybyśmy nie wyrastali z tej swobody, gdybyśmy umieli jasno wyrażać swoje uczucia, mówić wprost czego nam trzeba. Bez gierek, podchodów i udawactwa. Wtedy Arnold wypalił -Anno, chciałbym mieć z Tobą dziecko. Dodał jeszcze, że skoro chciałam szczerości to mam. I, że to ostatni moment, bo potem zramolowacieje i już mu się nie będzie chciało. Zapytał jeszcze co ja na to…

Wmurowało mnie doszczętnie. Gdybym była w klapkach -chyba bym je teraz pogubiła. Przełykany kęs utknął mi w gardle. Przez chwilę przestałam oddychać i poczułam, że mam lekki odlot. Szok, niedowierzanie i kompletne zaskoczenie. Czy to wszystko działo się naprawdę? Nie, nie wierzyłam. W duchu podskakiwał ze szczęścia, a na zewnątrz. No sorki, przytkało mnie. Zastygłam z szeroko otwartymi ustami niczym ryba wyciągnięta z wody.

Kiedy otrząsnęłam się z pierwszego szoku, spojrzałam na niego badawczo. Zapytałam skąd mu przyszedł taki pomysł do głowy. Wziął mnie za rękę i najspokojniej na świecie wyjaśnił, że myśli tak od naszego pierwszego spotkania. Nigdy wcześniej nie był bardziej gotowy do roli męża i ojca. I nie wyobraża sobie, że mogłabym mu się wymsknąć z rąk. Że zrobi wszystko żebym była u jego boku do końca świata i o jeden dzień dłużej. I, że stać go zarówno na żonę, jak i na dziecko. Teraz tyko będziemy musieli kupić dom i przeorganizować oba nasze życia w jedno, ale on już wszystko zaplanował, przeliczył, skalkulował. Ma nawet na oku jedną willę w Konstancinie. No i dobrze gdybym zostawiła pracę, bo to tylko garb. On da radę zarobić, a ja bym się zajęła urządzaniem naszego gniazdka. Przecież nie będziemy się kisić w naszych małych mieszkankach z betonu!

Czy nie tego chciałam? Nie o tym marzyłam odkąd pamiętam? Zjawił się rycerz na białym koniu i usiłuje uprowadzić mnie do świata baśni. Nierealne! Poczułam się jakbym była główną bohaterką jakiejś opery mydlanej za dwa grosze, albo thrillera erotycznego z neurotycznym kochankiem w tle. Spojrzałam mu w prosto w twarz i powiedziałam, że możemy się nad tym zastanowić, pamiętając, że co nagle, to po diable. Przecież znamy się dość krótko, mało sobie wiemy, a decyzja o dziecku i domu to bardzo poważna sprawa. Arnold niewiele robił sobie z moich wywodów. Patrzył na mnie jak zdobywca. Widziałam, że on już podjął decyzje i nie odpuści. Chyba nie lubił przegrywać…

Po kolacji postanowiliśmy trochę odpocząć, a potem pójść do sauny parowej i na basen. I właśnie kiedy sięgnęłam po niebieska kopertę w pokoju rozległ się dźwięk telefonu wewnątrz hotelowego. Zaskoczona odebrałam. Pani w recepcji poprosiła żebym, o ile to możliwe, szybko zeszła na dół…

 

Arnold i Spółka (cz. 29)

 

Photo by Flavio Amiel on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.