Jaką kontrolę ma człowiek nad własnymi snami? Czy rzeczywiście potrafią podpowiedzieć rozwiązanie problemu, bywają prorocze? A może to tylko szarpanina mózgu z silnymi emocjami? Rozgrywka na wyższym szczeblu podświadomości? Wycierając resztki kawy ze śnieżnobiałej ściany zastanawiała się co takiego powiedziała przez sen, że on postanowił zdekompletować jej ulubiony serwis i pobrudzić ścianę. Była zdenerwowana, niewyspana i na dodatek miała lekkiego kaca. Z każą chwilą było coraz gorzej.
Roztrzaskana filiżnanka była jednak niczym w porównaniu z obolałym sercem, które pulsowało lękiem, smutkiem i złością. Rozbił porcelanę, obudził dziewczynki i ją i wybiegł jak oszalały z domu. Gdzie poszedł? Nie wziął ze sobą torby, nie zabrał telefonu. Wybiegając z domu chwycił tylko kluczyki, a przecież miał dziś pójść do pracy. Słyszała jak z piskiem ruszył spod domu. Miała w głowie kołowrotek myśli – mieszanie strachu, wściekłości i ogromnego żalu. Do siebie, do niego, do świata też.
Musiała się jednak wziąć w garść. Karolina i Zuzka krążyły wokół niej jak małe, przestraszone pieski. Nie były już nieporadnymi dziewczynkami – jedna chodziła do siódmej klasy, druga do pierwszej liceum. Były młodymi kobietkami, które tak bardzo szukały siebie. Nie chciała mącić im w głowie swoimi małżeńskimi rozterkami, a jednak mąciła.
Wyrzuciła szklane łupiny do kosza. Brzdęknęły z żalem. Miały u niej dotąd cicho i spokojnie. Od kilkunastu lat uczestniczyły w ich rodzinnym życiu. Były niemymi świadkami miłości, kłopotów, szczęścia, goryczy i śmiechów. Dotykały ust spragnionych kawy, czułości, a czasem troski. Ona też czuła się z nimi związana, lubiła je. Dobrze, że jeszcze kilka zostało. Przywiązywała się i do ludzi, i do rzeczy.
Wczorajsza niezachwiana pewność dziś była już tylko marnym cieniem pewności. Nie, nie będzie rozwalała rodziny. Nie zaryzykuje rozwodu tylko dlatego, że po latach odkryła w nim coś, o czym wiedziała od zawsze. Na co liczyła? Czego się spodziewała? Przecież wchodząc w ten związek trzeźwo myślała, nie była nastolatką, sama dokonała wyboru. I co? Teraz ma nagle powiedzieć córkom, że już nie daje rady, że jej się znudziło, że potrzebuje odmiany? Ona ma to powiedzieć? Mama, która od lat wkładała im do główek, że to my, ludzie sami jesteśmy odpowiedzialni za własne decyzje, że jak się powie A…
Przytuliła je mocno i posadziła na kanapie. W żołnierskich słowach wytłumaczyła, że rodzice maja nieco gorszy okres i muszą dojść ze sobą do ładu. Przeprosiła za zamieszanie i nerwy. Powiedziała, że w najbliższych dniach postara się żeby wszystko wróciło do normy, ale muszą jej dać czas. I, że to nie wina taty. Bo konflikt rodzi się w głowach co najmniej dwóch osób, więc i ona jest winna tego cyrku.
Zależało jej żeby dziewczynki nie obarczyły całą wina za tą sytuację Igora. Dobrze wiedziała, ze zawsze stoją za nią murem i o ile w drobnych sytuacjach jej to nie męczyło, o tyle teraz już tak. Wiedziała, że nocna awantura i ta nieszczęsna filiżanka, rozbita w drobny mak o ścianę, ściągną na niego ich niechęć i żal.
Karolina jak zwykle pokrzykiwała wyrzucając słowa z prędkością światła. Pytała po co jej taki mąż i jak może pozwolić żeby traktował ją w taki sposób. No i że ona wybierze, z cała pewnością, inaczej! Zuzia była bardziej koncyliacyjna. Stwierdziła, że życie nie jest czarno-białe i woli mieć pełną rodzinę z wybuchami wulkanów niż żyć tylko z jednym rodzicem. Tak bardzo je kochała, swoje córeczki…
Telefon Igora dzwonił nieprzerwanie co jakiś czas. W końcu szpital zadzwonił do niej. Mąż pierwszy raz odkąd go znała nie zjawił się w pracy. Nikogo nie uprzedził, z nikim nie wymienił się na dyżur, zostawił swoich pacjentów… Powiedziała, zgodnie z prawdą, że nie wie gdzie jest i nie ma pojęcia kiedy będzie. Przeprosiła. Czy powinna była to robić? Była przestraszona. Jej obowiązkowy, odpowiedzialny mąż oszalał. Czy to jej wina? Co powinna zrobić?
Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać skąd ten pomysł ze Szwecją i co właściwie mieliby tam robić. Jak w ogóle mogła nie zadać mu tego pytania? Ta miłość wymykała się z rąk… Czuła to z każdą chwilą bardziej. Na dworze było już całkiem ciemno…
Photo by denise-johnson on Unsplash
2 komentarze
Bardzo mi się podoba
Teresa, bardzo mi miło. Cieszę się, że się podoba! Zapraszam ciepło do czytania!