
Zachwycił mnie od pierwszego spotkania. Był zwariowany, nieposkromiony, zbuntowany. Tak bardzo różnił się od innych mężczyzn.
Miał to, co chciał. Szedł tam, gdzie oczy go niosły. Mówił to, co myślał. Był bezkompromisowy i nie słuchał tego, co radzili mu inni. Mówił, że ma intuicję i słucha wyłącznie jej. Od zawsze.
ZAFASCYNOWAŁAM SIĘ
Kiedy się poznaliśmy oboje byliśmy chwile po trzydziestce. Ja miałam męża i trzyletniego syna, on – z kimś się spotykał niezobowiązująco, jak sam to ujął. Już na pierwszym spotkaniu powiedział, że zrobiłam na nim piorunujące wrażenie i chce więcej. Jego bezpośredniość strasznie mnie peszyła, a z drugiej strony… Nikt, jak on nie prawił komplementów. Po spotkaniu firmowym odwiózł mnie do domu i na pożeganie pocałował w usta. Nie opierałam się. Normalnie, gdyby był kimś innym dostałby w twarz.
ZAWRÓCIŁ MI W GŁOWIE
Zdobył mnie całą po trzech randkach. Nie, nie poszłam z nim tak szybko do łóżka. Jednak już po trzech spotkaniach powiedziałam mężowi, że chcę rozwodu. Byłam nim tak zachwycona, że nie umiałam już sobie wyobrazić życia u boku kogoś innego. To było bardzo nierozsądne. Wiedziałam o tym. Zraniłam Staszka, rozwaliłam rodzinę, skomplikowałam życie synkowi. Nasi wspólnie znajomi stukali się w głowę, ale ja zwyczajnie nie mogłam inaczej.
Kilka tygodni później mieszkaliśmy już razem w jego luksusowo urządzonym domu w Konstancinie. O tym nie wspomniałam? Przepraszam. Mikołaj był bardzo bogaty. Miał fantastycznie prosperującą firmę i był przyjacielem mojego szefa. Jeździł czarnym porsche, nosił markowy czasomierz, garnitury szył u krawca, a buty zamawiał u szewca. Wszystko miał najwyższej jakości. A ja? Byłam od niego cztery lata starsza. Wprawdzie nie zarabiałam tyle co on, ale byłam cenionym grafikiem i miałam osiągnięcia w tej dziedzinie. Po godzinach rysowałam i sprzedawałam swoje prace za całkiem niezłe pieniądze.
ŁAPAŁAM CHWILĘ!
Synek nieźle zniósł tą zmianę. Szybko przyzwyczaił się do nowego wujka, który rozpieszczał go totalnie. Tak jak i mnie. Jeździliśmy po świecie (zawsze w towarzystwie niani), zwiedzaliśmy jego najdziksze zakątki, lataliśmy w wylosowane palcem na mapie miejsce, nurkowaliśmy, skakaliśmy w przepaść, chodziliśmy do zakazanych dzielnic, upijaliśmy się do nieprzytomności i szaleliśmy. Byliśmy jak para głodnych życia dzieciaków. Było ekscytująco, zachwycająco, fantastycznie. Było tak do czasu kiedy nie zaszłam w ciążę.
SPODZIEWALIŚMY SIĘ DZIECKA
Dwie kreski na teście zmieniły wszystko. Ciąża była zagrożona. Nie mogłam latać samolotem, nawet zakupów nie pozwolono mi robić. Byłam kompletnie uziemiona. Ślub i wesele zorganizowaliśmy w jego domu w Konstancinie. To była wzruszająca uroczystość. Jeszcze wtedy wierzyłam, że będziemy naprawdę szczęśliwi.
CHYBA NIE BYŁ GOTÓW NA DZIECKO
Był troskliwy, ale trochę narzekał. Że nie nadaje się do takiego osiadłego trybu życia, że brakuje mu szaleństwa, że muszę szybko rodzić żeby znowu wszystko wróciło na swoje miejsce. Kupił kolejne auto -jeszcze szybsze, nowy zegarek-jeszcze droższy, latał po sklepach i codziennie znosił do domy tony rzeczy. Dla syna, który lada chwila miał się urodzić, dla mojego synka, dla mnie w rozmiarze sprzed ciąży czyli 34, bo przecież zaraz wrócę do wagi sprzed. O sobie również pamiętał. Na pocieszenie pojawiały się -kolejny flakon perfum, spodnie z dziurami – wszystko z ekskluzywnymi metkami, warte fortunę.
Dopiero wtedy, kiedy tak sobie leżałam i miałam dużo czasu na obserwacje, zdałam sobie sprawę, że właściwie wcale go nie znam. Wydawało mi się, że jest szalony i nieokiełznany, bo jeszcze nie ma rodziny, ale to nie była prawda. On stale był taki sam. Mało tego liczył, że uda mu się żyć tak samo nawet po tym jak na świecie pojawi się jego syn.
SYN POZORNIE BYŁ JEGO DUMĄ
Gdy Czaruś się urodził – szalał ze szczęścia. Publikował jego zdjęcia na Facebooku i Instagramie. Traktował go jak trofeum, ale pieluch nie zamierzał zmieniać, w nocy nie wstawał, kąpać syna się bał, a spacery piekielnie go nudziły. No i ja. Nadal nosiłam ubrania w rozmiarze 38. Nie zadowalało go to i dawał mi to odczuć. Przecież zawsze mówił mi, że podobają mu się WYŁĄCZNIE bardzo szczupłe kobiety…
NIE SPRŁNIAŁAM JEGO OCZEKIWAŃ
Dławiłam się tymi jego pieniędzmi. Miałam dość roli Pani Domu. Zatrudniliśmy nianię do chłopców, a ja wróciłam do pracy. Przez kilka lat było jakoś. To znaczy ja żyłam problemami domu, a On szalał, wydawał, podróżował, rozwijał firmę, wprowadzał nowe rozwiązania, ekscytował się kolejnymi ajfonami, kolejnym samochodem, czarował sobą innych ludzi i grał ojca oraz męża. To była jednak rola drugoplanowa. Powiedziałabym, że z czasem stał się jedynie statystą. Kiedy pytałam co z nami, mówił że ten kryzys to pewnie przejściowy, że go przetrwamy, bo przecież mnie kocha. No i syn. No i w końcu wróciłam do rozmiaru 34…
NIE PRZYPUSZCZAŁAM, ŻE TAK TO SIĘ SKOŃCZY
Na uroczyście fetowaną w restauracji imprezę z okazji ósmych urodzin naszego syna przyszedł z kilkorgiem współpracowników i ich dzieci. Jedna osoba pojawił się jednak bez potomka. Była to jego nowa sekretarka. Chciał żebym ją poznała. Początkowo mnie to nawet nie zadziwiło, bo miał w zwyczaju przyprowadzać „swoich ludzi” – był towarzyski. W pewnym momencie zauważyłam jednak, że patrzy na nią inaczej, odnosi się do niej poufale. Zaniepokoiłam się. Po uroczystości zapytałam wprost kim ona dla niego jest. Zmarszczył czoło i milczał, by za chwilę powiedzieć coś, co wywróciło moje życie o 180 stopni…
BYŁO, MINĘŁO…
Najpierw zaczął dociekać czemu zapytałam. Dlaczego to zrobiłam. Próbował przez parę chwil zrzucić winę za tę niezręczna sytuację na mnie! Potem wyznał, że chce się rozwodzić. Od miesiąca już z nią jest. Kocha ją. Jest fascynująca, skrywa tajemnice i lubi to co on – życie bez zobowiązań, na granicy szaleństwa, dziką wolność. A on jest już zmęczony ta prozą, tą zasraną codziennością. On chce żyć, bo kiedy jak nie teraz?! Zostawi mi dom w Konstancinie, zostawi samochód, będzie płacił alimenty i zadba żebyśmy byli szczęśliwi.
To było jak grom z jasnego nieba. Niby mogłam przypuszczać, że mój Pan Prezes jest wiecznym chłopcem i kiedyś go znużę. Niby mogłam się bardziej starać. Mogłam mu towarzyszyć w tych lotach-odlotach, ale nie chciałam. Pragnęłam spokoju, stabilizacji, marzyłam o takiej rodzinnej, sielsielskiej nudzie…
Po tej chudej sekretarce były jeszcze inne. Zmieniały się jak w kalejdoskopie. Kilka razy próbował do mnie wracać. Dwa razy dałam mu nawet szansę, ale z niej nie skorzystał. Potraktował mnie jak przelotną przygodę. Jakbym była jak inne, a ja chciałam to naprawdę naprawić. Naprawdę wierzyłam, ze stworzę chłopakom dom.
NIE CHĘ BYĆ SAMA
Dziś dowiedziałam się, ze się żeni. Z dwudziestolatką. Córką naszego wspólnego znajomego. Piękną, wartościową dziewczyną. Studentką. Jej ojciec rwał włosy z głowy, ale na nic to się nie zdało. Zastanawiałam się czy jej nie ostrzec, ale uznałam, że i tak mnie nie posłucha. Stwierdzi, że jestem, zazdrosna. Kto by brał pod uwagę zdanie byłej, starej żony?
OBŁĘDNIE PRAGNĘ KOCHAĆ
Teraz jestem sama. Bardzo mi z tym źle. Mój pierwszy mąż, jest w kolejnym związku i ma dwójkę małych dzieci. Mój drugi mąż również odpłynął w siną dal. Co z tego, że mieszkam w dużym domu i stać mnie na różne kaprysy skoro czuję się jak nic niewarta stara, zmęczona życiem kobieta. To prawda, mam dwóch fajnych synków, pracę, pasję, ale brak mi mężczyzny. Takiego, który nie będzie ani nazbyt szalony, ani zbyt nudny. A może za wysoko stawiam poprzeczkę?
Photo by Tom the Photographer on Unsplash