Julia ze mną zerwała. Nie miała odwagi żeby powiedzieć mi to wprost -wysłała jedynie lakonicznego smsa. Trudno powiedzieć co czułem. Z całą pewnością byłem zaskoczony. Trochę zdezorientowany? Czułem, że coś straciłem, ale nie przychodziło mi nawet do głowy, że to na zawsze. Byłem pewien, że Julka wróci do mnie. Wiedziałem, że bardzo mnie kocha i zależy jej. Czułem, że teraz postanowiła przytrzeć mi nosa.

-Pogoniła Cię, zażartował Rysiek kiedy spotkaliśmy się przed treningiem. -Pogoniła, odpowiedziałem sprawiając wrażenie kogoś, komu jest wszystko jedno. Przyjaciel nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego, ale powstrzymał się od komentarza. Zamiast tego spojrzał na mnie odrobinę wyczekująco. Zapytałem co chciałby usłyszeć, bo ja nie mam nic szczególnego do dodania. Julka strzeliła focha, postanowiła zagrać mi na nerwach, więc zerwała ze mną. Nie odpisałem jej, bo na takie wiadomości ciężko odpisać coś sensownego. Rysiek zapytał czy tak to planuję zostawić. Nie skomentowałem tego. Stwierdził jedynie, że chciałbym mieć JAK ZWYKLE i pipkę i rybkę, a tak się nie da. Zignorowałem go, bo zaczynał przeginać.

Trening był ciężki, ale wywaliłem z siebie całą irytację. Poukładałem od nowa przetrącone ego. Posklejałem lekko pękniętą, męską dumę. Było lepiej. Na spokojnie -poinformowałem mojego kumpla, że przeprowadzam się do babci i nie zamierzam walczyć o Julkę. Miałem zamiar poczekać na rozwój sytuacji. -A jak ktoś CI ją ukradnie sprzed nosa, drążył Rysek?  Jak mi ukradnie, to będzie znaczyło, ze tak miało być, odparłem i podałem mu rękę na pożegnanie. Koniec dyskusji, pomyślałem.

Wracając, zastanawiałem się co by było. Trudno byłoby mi pogodzić się z tym, że ma kogoś innego, ale przecież nie braliśmy ślubu. Może tak i lepiej? Może od początku, mimo fascynacji i zachwytów, nie było nic więcej? Każde z nas miało swój pomysł na ten związek. Tyle, że nasze pomysły, a co za tym idzie potrzeby były skrajnie różne. Chciałem ją mieć dla siebie, patrzeć na nią, dotykać, przytulać, a potem wracać do swoich spraw, swojego życia. Ona pragnęła być stale obok mnie. Pragnęła atencji, bezustannego kontaktu, ciągłej wymiany myśli i zapewnień o niesłabnącym uczuciu. Mnie to męczyło.

Podobno przeciwieństwa się przyciągają, tak twierdziła moja babcia, która całkiem nieświadomie dołożyła cegiełkę do tej historii. Opowiedziała mi o burzliwym związku z moim postrzelonym dziadkiem, który na drugie imię miał autonomia, a na trzecie ośli upór. Mówiła jak ciężko było im razem -zwłaszcza na początku i na końcu. I jak dużo, mimo wszystko, znaczyli dla siebie.  Najpierw ona była pewna, że chce z nim być, a on ja zwodził. Potem role się odwróciły i dziadek musiał się nieźle natrudzić żeby przekonać babcie o sensowności tego związku. Nawet oświadczyn nie przyjęła, bo nie była pewna czy chce mieć takiego nieprzewidywalnego męża. Pośrodku była proza. Dziecko, praca, ciągłe dokształcanie, walka z jego uzależnieniem od alkoholu. Wsparcie. Czułość w wydaniu okrojonym, ale jak na nich -pełnym. Zrozumienie. Wypracowali to ciężka pracą. Miliardami kompromisów i łez wylanych w poduszkę. Na koniec było strasznie. Kiedy dziadek odchodził trudno jej było zachować kamienną twarz i nie okazywać emocji. Nie umiała udawać i kłamać. Bardzo się bała. Nie chciała iść przez życie w pojedynkę. Dużo rozmawiali o życiu i jego końcu. Ta świadomość bardzo bolała. Babcia skuliła się w sobie, kiedy została sama i rzuciła w wir nowych obowiązków. Wymyśliła sobie sporo zajęć. Prowadziła grupy wsparcia, przyjmowała pacjentów, działała w fundacjach. Wszystko, byle nie czuć tej przejmującej samotności.

Mówiła,  o dziadku ze wzruszeniem połykając łzy, z czułością jakiej nigdy bym się po niej nie spodziewał. Kochała go nawet teraz. Nad życie. Kochała go mimo tego, że był odrobinę małostkowy, bardzo wybuchowy i niezależny jak kot. Że znikał na kilka dni i nikt nie wiedział gdzie, a potem nawet się nie tłumaczył. Przychodził jakby nigdy nic, pił zbyt wiele, bo był wrażliwcem o delikatnym sercu, który nie radził sobie z rzeczywistością. Kochała go mimo tego, że wszystko brał do siebie i bardzo łatwo było go zranić. Mimo tego też, że strzelał focha,, obrażał się, a także mimo tego, że nic nie robił w domu i mało się udzielał jako ojciec.

To był związek polegający na ciągłej walce. Wyczerpujący, ale jak mówiła babcia, pozwolił im obojgu się rozwijać, dojrzewać, odkrywać w sobie coraz to nowe uczucia… Zastanawiałem się czy nie powiedzieć jej o Julce, o Magdzie. Nie poprosić o komentarz odautorski. Byłem pewien, że nie oceni mnie, nie skrytykuje. Ona zawsze widziała wszystko znacznie szerzej niż inni.

-Wiesz babciu, chciałbym Ci zadać pytanie, zagaiłem…

Kiedy na Twojej drodze staje miłość (cz. 24)

Photo by Robin Benzrihem on Unsplash

Spodobał Ci się tekst? Zostaw komentarz.